Uwaga

sobota, 8 października 2016

Rozdział 1

Część druga
„Pod pajęczą lilią”

Ludzkie życie jest straszne. Przerażająco nijakie. Przerażająco obfite. Pełne trosk i lęków o każdy kolejny jego element, każdy kolejny czynnik, każdy kolejny moment. Nic weń nie jest trwałe i nic poza śmiercią nie jest pewne. A śmierć przeraża tak bardzo, że człowiek zdecydował się nawet o niej nie myśleć.
Emocje, uczucia, wspomnienia, doświadczenie, instynkty, mądrość. Wszystkie te rzeczy składające się na życie nie gwarantują jego powodzenia. Człowiek o tym wiedział i dlatego się bał. Lecz jak odnaleźć spokój? Gdzież on leży? Jaką drogę należy wybrać, by doń dotrzeć i się nim otoczyć?
Wielu próbowało różnych możliwości. Czy spokój przynieść mogło wyeliminowanie wrogów? Ścieżka skuteczna, lecz pełna zła, okrucieństwa, bezlitosna i brutalna. Zetnij jednak wrogowi głowę, a dwie nowe wyrosną w jej miejsce. Nieskończona ilość przelanej krwi nie doprowadziła nigdy nikogo ku spokojowi duszy.
Czy spokój mogła przynieść izolacja? Samotność wybrana na siłę, odseparowanie się od wszystkich. Żal i gorycz, melancholia i nostalgia. Choć nikt nie mógł takiego samotnika skrzywdzić, nikt też nie mógł go pocieszyć, rozradować czy przynieść ulgi zwykłym ludzkim gestem. Cóż za okrutna cena za spokojne, lecz pełne smutku życie!
Czy spokój przynieść mogło poszukiwanie i rozdawanie dobra? Ścieżka szlachetna, pełna wywołanych uśmiechów i ciepłych spojrzeń. Lecz martwienie się cudzym losem jedynie przysparza trosk, a tych żaden człowiek nie ma zbyt mało. Gdzież może być spokój pośród obaw o czyjeś życie?
Człowiek więc zwrócił się ku bogom. Jak odnaleźć spokój? Jak żyć, by się nie bać? Jak uniknąć zła, przemocy, chorób, krwi i śmierci, gdy jest się śmiertelnym? Czemuż ludzie stworzeni zostali do trwania w świecie tak przerażającym dla ich podatnych na skalanie dusz?
Bogowie milczeli. Milcząco patrzyli, milcząco słuchali. Ich brak odpowiedzi wielu wzięło za karę, wielu innych za opuszczenie prostych i biednych dzieci. Jedynie niektórzy w ciszy bóstw postanowili dopatrzeć się ich świętego przesłania.
I wtedy kilkoro ludzi rozejrzało się wokół. Spojrzało na swych rodziców, na swe rodzeństwo, swych partnerów i swe dzieci. Spojrzało na przyjaciół, na kapłanów. A gdy znów skierowali wzrok ku bogom, pokłonili się z dziękczynnymi modlitwami na ustach.
Gdzież bowiem w tym strasznym życiu człowiek mógłby znaleźć coś bardziej kojącego niż miłość?

Zieleń migała mu przed oczyma. Odór śmierci wciąż bódł we wrażliwy węch. Szelest uciekających przedeń kroków ośmiu nóg rozbrzmiewał coraz głośniej i głośniej w miarę, jak zbliżał się do przerażonych stworów. Dalekie kroki niosły go bardzo szybko, on zaś jeszcze wzmógł siłę w swych nogach. Jednym skokiem odbijał się na odległość wielu długości swego ciała.
Słońce mignęło pośród koron drzew, przez moment oświetlając mu postacie złych duchów, gdy mknął w pościgu za nimi. Dwa yōkai przypominające ludzi bez głów biegnących na czterech ramionach miast na nogach obracały się co chwilę, zerkając w jego stronę z przerażeniem w pojedynczym oku na ich czołach. Z ich tułowi wyglądających jak odwłoki zwisały ciężko pokryte śliską skórą ogony, które wiły się z każdym krokiem dziwnych demonów.
Jeszcze tylko kilka skoków, jeszcze trzy, dwa. Jeszcze jeden.
Z warknięciem zacisnął szczęki na ogonie pierwszego z yōkai. Stwór wrzasnął głośno, a jego głos brzmiał jednocześnie jak pisk i chrobot metalu ciągniętego po kamieniach. Gdy kłapnął zębami jeszcze raz, tym razem mocniej, rozbryzgnęła się dookoła brunatna posoka, obrzydliwie cuchnąca i dymiąca w zetknięciu z ziemią.
Drugi yōkai wytężył siłę, by biec jeszcze szybciej. Nie dałby rady jednak nigdy uciec. Nie w jego słabej postaci. Na widok zbiega prędko wyrzucił z pyska pozostałości ciała martwego demona i udał się w pościg za tamtym, którego siły zużyły się niemal zupełnie. Niewiele zatem trzeba było, by go dopaść i uczynić z jego kaprawym ciałem to samo, co z bratem złego ducha.
Zieleń zatrzymała się, by przeistoczyć w kępki mchu, krzaki i liście co poniektórych drzew pośród sosen. Inugami zatrzymał się i spojrzał na parującą maź martwego yōkai. Jego obrzydliwe ciało bladło i kurczyło się, jakby całe powietrze i cała wypełniająca je tkanka nikła. Sflaczała powłoka wkrótce zaczęła schnąć i rozpadać się na tysiące kawałków.
Tak działała oczyszczająca moc ataków Psiego Boga. Nic na jego terenie nie mogło pozostać brudne, jeżeli miał być to obszar tak silnego kamiego jak on. Już po chwili z ciała yōkai pozostał jedynie pył, który rozniósł się w nicość z najlżejszym powiewem wiatru.
Kami odetchnął i otrząsnął łapę z resztek mazi. Dzwonki na czerwonym łańcuszku zabrzmiały cicho, lecz złowieszczo. Od dawna ich nie używał i miał nadzieję, że miną jeszcze wieki, nim znów jego pieczęcie złamią potężniejsze od tych lichych kreatur demony.
Z nagła jego wzrok przyciągnął błysk w ściółce. Podszedł doń i nachylił głowę. Przez smród resztek nieczystości przebijał się wątły zapach stali i miedzi. Inugami przekręcił głowę, po czym szturchnął wilgotnym nosem przykrywające przedmiot liście. Dziwnie przyjemny aromat wilgoci i gnijących resztek lasu na chwilę kompletnie przykrył wszelkie inne zapachy.
Oczom wielkiego Akity ukazały się dwa metalowe dyski, jeden stalowo srebrny, drugi różowo miedziany, które złączone zostały w sposób, jakiego nie potrafiłby powtórzyć żaden człowiek. Na środku obu dysków wybito kwadratowe otwory o zaokrąglonych kątach, zaś całe ich powierzchnie pokryte były różnorakimi wzorami oraz postaciami powykręcanych stworzeń lub nawet ludzi.
Zmieniwszy swój aspekt, bóg wziął w dłoń przedmiot nie większy niż długość ludzkiego łokcia. Oba ciężkie dyski były grube na szerokość jego kciuka. Kami przyjrzał się dokładnemu łączeniu, które dawało wrażenie, że dyski przenikają się w magiczny sposób. Nie wątpił, by tak właśnie było.
Zmrużył krwiste oczy, zastanawiając się, skąd pomniejszy demon mógłby wziąć podobny artefakt. Oczywistym się zdawało, iż przedmiot miał jakąś moc, wibrowała ona bowiem w uchwycie białowłosego. Nie pasowało mu to ani trochę, zupełnie jakby dyski były zapowiedzią czegoś gorszego i niebezpieczniejszego.
Wyprostował się i przebiegł wzrokiem dookoła, nie zawieszając go jednak nigdzie na dłużej. Ani jego węch, ani słuch nie wyłapały w tej okolicy już niczego dziwnego. Mógł zatem uznać, iż nie musi już dłużej straszyć zwierząt tutaj żyjących.
Powrócił do psiego aspektu i oddalił się fertycznym krokiem. Wyczuł, że kryjące się w milczeniu ptaki niemal od razu wróciły do normalnego życia. Już od dawna nie sprawiało mu to smutku.

Jak zwykle najpierw spojrzał z daleka. Zapach świeżo wyczyszczonych ubrań dobiegł węch Psiego Boga nawet tutaj, skąd oczy żadnego człowieka nie dałyby rady wypatrzeć jego wybijająco białej postaci. Dziewczynka ze splecionymi zwyczajnie włosami kończyła wieszać pranie, nakładając na drewnianą poprzeczkę ostatnią rzecz.
Inugami zawsze najpierw orientował się, czy Kiyori nie uczestniczy w jakichś lekcjach z Nate bądź Fukakim. Nie chciał bowiem nigdy żadnej przerywać ani sprawiać, by kapłani w jego chramie czuli się niekomfortowo zobowiązani do zbędnego okazywania szacunku. Ileż razy ludzie padali przedeń na kolana i naraz wznosili na wieść o jego obecności modły czy to dziękczynne, czy błagalne. Po co to czynili? Wystarczyło, że przeszedł pośród swych ludzi i otworzył się na gnębiące ich zło – wyczucie go nie stanowiło ni krztyny problemu. A na czyjąkolwiek wdzięczność nie zasługiwał. Robił wyłącznie to, co zostało mu przypisane.
Począł zbliżać się ku dziecku, lecz przy ostatnich już drzewach postanowił jednak zamienić się w psa. Jednym tchnieniem mocy, której mu nie brakowało, przybrał czworonożny aspekt. Zawsze w ten sposób czuł się przy młodej miko lepiej. Przypominało mu to wiele dobrych rzeczy z tak odległej już przeszłości.
Zarazem też wiele złych, lecz czerń w swoim sercu musiał chować. Głębiej niż sam mógł sięgnąć.
Wkroczywszy na haiden, zatrzymał się i usiadł, by obserwować dziewczynkę z daleka. W tym aspekcie słyszał wyraźnie każdy jej oddech, każde tarcie materiału jej ubrań o siebie. Jednocześnie w odległym tle słyszał pracującą w ogródku Nate i zajętego porządkowaniem jakichś rzeczy w chramie Fukakiego. Shinshoku przeglądał papiery, szelest cienkich zwojów był wyjątkowo wyraźny.
Wkrótce Kiyori go dostrzegła. Najpierw jej ciemne niczym obsydian oczy osiadły na sylwetce kamiego, potem całą jej twarz rozpromienił szczery uśmiech. Ciepło wlało się w serce Psiego Boga na ten widok. Jakże wspaniałym uczuciem był fakt, iż ktoś tak bardzo się cieszył, ledwo go ujrzawszy.
— Dzień dobry, Yori-san! Jak ci mija dzień? – zapytała, gdy ukłoniła się w jego stronę.
Pies w kilku susach znalazł się obok niej, by położyć swe potężne cielsko u jej nóg. Dziewczynka od razu kucnęła ku niemu i zaczęła głaskać Inugamiego za uchem. Natychmiast zmrużył z przyjemnością oczy i zamachał zawiniętym w spiralę ogonem. Jej dotyk niezwykle go uspokajał.
Przez chwilę siedzieli tak bez zamiaru robienia czegokolwiek innego. Kami już jakiś czas temu dostrzegł, że w obecności dziewczynki wkracza jakby w inny świat. Przyjemny świat ich dwojga, gdzie może nareszcie się wyciszyć i nie myśleć o swej roli. Chyba nigdy wcześniej nie zdał sobie sprawy, jak bardzo brakowało mu owej odskoczni. Że też odnalazł to przy boku kilkunastoletniej dziewczynki – zabawna sytuacja.
Kiyori wyprostowała się po chwili i podeszła do drewnianej balii, w której wcześniej przyniosła pranie.
— Muszę to odnieść i zaraz do ciebie wrócę, Yori-san. Poczekasz na mnie gdzieś tutaj?
— Zaczekam pod wiśnią. Nie musisz się spieszyć, Kiyo-san, mamy jeszcze sporo czasu przed sobą – odparł jej, przybrawszy ludzki aspekt.
Czarnooka obdarzyła go jeszcze jednym uśmiechem, po czym odwróciła się w swoją stronę. Psi Bóg zaś uczuł w głębi siebie dziwną pustkę. Zawsze zdawało mu się nie do końca prawdziwym mówienie, iż przedeń nadal czeka wiele czasu. Przecież życie śmiertelników mijało mu w mgnieniu oka. Jak mógł mówić temu naiwnemu wciąż dziecku, że „mają czas”? Ludzie, którzy wczoraj się urodzili, dziś biorą śluby, zaś jutro zamkną na wieki oczy. A iluż z nich rodziło się z błogosławieństwem, dzięki któremu Inugami choć te kilka chwil mógł się nacieszyć ich towarzystwem?
Wstał i wolnym krokiem podszedł ku wiśni. Uwielbiał to drzewo, tak bliskie było jego najdalszym, jeszcze pięknym wspomnieniom. Pogładził dłonią spękaną przez lata korę, czując w jej szczerbach tysiące ogników życiowej siły. Płynęły one wartko tuż pod wierzchnią warstwą, niby twardą skórą rośliny. Sakura zdawała się być równie młoda, co ponad sto lat temu, gdy ją tu posadzono. Psi Bóg cieszył się za każdym razem, iż pewnie stojące drzewo towarzyszyć mu będzie jeszcze wiele dekad.
Leniwie usiadł u wystających korzeni i odetchnął. Ludzki odruch, przejęty od swych podopiecznych. Po co bowiem bóg miałby wzdychać? Głębokie oddechy w ogóle nie były mu potrzebne. Ale dzięki temu czuł się bliżej ludzi. Sama tego świadomość sprawiała mu przyjemność.
Po niedługim czasie Kiyori wróciła. Prawie że biegła w stronę białowłosego. Obdarzył ją ciepłym uśmiechem, gdy siadała obok, jak zwykle blisko niego. Ciepło drugiego człowieka ciągle zdawało się dla Psiego Boga wręcz nierealne. Spełnienie marzeń, których nie miał od tak wielu lat.
— Yori-san, a wiesz, że śniłeś mi się dzisiaj? – powiedziała dziewczynka. Uniósł na jej słowa brew.
— Czy to był ciekawy sen?
Czarne oczy skierowały się ku konarom wiśni, a drobne, choć pełne usta ściągnęły w wyrazie zadumy.
— Dość często mi się śnisz, ale zazwyczaj wtedy niewiele robisz. No i nie zawsze pamiętam. Ale tym razem to było trochę inne. – Spojrzała ku niemu z lekką dezorientacją. Inugami natychmiast uczuł cierń niepokoju. – Śniło mi się, że byłeś psem, ale zupełnie zwyczajnym białym psem. Nie wiem skąd, ale wiedziałam, że to ty, chociaż nie miałeś ani dzwonków na łapie, ani tych znaków na szyi. I biegałeś w ogrodzie pełnym wiśni, a one wszystkie kwitły i zrzucały pierwsze płatki. Czułam się spokojna i szczęśliwa, ale potem ktoś przyszedł i słyszałam tylko, jak zaskowyczałeś kilka razy. Nic wtedy nie widziałam. I to jest właśnie dziwne, bo potem znowu biegałeś radośnie po ogrodzie, a te kilka scen się powtórzyło kilka razy. Dopiero na końcu obudziłam się, gdy w tej ciemności coś zaczęło warczeć. Ale nie tak jak zwykły pies. To było… straszne, Yori-san. Naprawdę się bałam. Czy taki sen coś znaczy?
Psiego Boga zalał żal. Głęboki żal, o wiele głębszy niż ten, jaki pojawia się, gdy sam wspominał swoją przeszłość. Nie potrafił znów zapanować nad swoją mimiką i w oczach dziewczynki dostrzegł, że bardzo zmartwiła się jego smutkiem. Nie chciał być powodem jej trosk, lecz nie potrafił zareagować inaczej na to, co przed chwilą usłyszał.
— Często masz takie sny, Kiyo-san? – zapytał po chwili, by zyskać pewność, że jego głos nie zdradzi całego niepokoju, jaki się weń zalęgł.
— Nie wiem. To możliwe, ale naprawdę większość snów z tobą zapominam od razu, gdy tylko otworzę oczy. Chociaż naprawdę wydaje mi się, że ten, który ci opowiedziałam, nie był jedynym takim – powiedziała, bawiąc się palcami.
— Lepiej, żebyś o nim zapomniała – zdobył się wreszcie na odpowiedź. – Takie sny przynoszą jedynie nieszczęście ludziom, którzy poszukują w nich sensu. Powiedz Fukakiemu-san, by przygotował ci coś przeciwko koszmarom. To wystarczy, byś spokojnie spała.
— Yori-san… – usłyszał dziwnym głosem. – Te sny są czymś więcej niż zwykłymi koszmarami, prawda? Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć?
Spojrzał w jej stronę przepraszająco. Miała rację. Inugami już kiedyś, gdy dziewczynka budziła się przy nim z nagłych snów w takim stanie, czuł, że strach w jej sercu ma inną przyczynę niż zwyczajne koszmary. A teraz dała mu potwierdzenie, że została pobłogosławiona na więcej niż jeden sposób. Choć ciężko było to nazwać czymś dobrym.
Miała  s n y. Te sny, w których ukazuje się prawda, jaką należało przemilczeć. Ale przecież nie mógł tego powiedzieć. Nie mógł tego powiedzieć nikomu, nigdy.
Czarnooka zacisnęła wargi, przez co jej pucułowate policzki zdawały się jeszcze pulchniejsze. Widział, iż nie podobała jej się ta reakcja. Chciała odpowiedzi, żądała jej w swym sercu. Lecz nie mogła jej dostać od jedynej istoty, która ją znała.
Przez chwilę trwali w nieprzyjemnej ciszy. Inugami nie chciał zmieniać niekulturalnie tematu, dlatego zawsze czekał, aż Kiyori coś rzeknie. I na szczęście nigdy się nie zawodził. Dziewczynka nie należała do osób, które potrafiły się obrazić, za co był jej wdzięczny. Nie umiałby przecież nijak jej udobruchać, skoro prawda nie mogła zostać wyjawiona.
— Robi się już chłodno. Uwielbiam obon, ale po nim zawsze jest już tak blisko jesieni i zimy – powiedziała nieco sztywnie, lecz wyraźnie próbując polepszyć zapadłą między nimi atmosferę.
— Jesień jest potrzebna. Ukazuje, jak piękna może być starość, Kiyo-san. I jest jedynym sygnałem dla żywych stworzeń, by przygotowały się na miesiące pełne pięknej bieli – odparł.
— Musisz lubić zimę, Yori-san. Prawie że zlewasz się wtedy z otoczeniem.
Zaśmiali się oboje, a serce kamiego zalała ulga. Pogłaskał dziewczynkę po lśniących włosach.
— Gdyby ludzie mogli mnie zobaczyć, pewnie by tak było. Ale reszta stworzeń raczej mnie wyczuwa i ucieka, nim w ogóle mogą mnie dostrzec.
— Dlaczego się ciebie boją, Yori-san? Nie rozumiem tego. Poza tym nie wszystkie zwierzęta przed tobą uciekają.
Pod wpływem wiatru kilka długich białych włosów zaszło mu na twarz. Odgarnął je jednym ruchem, by zlały się z powrotem z resztą. Srebrne niczym u starca kosmyki przemknęły między jego palcami gładko.
— Nie boją się mnie, a mojej mocy. Poza tym uciekają tylko wtedy, gdy przybieram psi aspekt. Przeraża on wszystkie stworzenia, które tu żyją – odparł cichym głosem.
Tak jak powinien on przerażać i ludzi.
Znienacka Kiyori objęła rękoma jego ramię, wtulając twarz w materiał białego kimona z wzorem w niebieskie żaby.
— Dla mnie psi aspekt Yoriego-san jest tak samo kochany jak ten ludzki. Tylko bardziej owłosiony – powiedziała z radosnymi oczyma skierowanymi prosto na niego. Odpowiedział na jej uśmiech własnym, głaszcząc ją znów po głowie.
To dziecko naprawdę było dla niego prezentem od losu.

2 komentarze:

  1. Och. Ten rozdział chyba był nieco krótszy, prawda? Ale to nie zmienia faktu, że fantastyczny! Nie dość, że rozpoczyna on drugą część opowiadania, a więc możemy spodziewać się.. może jakiegoś zwrotu akcji?, to jeszcze jest przedstawiony z perpektywy samego Inugamiego! To było genialne wejść w jego myśli, w jego zwierzęcy aspekt, gdy chroni swoją krainę, w jego serce, gdy widzi i spotyka się z Kiyori pod wiśnią. I tym bardziej potwierdza moje jakieś tam przypuszczenia co do pełnej tajemnic przeszłości Psiego Boga.
    Alys

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyli teraz z punktu widzenia samego Psiego Boga tak? Ciekawe ☺ zaczyna się robić poważnie. Specjalnie dobrałeś jesień i zimę do opisywanych nam wydarzeń? No i ten tajemniczy dysk... tamten demon musiał go dostać od kogoś silniejszego ale w takim razie czemu tamten nie zaatakuje osobiście? Drugi wariant to że to ukradł ale i on odpada bo skoro wcześniejszy demon był silny to mało prawdopodobne że dałby się okraść pomniejszemu demonowi... pozostaje więc kwestia kto i dlaczego to mu dał. A może one właśnie miały to wykraść z terenów Boga? Czyli gdzieś pod samym nosem Inugami ma gniazdo os o którym nie wie... robi się ciekawie. Tym bardziej że dziewczynka o tym zaczyna śnić. Nie mogę się doczekać kiedy uchylisz więc rąbka tajemnicy.

    Pozdrawiam i życzę weny
    Malum

    P.S. Szczerze życzę powodzenia w pierwszych miesiącach Kociaku :3 (ah ten cudowny pierwszy rok gdzie na początku wszyscy wokół Ciebie skaczą bo jesteś pierwszym rokiem xD czuj się skocony przeze mnie ;) i pamiętaj że studia są dla Ciebie a nie ty dla nich! Życie poza zajęciami i ich zaliczeniem mieć jakieś trzeba ^^

    OdpowiedzUsuń