Uwaga

piątek, 5 sierpnia 2016

Rozdział 6

Ubrane w jedwabne pieluszki dziecko spało spokojnie. W ogóle nie przejmowało się tym, iż zaniesiono je z samego rana do miejsca tak oddalonego od ciepłego, spokojnego łóżka matki. Ta stała wraz z dziadkami i ojczystą babką z tyłu, zaś dziecię nie interesowało się wcale, że w ramionach trzyma je druga z babek oraz ojciec. Dziw brał również, że grająca na tsuzumi para ludzi nie budziła go z tego beztroskiego snu.
Kiyori tym razem polecono jedynie modlić się wraz z miko do kamiego o zdrowie maleństwa. Ceremonia bowiem w pełni wykonana miała być przez shinshoku, im zaś nakazano wyłącznie stać po bokach hondenu.
Kapłan ubrał odświętne błękitne hō oraz wysoką czapkę ebōshi. Wyglądał wyjątkowo dostojnie, recytując modły ze zrobionym wczoraj przez miko tamagushi w ręku. Kiyori razem z nią próbowała się nauczyć poprawnie splatać gałęzie świętego drzewa sakaki i pojedyncze shide. Niestety dwie z jej różdżek nie udały się, zaś trzecia jedynie trochę przypominała tamagushi zrobione od razu przez Nate-sensei.
Shinshoku, puryfikując otoczenie, machał różdżką na boki – najpierw w stronę hondenu, potem zaś odwrócił się i zaczął wykonywać te same ruchy nad niemowlęciem. Skrzywiło się ono i burknęło coś w swoim gaworzącym języku, lecz na tym jego protesty ustały.
— Inugami-sama, oto jest pierwsza wizyta w chramie twej nowej wyznawczyni, której imię jest Haruna, a jej ojcem jest Kikone Gō, a jej matką jest Kikone Namie. Weź pod swą opiekę jej życie rozpoczęte dwudziestego dnia miesiąca yayoi, początku wiosny, i chroń ją od skalania –rzekł kapłan głośno i powoli, wznosząc tamagushi ku górze, po czym znów zaczął recytować modlitwy twarzą ku wejściu do domu kamiego.
Kiyori nagle ujrzała Psiego Boga ubranego w najbielsze materiały, jakie kiedykolwiek widziała. Tylko czerwone pasmo przy kołnierzu oraz oczy mężczyzny stanowiły kontrast z jaśniejącą barwą śniegu. Zdawać by się mogło, iż dopiero co znalazł się pod hondenem, lecz właśnie schodził zeń powoli, kierując pełne gracji kroki ku maleństwu.
Niewidziany przez niczyje oczy poza oczyma dziewczynki, podszedł do trzymającej niemowlę pary i położył na jego czole dłoń, po czym nachylił się i wyszeptał coś do ucha maleńkiej Haruny. Dziecko zakwiliło i uniosło rączkę ku twarzy mężczyzny – a raczej tak zdawało się czarnookiej. Po chwili białowłosy wrócił do hondenu i stamtąd obserwował dostojnie resztę ceremonii.
Po kolei wszyscy członkowie rodziny, poczynając od ojca, podchodzili do kamiego, by złożyć na heidenie, ofiarnym podwyższeniu, mniejsze wersje tamagushi bez białych shide, a potem ukłonić się głęboko trzy razy i zaklaskać dla zwrócenia uwagi boga. Następnie każda osoba dostawała trochę specjalnej sake z czerwonego kwadratowego masu. Wypijali ją jednym łykiem, by przypieczętować swoją zgodę na ceremonię u Psiego Boga.
Inugami w tym czasie pochylił się nad złożonymi mu ofiarami i wyciągnął ku nim bladą dłoń, wnętrzem do góry. Niespodziewanie z gałązek sakaki poczęły wychodzić maleńkie brązowe stworzonka, które, jedno po drugim, wskoczyły na czerwonookiego. Kiedy wszystkie już nań weszły, zakrył istotki drugą ręką, po czym zbliżył dłonie do ust i, przymknąwszy oczy, dmuchnął weń raz.
Z otwartych nagle rąk wyleciało sześć brązowych motyli o kształtach tak dziwnych, że dziewczynka nie potrafiła rzec, by na pewno były to zwierzęta z jej świata. Odfrunęły w niebo zbyt szybko, by zdążyła się im przyjrzeć, lecz brzegi pokrytych żyłkowaną siecią skrzydełek zdawały się zbyt postrzępione lub wręcz niemożliwie pogięte, by normalne owady mogły się nań wznieść.
To zjawisko tak przyciągnęło uwagę Kiyori, iż nie potrafiła oderwać odeń oczu i dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że zamiast modlić się, patrzy w niebo tam, gdzie maleńkie punkciki już przestały być widoczne. Zreflektowała się, widząc spojrzenie Nate-san, po czym wróciła do modlitwy. Miała jednak wrażenie, iż kątem oka zauważyła uśmiech rozbawionego nią Yoriego.
Najwyraźniej wszystkie ceremonie w chramie wyglądały zupełnie inaczej, gdy oczy mogły dostrzec ich skrytą dla zwyczajnych ludzi część.

Akurat Kiyori czyściła ishidoro, kiedy ujrzała z daleka idącą w jej kierunku miko. Musiała uprzątnąć rozlany w lampionie olej wąskimi kawałkami materiału na długich patyczkach, które jako jedyne mieściły się między zdobieniami kamiennej lampy. Miała też potem włożyć do środka nowe knoty tak, by ich końce znajdowały się w cieniutkich metalowych obręczach, do czego jako narzędzie dostała długie szczypce.
Nate-sensei zbliżała się jednak nieubłaganie, zaś serce dziewczynki skakało z nerwów, gdyż wiedziała, dlaczego kapłanka idzie w jej stronę. A ona skończyła pracę dopiero z trzema ishidoro!
— Kiyori, odłóż na chwilę narzędzia i wytrzyj dłonie. Musimy porozmawiać. – Głos starszej kobiety, zazwyczaj pełen serdeczności i ciepła, tym razem był chłodny i surowy.
— Tak, Nate-sensei.
Uczyniła, jak miko jej nakazała, po czym udała się za nią smętnym krokiem ku ich niewielkiemu domkowi, który służył niemalże tylko i wyłącznie do spania i jedzenia. Tam usiadły naprzeciw siebie. Stara kobieta mierzyła ją spojrzeniem sprawiającym, że czarnookiej wychodziła gęsia skórka na całym ciele.
Chwile mijały, zdawało się, iż wieczność cała minęła, nim miko się odezwała.
— Mam nadzieję, że wiesz, dlaczego tu teraz siedzimy.
— Tak, Nate-sensei – odparła dziewczynka cichym i niepewnym głosem, nie będąc w stanie patrzeć nigdzie indziej niż na tatami.
— To dobrze. Bo postąpiłaś ordynarnie i tak niewłaściwie, że tym razem muszę cię ukarać. Znieważyłaś samego kamiego podczas ważnej ceremonii, tym samym obrażając całą rodzinę, która przyszła z małą Haruną na hatsumiyamairi. Przyniosłaś wstyd mnie i shinshoku. Twoje zachowanie było absolutnie niedopuszczalne.
Kiyori wciąż siedziała z opuszczoną głową. Nigdy w życiu nie została gorzej ukarana niż poprzez niekupienie jej tego, o co prosiła rodziców, dlatego teraz tak straszliwie się obawiała kolejnych słów kobiety. Na dodatek ona wcale nie znieważyła Inugamiego, tylko podziwiała to, co czynił przed hondenem. Znów zaczęła drżeć jej broda, a oczy powoli nabiegały łzami.
— Nate-sensei, czy mogę coś powiedzieć? – zapytała, nieśmiało unosząc wzrok. Jedynie na moment skrzyżowała spojrzenie z miko, by niemal od razu spuścić go na jej kolana.
— Jeżeli masz do powiedzenia coś ważnego, proszę bardzo.
Czarnooka nabrała ze strachem powietrza, by zacząć niespokojnie tłumaczyć.
— Ja wiem, że to, co zrobiłam, było okropne, ale ja tego nie zrobiłam umyślnie, żeby obrazić Psiego Boga albo was, albo rodzinę Kikone. Ja cały czas patrzyłam tylko na Yoriego-san, bo najpierw zszedł z hondenu, a potem podszedł do małej Haruny, a jeszcze potem odebrał z ofiarowanych sakaki coś dziwnego, co potem zmieniło się w motyle. Przepraszam, że straciłam skupienie, ale to wszystko dlatego, że obserwowałam kamiego.
Łzy poczęły skapywać z jej oczu w połowie pierwszego zdania. Z nerwów język jej się plątał i chyba nie do końca wyraźnie wymówiła wszystkie swe słowa, lecz zdawało się, iż postawiła na swoją obronę wszystko, co mogła. Teraz pozostawało tylko czekać na odpowiedź miko. Może chociaż złagodzi jej karę…?
— Kiyori, czy to, co mówisz, jest prawdą i mnie nie okłamujesz? Spójrz mi w oczy – rzekła. Dziewczynka uniosła załzawiony wzrok i tym razem ujrzała jedynie zmęczone spojrzenie Nate-sensei, które już łatwiej jej było wytrzymać.
— Ja nie kłamię, Nate-sensei. Tak było – orzekła ostatecznie wilgotnym głosem. Jakaś drobna nadzieja powoli rozbłyskiwała się coraz jaśniej w jej serduszku.
Niespodziewanie kapłanka westchnęła głęboko.
— W takim razie nie mam, za co cię ganić. Wierzę, że widziałaś kamiego. Gdyby nie to, musiałabym naprawdę surowo ukarać cię za ten występek. Ale na przyszłość pamiętaj, Kiyori, żeby nie zdradzać wszystkich rytualnych sekretów Inugamiego, dobrze?
Czarnooka uśmiechnęła się przez łzy z wdzięcznością i ulgą. Naprawdę nie zostanie ukarana? Jak dobrze! Musiała to powiedzieć potem Yoriemu, w końcu to też dzięki niemu miała teraz takie szczęście.
— Dziękuję, Nate-sensei. Przepraszam jeszcze raz. – Ukłoniła się.
— Wyjaśnię to shinshoku i rodzinie Kikone. Mam nadzieję, że i oni nie będą trzymali wobec ciebie urazy. Nie wszyscy bowiem wiedzą, że zostałaś miko ze względu na swoje błogosławieństwo… I lepiej będzie, jeżeli tak pozostanie. – Kapłanka podkreśliła ostatnie słowa bardzo wyraźnie. Kiyori nie wiedziała, dlaczego nie powinna chwalić się swoją mocą, upewniła jednak kobietę, że nie będzie o tym mówić odwiedzającym chram. – A teraz wróć do czyszczenia ishidoro.
Nareszcie na twarzy Nate-sensei zagościł uśmiech, co utwierdziło dziewczynkę w przekonaniu, że już po wszystkim. Wstała zatem, jeszcze raz ukłoniła się starej miko, po czym wróciła na sandō, by dokończyć przerwane zadanie.
Przeszło jej jeszcze niedojrzale przez myśl, iż ta moc była prawdziwym błogosławieństwem.

— Yori-san! Dzień dobry! – zawołała czarnooka i pomachała Inugamiemu.
Wyjrzawszy przez okno swojego pokoju, niespodziewanie ujrzała Psiego Boga na skraju hondenu. Już miał zniknąć jej oczom za rogiem budynku, lecz odwrócił się na jej głos i odmachał dziewczynce z uśmiechem. Ta prędko ubrała coś cieplejszego na siebie i wyszła, by choć chwilę porozmawiać z białowłosym. Kto wie, kiedy znów będzie mieć okazję spotykać go codziennie nieprzerwanie przez trzy dni?
Świt błyszczał jasno spod zasłonki cienkich chmur. Słońce próbowało zerwać ów niechciany woal ze swej twarzy, lecz o tak wczesnej porze nadal było zbyt słabe wobec zbierających swe siły przez całą noc obłoczków. Tu i ówdzie jednak coraz częściej dało się dostrzec przebierające między rozciętymi ciepłem nićmi z niebiańskiej wełny złote palce rażącego światła dnia.
— Dzień dobry, Kiyori-san. Dość wcześnie wstajesz jak na osobę w twoim wieku – rzekł mężczyzna, kiedy dotarła do jego boku.
— Shinshoku i Nate-sensei pozwalają mi chodzić spać wcześniej, żebym się wysypiała. Niepotrzebnie, bo zazwyczaj rano się nudzę – odparła mu radośnie. Rozczochrane nadal włosy zostały dodatkowo zmierzwione przez dłoń Inugamiego.
—Poranki to piękna pora. Świat nadal jest cichy po nocy, lecz słońce już rozświetla czarne zakamarki cieni. Patrzenie, jak co dzień jedno życie zastyga w dziennym śnie, zaś drugie budzi się na nowo i rozkwita, jest niczym patrzenie na otwierające się i zamykające kielichy kwiatów – mogę podziwiać to zjawisko cały czas, a nawet po wielu latach mi się nie nudzi. Przepiękna feeria barw i zapachów – rzekł rozmarzonym głosem.
— Yori-san, czy kami śpią? – zapytała zainteresowana.
— Mogą, lecz nie muszą. Jeżeli już zamykają oczy, by udać się na spoczynek, nie budzą się przez wiele, wiele lat. Słyszałem nawet o kamich, którzy zapadli w twardy sen wcześniej, niż wykiełkowały najstarsze drzewa, i śpią nadal, a ich ciała bardziej podobne są do kamieni. Być może już nigdy się nie zbudzą, a być może pewnego dnia jakiś zew przebije się do ich uszu i otworzą swe oczy w zupełnie innej erze niż ta, którą zapamiętali.
Inugami miał najwyraźniej w swoim zwyczaju spacerować podczas opowiadania, co zaczął robić także i teraz. Dziewczynka prędko spostrzegła, iż znów jego kroki zbliżają się ku starej wiśni. Poranna rosa iskrzyła się na jej delikatnych kwiatach, rozświetlając ją niby setki tysięcy srebrnych świetlików.
— A widziałeś kiedyś takiego kamiego? – dopytywała.
— Nie. Kami nie zapadłby w wieloletni sen na oczach wszystkich, jeżeli nie jest górą. Skryli się oni przed żywymi stworzeniami w najgęstszych lasach, najgłębszych jeziorach i najwyższych wzniesieniach tego świata, a ich ciała dawno temu okrył mech, muł i ziemia.
— A kto ci to wszystko powiedział?
Czerwonooki uśmiechnął się tajemniczo, unosząc delikatnie swe wąskie brwi, lecz nie padła już z jego strony żadna odpowiedź.
Dziewczynkę znienacka zachwyciło to, iż rzęsy wokół jego oczu tworzą biały jak śnieg wachlarz. Rzucały teraz wyraźny cień na jego blade policzki i zdawały się być bardziej pojedynczymi duchami niż prawdziwymi włosami. Słońce zaś prześwietlało je, odbijając się odeń srebrnym blaskiem.
— Yori-san, jesteś piękny – rzekła nagle. Niemalże natychmiast zarumieniła się, zdawszy sobie sprawę z własnych słów.
Inugami spojrzał na nią skonfundowany, po czym zaśmiał się cicho pod nosem.
— Taki komplement od pięknej panienki jest wyjątkowym powodem do radości – odparł i znów pogłaskał ją po głowie. Dopiero po chwili udało jej się unieść wzrok bez wstydu. Przyszło jej do głowy także kolejne pytanie.
— Właśnie, Yori-san. Czym były te stworzenia z sakaki, które zmieniły się w motyle? Wczoraj tak się na nie zapatrzyłam, że straciłam skupienie na hatsumiyamairi, a potem Nate-sensei chciała mnie ukarać, ale jej powiedziałam, że to dlatego, że zobaczyłam ciebie. – Znów podekscytowała się tak bardzo, iż przestała zwracać uwagę na to, by dobierać słowa jaśniej, co wywołało na twarzy Psiego Boga pobłażliwy uśmiech.
— Były to dzieci wielkiej kami Drzewa Sakaki. Rodzi ich na całej ziemi tak wiele, że nie zauważa utraty kolejnych, zaś niektórzy bogowie lubią je jeść, jako że są nam składane przez ludzi w ofierze. Ja nigdy nie chciałem ich pożerać, dlatego nadaję im formę pozwalającą powrócić tym maleństwom do swej matki. – Wyjaśnienia białowłosego zawsze brzmiały tak spokojnie, że nieraz sama czarnooka dziwiła się, iż nadal odpowiada jej w tak cierpliwy sposób na każde z pytań.
— Spotkałeś kiedyś innych kamich?
— Tak. Kami tak naprawdę są wszędzie wokół nas, lecz trzeba umieć ich dostrzec pośród yōkai. Czasem nawet dla mnie nie jest to takie proste, choć nic dziwnego, gdyż nie żyję jeszcze na tyle długo, by zawsze uznawać mnie za wystarczająco doświadczonego w niektórych sprawach.
— Jesteś nieśmiertelny, Yori-san? – Wzrok dziewczynki był weń utkwiony cały czas.
Nim czerwonooki odpowiedział, minęła pewna chwila. Spojrzał z melancholią na Kiyori, po czym wzniósł wzrok ku niebu, którego szatę z chmur coraz bardziej rozbijało nabierające sił słońce.
— Wydaje mi się, że tak – rzekł cicho mężczyzna, choć nie bez wahania. Czarnooka zastanowiła się, co działo się w jego głowie i kłamstwem byłoby stwierdzić, iż nie chciałaby teraz posiąść mocy zaglądania w cudze serca.
Wtem wiatr od strony lasu zakołysał wszystkimi gałęziami wokół. Dziewczynce zdawało się, że poruszone nim krótsze włosy Psiego Boga zastrzygły niczym uszy.
Psie uszy, stwierdziła z pewnym rozbawieniem. I właśnie miała zamiar o nie zapytać, gdy Inugami uprzedził ją swoimi słowami.
— Czas już, żebyś wróciła do siebie, Kiyori-san. Nate-san wstanie lada moment. Mnie zaś wzywają obowiązki – orzekł. Czarnooka pokiwała głową. – Zatem życzę ci miłego dnia.
Jakieś nagłe ciepło pchnęło dziewczynkę do wykonania dwóch kroków do przodu i objęcia krótko białowłosego. Zdziwił się on tym gestem, lecz nie odepchnął Kiyori, a sam położył dłonie na jej plecach, po których spływały nieułożone czarne kosmyki.
— Tobie też miłego dnia, Yori-san – powiedziała z szerokim uśmiechem, po czym jeszcze ukłoniła mu się i zaczęła krótkimi krokami w geta biec ku swojemu pokojowi.
Tak bardzo polubiła Psiego Boga. Nie spodziewała się, że sam kami może być na tyle… ludzki.
Taki ciepły i ludzki, pomyślała jeszcze, otwierając drzwi shoji, na których niby biały papier ani trochę nie równał się z bielą włosów mężczyzny.

2 komentarze:

  1. Przepiękny rozdział <3
    Końcówka ujęła mnie za serce, aż sama poczułam takie dziwne ciepło. Za bardzo się wczuwam :P Yori-san jest zagadką, ciągle nie mogę go rozgryźć, ale skoro on sam ma wątpliwości co do swojej nieśmiertelności, to raczej nie mam się czemu dziwić.
    Weny, Racuszku!
    Alys

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie ma nic piękniejszego od białych włosów! Najlepsze! Szkoda, że w ludzkiej postaci nie zachował swoich psich uszów, z chęcią bym pogłaskała... ogon też. ( ͡° ͜ʖ ͡°)

    OdpowiedzUsuń