Uwaga

piątek, 29 lipca 2016

Rozdział 5

Minęły dwa tygodnie, a Kiyori ani razu nie udało się spotkać Yoriego. Księżyc zdążył już wznieść się całym swym licem nad światem, a teraz powoli zbliżał się do nowiu, niknąc z nocy na noc coraz bardziej.
Matka opowiadała jej wiele razy legendę o królikach mieszkających na księżycu. Choć nie dało się go dosięgnąć, by ujrzeć je na własne oczy, wiadomo było o tych małych zwierzątkach, bo wykopały na tarczy swój wizerunek widoczny podczas pełni najlepiej. Może króliki robiły mochi właśnie z ziemi, myślała nieraz dziewczynka podczas przyglądania się srebrnemu licu na niebie. Może księżyc zrobiony był z ryżowego ciasta, a ciemny kształt królika to dziura po kopiących jedzenie zwierzątkach. Tylko dlaczego co miesiąc to znikał, to pojawiał się w pełnej okazałości? Wyglądał wówczas, jakby wielki smok wylizywał zeń coraz większą i większą część. Ale gdyby tak było, księżyc przepadłby na zawsze. Tymczasem po nowiu, kiedy jego tarcza zupełnie znika z nieba, zaczyna wracać i odbudowywać się aż do pełni.
Tajemnic na świecie było wiele, to czarnooka zdążyła już zauważyć. Nie na wszystkie pytania jej matka potrafiła odpowiedzieć, a nawet jeśli znała z początku odpowiedź, to sedna rzeczy nie umiała nieraz wyjaśnić. Dziewczynka nadal wstydziła się pytać o wszystko tak dokładnie miko albo shinshoku, lecz z każdym kolejnym dniem w chramie była coraz bardziej ciekawa. Prześladowały ją nie tylko sprawy natury, którą obserwować uwielbiała, lecz także kwestie dotyczące kamiego. Czy w lesie nie ma innych stworzeń poza nim? Czy yōkai odważały się zapuszczać do sosnowego lasu? W końcu nie wszystkie były złe jak oni albo nogitsune. Czy Inugami spotkał kiedyś innego kamiego? Z iloma osobami w swoim życiu rozmawiał? Czy nie było jakiegoś sposobu, choćby magicznego, by ludzie mogli go zobaczyć? 
Tyle pytań, a znikąd odpowiedzi. Kiyori martwiła się tym, czasem bowiem zdawało jej się, że z ciekawości wszystkich niezrozumiałych spraw pęknie jej głowa. Wiedzy z książek zaś ciężko było jej szukać, gdy z shinshoku wspólnie z nauką kaligrafii dopiero zaczęła uczyć się nowych kanji. A wszystkie pisma w chramie składały się ze znaków zupełnie dla niej obcych.
Podniosła się na futonie do siadu, słysząc kroki Nate-san. Świt już nastał, dlatego w każdej chwili spodziewała się przyjścia miko mającej ją obudzić.
— Och, Kiyori-chan, wstałaś już. To dobrze. Tu masz wyprane ubrania. Schowaj je, przebierz się i przyjdź na plac. – rzekła.
Czarnooka odpowiedziała jej „Dobrze”, po czym zaczęła przygotowywać się do kolejnego dnia. Zauważyła, że czasem Nate-san zdrabniała jej imię uroczo brzmiącym „chan”, zwłaszcza gdy były gdzieś zupełnie same, albo gdy dziewczynka zrobiła coś poprawnie i stara kapłanka chciała ją pochwalić.
Nie trwało długo, nim Kiyori ubrała się i przyszła na haiden, by umyć twarz i ręce w temizuyi. Stanęła też przed hondenem i pokłoniła się kamiemu, życząc mu choćby w modlitwie dobrego dnia. Już miała iść na śniadanie wraz z kończącą zamiatać plac miko, gdy kątem oka przyuważyła ruch spowodowany powiewem.
Wiśnia rozkwitła w pełni. Pod wpływem wiatru jej gałęzie zafalowały z gracją, kiwając otwartymi kwiatami o barwie jasnego różu. Gdy powiew dotarł także do dziewczynki, poczuła delikatny, niezwykle przyjemny zapach jej kwiatów.
Drzewo prezentowało się nader pięknie. Kiyori oczyma wyobraźni niemalże ujrzała stojącego podeń Inugamiego w jednym z jego jasnych kimon i z tańczącymi na wietrze białymi włosami. Nagła myśl przebiegła jej głowę, że gdyby zmieszać kolor włosów mężczyzny i jego oczu, uzyskać można odcień tak bliski barwie kwitnącej sakury.
— Nate-sensei, ta wiśnia wygląda ślicznie – powiedziała dziewczynka głośno. Starsza kobieta wyprostowała się, spoglądając na drzewo.
— Masz rację, Kiyori. Odkąd tu jestem, zdaje mi się, że z każdym rokiem wygląda piękniej.
— Yori-san powiedział mi, że posadził ją tutaj poprzednik poprzednika naszego shinshoku – dodała czarnooka, poczuwszy na ramieniu dłoń miko.
— Yori-san? – zapytała tamta.
No tak, przecież ona nie wie, jak ma na imię Psi Bóg, zdała sobie nagle sprawę dziewczynka.
— Nasz Inugami. Powiedział mi, żebym zwracała się do niego „Yori-san”. Mam nadzieję, że opowie mi więcej o chramie. – Jej głos pełen był rozmarzenia. – A, i powiedział mi jeszcze, że nie lubi, gdy wykonuje się przed nim dogeza. 
Miko tymczasem ściągnęła nieco brwi i zacisnęła pomarszczone usta.
— Kiyori, nie powinnaś mówić ludziom tego, co rzekł do ciebie Inugami. To wbrew porządkowi świata. Ja zaś całe życie spędziłam w tym chramie, służąc kamiemu, choć nigdy go nie ujrzałam w ludzkiej postaci. Dlatego jako jego kapłanka muszę okazywać mu najwyższy szacunek przy każdej okazji.
Dziewczynka struchlała. Nie miała pojęcia, że nie może nikomu powtarzać słów Inugamiego. Czyli wszystko, co jej powie, będzie tajemnicą? Chciała jeszcze dodać, że Yori pogłaskał miko po głowie, lecz nie miała już odwagi. Skoro nie może mówić tego, co on jej powiedział, to czy może w takim razie mówić o tym, co zrobił? Chyba nie.
— Przepraszam, Nate-sensei. – Ukłoniła się kobiecie, która przez chwilę milczała, by rzec, iż czas już na śniadanie.

Popołudniu Kiyori sprzątała sandō. Musiała dopilnować, by na żwirowanej ścieżce nie pozostał żaden inny kamień, żadna gałązka ani żadna szyszka. Chciała zrobić to jak najdokładniej, bo od rana prześladowało ją poczucie winy, że znów uczyniła coś przeciwko samym boskim prawom. Czy długo jeszcze będzie taka głupia, by ciągle robić coś nie tak?
Westchnęła smutno na myśl, iż wolałaby już być dorosła albo chociaż trochę starsza i rozumniejsza. Jej siostry rzadko kiedy popełniały takie błędy jak ona, zaś wszyscy wokół zawsze powtarzali, że mądrość przychodzi z wiekiem.
— Niech czas szybciej płynie – mruknęła do siebie, mijając ostatnią już parę ishidoro, które za parę godzin, gdy zapadnie zmierzch, miały rozświetlić się blaskiem rozpalonych w nich przez shinshoku płomieni.
— Dlaczego marzysz o tak przykrej rzeczy, Kiyori-san? – rozległ się znajomy głos. Dziewczynka natychmiast uniosła wzrok ze żwirowanej ścieżki, by napotkać rozbawione spojrzenie Inugamiego. Zjawił się przy niej jak zwykle znikąd. – Czyżbyś była już znużona pracą?
— Witaj, Yori-san. – ukłoniła mu się grzecznie. – Nie. Po prostu nie chcę być już dzieckiem, bo jako dziecko ciągle coś robię źle – rzekła, zaciskając dłonie na rączce małej miotły. – Chcę już być duża, a najlepiej to dorosła, bo wtedy będę mądrzejsza i nie będę popełniała cały czas błędów.
Jej bródka zaczęła drżeć, gdy zebrany od samego rana żal i złość na samą siebie zaczął zeń wypływać. Starała się powstrzymać płacz, lecz po chwili kilka łez wypłynęło spod jej powiek i wtedy już nie potrafiła zatrzymać łkania w sobie.
Nagle poczuła, że ktoś ją przytula. Otworzywszy oczy, ujrzała, że to Psi Bóg kucnął przed nią, by objąć ją ramionami. Czarnooką owionął dziwny zapach, przyjemny, lecz nie przypominający ani aromatu kwiatów, ani owoców, ani niczego innego, co kojarzyć jej się mogło z miłym zapachem.
— Co takiego się dziś stało, że aż płaczesz? – mruknął jej łagodnie przy uchu.
Dziewczynka dłużej nie wytrzymała i rozpłakała się na dobre, opowiadając, jak to najpierw źle zachowywała się przy samym kamim, później sprawiła mu przykrość, a potem znów powtarzała jego słowa, co przecież było nie tylko niegrzeczne, ale niedopuszczalne, jak powiedziała jej miko. Było jej tak smutno i żal, iż nawet nie zauważyła, że sama objęła białowłosego za szyję, wtulając się weń. Dopiero po chwili chlipania w ramię jego ubrania znów zdała sobie sprawę z tego, co robi.
— A teraz jeszcze… Teraz jeszcze brudzę twoje kimono, Yori-san… Gdybym była starsza, to bym tak nie zrobiła – dokończyła mokrym głosem, podczas gdy mężczyzna głaskał ją spokojnie po plecach.
Wtem czerwonooki znienacka podniósł ją do góry, prostując się bez trudu, zupełnie jakby ważyła tyle, co niemowlę. Zaskoczona wczepiła się weń rękami i patrzyła znad jego ramienia, jak oddalają się od sandō, na którym leżała porzucona w niedostrzeżonym nawet momencie miotła. Po chwili zrozumiała, dokąd Inugami ją niesie.
Posadził ją delikatnie pod szumiącą leniwie wiśnią, sam zaś usiadł obok, opierając plecy o gruby pień. Spojrzawszy łagodnie na dziewczynkę, znów pogłaskał ją, tym razem po spiętych w kucyka kawałkiem materiału noshi włosach. Dzwoneczki na jego nadgarstku zaszemrały cicho.
— Nate-san miała rację. Wśród ludzi panuje przekonanie, że rozmawianie o życiu kamich, czy raczej ich nieśmiertelnej egzystencji, jest w pewnym sensie zakazane i nie przystoi w żadnej sytuacji. Ja jednak nie czuję się, jak gdybyś złamała w jakiś sposób moje postanowienia, mówiąc jej o wiśni czy o tym, iż nie lubię głębokich pokłonów, bo nigdy nie zabroniłem powtarzania moich słów żadnej osobie, która mogła ze mną rozmawiać. Nie troskaj się więc tak bardzo jej upomnieniem, bowiem nie jest to coś na tyle ważnego, by wylewać łzy, Kiyori-san. – Jego spokojny głos niósł ukojenie nadal roztrzęsionej dziewczynce. Przestała już płakać, lecz nadal pociągała wilgotnie nosem, nie mając ani trochę ochoty się uśmiechać. – I jeszcze jedno, Kiyori-san. Zważ bardzo uważnie, o jaką rzecz prosisz, gdy mówisz, że chcesz, by czas płynął szybciej. Zobaczysz, jak prędko dni, miesiące i lata ciekną przez palce, gdy będziesz coraz starsza. Ludzkie życie przemija w mgnieniu oka, że nawet mnie ciężko jest uwierzyć, jak krótko ono trwa. Zdawałoby się, iż wczoraj poznałem w chramie nowonarodzonych mieszkańców wioski, która dziś jest już miasteczkiem, tamci ludzie zaś od dawna nie żyją. Kto wie, co będzie jutro? Dlatego ciesz się każdym dłużącym się momentem swojego życia, Kiyori-san, zwłaszcza iż twoja długowieczność dla mnie byłaby wyjątkowym darem.
Czarnooka chwilę zastanawiała się nad słowami Yoriego. Nie zrozumiała do końca, dlaczego ceniłby sobie jej długie życie, kiedy on jest nieśmiertelny, lecz czuła, iż były to bardzo ważne słowa.
— Dobrze, Yori-san. Nie będę więcej tak mówić – powiedziała po chwili, mając nadzieję, że kami zauważy, iż przemyślała dokładnie to, co usłyszała. Ale w końcu był to sam Psi Bóg, który na pewno potrafi dostrzec coś takiego w ludziach.
Mężczyzna uśmiechnął się serdecznie, jakby przejrzał jej myśli.
— Czujesz się już lepiej? – zapytał ją.
— Tak, dziękuję – odparła, uśmiechając się lekko. – Gdzie byłeś przez ostatnie dni? Nigdzie nie mogłam cię zobaczyć, Yori-san.
— Robiłem to, co kami powinien robić dla swojego obszaru – chodziłem wzdłuż jego granic i wzmacniałem pieczęci, żeby żadne niebezpieczne yōkai nie zagrażały mieszkańcom. Kiedy zaczyna się nowa pora roku, pieczęci mogą słabnąć, a wtedy co silniejsze demony dałyby radę je złamać. Dlatego musiałem wszystkie dokładnie sprawdzić, a jednocześnie nie mogłem na długo oddalać się od chramu. To był też powód mojej nieobecności wcześniej, kiedy znalazłaś się w chramie.
— A jak duży jest teren, którego bronisz, Yori-san?
— Rozciąga się daleko na północ, aż po pewną buddyjską kapliczkę Siedmiu Bóstw Szczęścia. Od wschodu styka się z wysokimi górami, na południu i zachodzie zaś graniczy z dużym chramem Inariego. Mam pod swoją pieczą miasteczko, dwie wsie i wiele pól, a o każde żywe stworzenie muszę dbać tak samo – wyjaśnił powoli.
— Nate-sensei mówiła mi, że zanim się pojawiłeś, było tu bardzo dużo złych duchów i demonów, które wszystko niszczyły. To prawda? – zapytała dziewczynka.
Niespodziewanie twarz kamiego pokrył smutek.
— Tak. Było tu wiele… morderczych bestii – odparł z wahaniem, opuszczając wzrok, a uśmiech zgasł na jego pięknej twarzy.
Kiyori prędko zrozumiała, że nie powinna o to dalej pytać, choć niesamowicie ciekawiło ją, jak wyglądała ta okolica w zamierzchłych czasach, o których nie napisano ani słowa. Nie miała jednak prawa zasmucać samego Psiego Boga.
— Yori-san, dlaczego tylko ja cię mogę zobaczyć? – Postanowiła prędko zmienić temat, zaś pytań do białowłosego jej nie brakowało. – Jest przecież dużo historii o ludziach, którzy zobaczyli jakiegoś yōkai albo kami, chociaż nie byli tacy jak ja.
Mężczyzna spojrzał nań z nutą rozbawienia, choć wciąż gdzieś w jego szkarłatnych oczach krył się smutek sprzed chwili.
— Jeżeli tego chcę, potrafię sprawić, by ludzie widzieli mój psi aspekt, nie wymaga to ode mnie żadnych sił. Najczęściej ukazuję się tak zagubionym w lasach wędrowcom. – Zaśmiał się lekko z miny dziewczynki, która zrozumiała, do kogo odniesiona była ta aluzja. – Czasem też ukazuję się niektórym nowożeńcom, by ich uszczęśliwić na początku nowej ścieżki małżeństwa. Lecz robię to jedynie wtedy, gdy wiem, że połączyła ich prawdziwa miłość.
— A skąd to wiesz?
— Jako kami potrafię zaglądać w ludzkie serca.
— Czytasz ludziom w myślach? – Czarnooką zaskoczyła ta wiadomość. Czyżby Inugami dosłownie widział jej myśli jak na karcie papieru?
Mężczyznę jednak rozbawiło to stwierdzenie.
— To nie jest czytanie w myślach, Kiyori-san. Kiedy zaglądam w czyjeś serce, potrafię poczuć wszystko to, co czuje ta osoba: radość, szczęście, miłość, lecz także lęki i nienawiść. Ale nie czynię tego cały czas, gdyż wówczas nadużywałbym mojej władzy kamiego. Chcę chronić ludzi znajdujących się pod moją pieczą, nie zaś nad nimi panować. W twoje serce nie zajrzałem jeszcze nigdy, nie martw się, panienko.
Zacisnęła wargi. Owszem, przez chwilę bała się, że Inugami użył na niej swej mocy i wyczuł nawet najbardziej krępujące i niemiłe uczucia z całego jej życia. Ale skoro kami nie kłamią, nie miała się czego obawiać, prawda?
— Yori-san, czyli jestem jedyną osobą, która potrafi cię zobaczyć jako człowieka? – zapytała znów.
— Tak. Mój ludzki aspekt mogą ujrzeć tylko inne istoty ze świata kamich. Oraz ty.
— Skoro jesteś w stanie ukazać się ludziom, którzy normalnie nie mogą cię zobaczyć, to umiałbyś stać się dla mnie niewidoczny? – Dziewczynce przypomniały się sytuacje, gdy białowłosy znikał nagle sprzed jej oczu, jakby rozpływał się w powietrzu.
— Interesujące pytanie, Kiyori-san – rzekł najwyraźniej zaskoczony jej ciekawym spojrzeniem. – Mogę spróbować się przed tobą umyślnie skryć.
I zanim czarnooka zdążyła coś odpowiedzieć, bóg rzeczywiście rozpłynął się w powietrzu. Zamrugała parokrotnie, jakby coś jej się przywidziało, lecz zdawałoby się to obraz Psiego Boga był marą, która teraz rozprysła się przed jedyną prawdziwą rzeczywistością.
— Yori-san? – zapytała trwożnie, czując się znienacka całkiem sama. Wyprostowała plecy, by spróbować odnaleźć gdzieś mężczyznę wzrokiem.
W tej samej chwili czerwonooki pojawił się tam, gdzie siedział wcześniej w identycznej pozycji. Jego twarz rozpromieniał szeroki uśmiech.
— Czyli mogę skryć się przed twoimi oczyma, Kiyori-san – orzekł z zadowoleniem.
— To było tak, jakby w ogóle cię tu nie było, Yori-san! – Głos dziewczynki był naprawdę poruszony, co najwyraźniej rozbawiło śmiejącego się kamiego.
Choć krótki, perlisty chichot rozpromienił całą okolicę, ciesząc serca wszystkich żywych stworzeń, które się tu znajdowały. Kiyori zaniemówiła na moment, zasłuchana w czysty dźwięk tego odgłosu. Po chwili sama uśmiechnęła się szeroko.
— Nie będę cię dłużej zatrzymywał, Kiyori-san. Przeze mnie nie skończyłaś swojego zadania – rzekł mężczyzna, wstając spod wiśni.
— To nic, zostało mi tylko trochę do sprzątnięcia. Wiesz, że jutro do chramu ma przyjść jedna para ze swoim dzidziusiem? – Dziewczynka również się podniosła.
— Wiem. Już drugie hatsumiyamairi w tym roku. Dziecko urodziło się ponad miesiąc temu, zatem to dziewczynka.
— Nie rozumiem.
— Do tego chramu na hatsumiyamairi rodzice przynoszą swoje dziecko po pewnym czasie od narodzin: chłopców po trzydziestu dniach, zaś dziewczynki po trzydziestu trzech – wyjaśnił Inugami.
Kiyori pokiwała głową, pojmując teraz, o co mu chodziło. Naprawdę wiele ma jeszcze do nauczenia się, by zostać prawdziwą miko.
— W takim razie do widzenia, Yori-san. – Ukłoniła mu się grzecznie.
— Miłego dnia ci życzę, Kiyori-san – usłyszała, jak mężczyzna odpowiedział.
Gdy uniosła głowę, nikogo już nie ujrzała i przez chwilę zastanawiała się, czy białowłosy tym razem też prędko gdzieś poszedł, czy może skrył się przed jej oczyma.

2 komentarze:

  1. No aż nie wierzę w obecną regularność dodawania rozdziałów :D Sprawdzam, a tu nowy rozdział, super.
    Coraz bardziej fascynuje mnie postać kamiego i jestem ogromnie ciekawa, dokąd poprowadzi nas ta historia, bo zupełnie nie potrafię tego przewidzieć. Czy to będzie coś związanego z małą Kiyori, czy może Inugami opowie jej swoją historię, która go tak smuci? Nie wiem, ale nie mogę się doczekać, co będzie dalej ^^
    Alys

    OdpowiedzUsuń
  2. LMAO nie mogę czytać "panienko" w normalnym tonie, bo za każdym razem widzę jakiegoś starego dziada. Polski tak mi zepsuł niektóre wyrazy, że aż przykro.
    Yori-san dupera.

    OdpowiedzUsuń