Uwaga

niedziela, 1 marca 2015

Rozdział 1

            - Ten melon pachnie idealnie – rzuciła młoda dziewczyna o falowanych brązowych włosach. Sięgały jej one po pas, plącząc się na końcówkach nie ważne, ile razy w ciągu dnia by ich nie czesała.
            Podszedł do niej osiemnastoletni na oko chłopak. Nachylił się nad trzymanym w rękach niższej dziewczyny owocem i powąchał go.
            - Masz rację. To co, bierzemy? – mruknął, cmokając ją krótko w usta. Ona uśmiechnęła się ciepło, po czym położyła owoc na sklepowej wadze.
            Ów wysoki chłopak miał na imię Adam. Adam Worsley. Nie było to specjalnie ciekawe nazwisko, lecz odkąd jego nosiciel dostał się na studia, o wiele mniej przejmował się szykanami z jego powodu. Właściwie zmniejszyły się one praktycznie do zera, zważywszy na to, że każdy ewentualny zainteresowany robieniem sobie z chłopaka żartów miał po prostu za dużo nauki.
            Dziewczyna, z którą właśnie robił zakupy, była jego dumą. Śliczna, urocza, niska, o dużych niebieskich oczach i ciepłym sercu – lepszej partnerki nie mógł sobie wymarzyć. Chodził z nią od drugiej klasy liceum i od tamtego czasu pokłócili się może parę razy. Ich związek kwitł, zaś Adam coraz częściej myślał o oświadczeniu się Kate, gdy tylko skończą studia.
            Kupowali właśnie produkty na urodzinowy tort dla chłopaka. Za dwa dni kończył dwadzieścia lat. Na dodatek Kate miała wprowadzić się do niego niedługo potem, dlatego postanowili uczcić tę okazję tylko we dwoje. A że chłopakowi marzył się torcik melonowy, szatynce nie pozostawało nic poza spełnieniem tej śmiesznej zachcianki.
            - Kochanie, ale wymienimy tę kanapę u ciebie, prawda? – zagadnęła go dziewczyna, chwytając pod ramię.
            - Jak znajdziesz jakąś fajniejszą na ulicy – posłał jej zaczepne spojrzenie.
            - Bardzo śmieszne. Nie rozumiem, czemu ją tak lubisz. Zupełnie nie pasuje do tego mieszkania i jest niewygodna.
            - Nie chodzi o to, że ją lubię, tylko o to, że nie opłaca mi się wydawać pieniędzy na jedną kanapę, mówiłem ci – wyjaśnił cierpliwie brunet. – Poza tym wolałbym spać z tobą, a nie na kanapie.
            - Dobrze, dobrze, głupku – mruknęła niebieskooka, spoglądając w bok.
            Chociaż Kate nie czuła się w ogóle skrępowana w obecności swojego chłopaka, nadal podobne słowa wzbudzały jej lekki wstyd. Adam uwielbiał patrzeć, jak na jej policzkach pojawia się delikatny ślad rumieńca. Wyglądała wtedy jeszcze bardziej uroczo z niewielkimi ustami i policzkami okrągłymi trochę jak dziecko.
            - Właśnie, jeszcze winogrona! Zaczekaj chwilę – dziewczyna szybko pobiegła z powrotem do stołów z owocami, zostawiając brązowookiego samego z koszykiem na środku marketu.
            Chociaż oczy Adama były brązowe, nie dało się dokładnie określić ich barwy. Dolna część tęczówek była bardzo ciemna, plączące się na niej promienie miały jaśniejszy kolor od swojego tła. Tymczasem ich górna połowa jaśniała do barwy wręcz piwnej. Z daleka dawało to dziwny efekt – zupełnie jakby oczy chłopaka miały źle namalowany cień. W pełnym słońcu jednak wszyscy zawsze zachwycali się ich niezwykłością – każdy chciał się przypatrzeć tej dziwnej heterochronii.
            Majowa pogoda była słoneczna, choć na niebie nie brakowało puchatych chmur. Niektóre z nich wyglądały, jakby skrył się w nich jakiś stwór, który białą pokrywę brał sobie tylko za przebranie. Czekając na Kate, Adam spoglądał na nie przez sklepowe okno. Jedna przypominała w kształcie smoka o groteskowo tłustym brzuchu, inna dziwnie wygiętego konia. Kolejna znów miała twarz maski odwróconej bokiem – odstawało od niej nawet wąskie pasmo niby kawałek sznurka, który aktor zawiązywał sobie za głową.
            - Mam już – rzekła radośnie szatynka, wkładając dwie wybrane kiście białych i czerwonych winogron do koszyka. – Chodźmy już.
            Chmury płynęły powoli. Mozolnie toczyły się po majowym niebie. Zupełnie nie zważały na to, że jedna z nich może okazać się zwiastunką burzy.

            Pomieszczenie służące Adamowi za sypialnię było dość ciemne. Pomimo że ściany miały beżową barwę, zawieszone na niej plakaty filmów w większości były w ciemnych kolorach. Tak samo meble były ciemniejsze, co dawało poczucie mroku w niewielkim pokoju. Leżące tu i ówdzie ubrania zjadały wpadające przez wąskie okno światło. Słońcu po prostu nie pozwalano bezczelnie tu grasować.
            Obudziwszy się, Adam przez chwilę leżał z ramieniem położonym na swoim czole. Po pewnym czasie ręka zaczęła za bardzo gnieść, więc przeniósł ją na brzuch. Cały czas spoglądał w brudny sufit. Zawsze zastanawiało go czy poprzedni mieszkaniec palił papierosy. Nigdy nie zapytał o to właścicielki lokum, lecz ów człowiek musiał mocno zanieczyszczać sobie płuca. Śniade smugi całkiem gęsto znaczyły białą niegdyś powierzchnię.
            Chłopak mieszkał tu odkąd zaczął studia. Zdecydowanie bardziej wolał wydawać pieniądze na wynajmowanie mieszkania niż gniecenie się w akademiku. Chociaż nie był aspołeczny, po prostu nie przepadał za tłumami i gęstymi zbiorowiskami ludzi. O wiele milej spędzało mu się czas, czytając jakąś książkę z głową na kolanach swojej dziewczyny.
            Westchnął, mrugając mocno i przetarł palcami powieki. Były trochę opuchnięte, bo wczoraj za późno położył się spać. W wolny dzień niby nie powinno to jakoś przeszkadzać, ale Adam praktycznie codziennie bez ustawionego alarmu budził się o ósmej. Może to jakaś pozostałość po latach wcześniejszej nauki w szkole? W sumie większej różnicy mu to nie robiło, jeśli zasypiał przynajmniej o północy.
            Powoli odrzucił z siebie kołdrę i usiadł. Na nagich ramionach pojawiła się gęsia skórka. Najwidoczniej przez noc było chłodno. Wstał wreszcie i, przeciągając się, podszedł do okna. Firanka z gęstym wzorem jeszcze bardziej rozpraszała światło, lecz wystarczyło ją odsunąć na bok, by żółte promienie wspinającego się do góry słońca przebiegły radośnie po ciemnym pokoju.
            Adam uchylił okno i przez chwilę cieszył się porannym powietrzem. Ciężko było określić je mianem świeżego, skoro mieszkał w mieście, lecz teraz na pewno smakowało lepiej niż wieczorami.
            Uśmiechnął się do słońca. Już jutro skończy dwadzieścia lat. Dzisiaj Kate przyjedzie do niego na dwie noce. A gdy zaczną się wakacje, zamieszkają razem. Chłopak naprawdę cieszył się z tego powodu. Bywał wcześniej w związkach, lecz żaden z nich nie trwał tak długo jak ten. Żadnej dziewczyny wcześniej nie kochał też tak mocno jak tej uroczej szatynki. Może i czasem bywała dziecinna albo zbyt wścibska, jednak całokształt jej ciepłej i czułej osobowości nadrabiał te ledwo zauważalne wady.
            Brunet zaczął wyobrażać sobie ich życie po studiach. Nie chciał się zgodzić na wymianę tej kanapy, bo planował wyprowadzić się do większego mieszkania. Już teraz składał na to pieniądze ze stypendium i dodatkowej pracy w restauracji. Chciałby kupić przynajmniej trzypokojowe mieszkanie gdzieś na przedmieściach. Zamieszkaliby tam choćby i bez mebli na początku. Przecież mieliby czas na urządzenie wnętrza. Pobraliby się w gronie tylko najbliższych. Adam znalazłby dobrze płatną pracę, Kate oby jakąś lżejszą. Chciałby mieć z nią dzieci. Dwójkę, może trójkę szkrabów. Obserwowałby jak rosną, które cechy po kim przejmą. Wspierałby je cały czas i kochał równie mocno, co swoją śliczną żonę.
            Kiedy zasuwał firankę z powrotem, jego twarz ciągle zdobił ciepły uśmiech. Miał tyle marzeń do spełnienia. Wszystkie były kolorowe i miały ogromną możliwość zaistnienia. A nawet jeśli nie udałoby mu się wprowadzić tych planów w życie, jeśli będzie nadal z Kate, wszystko na pewno ułoży się dobrze.
            Kuchni w tym mieszkaniu nie było. W dużym pomieszczeniu, do którego wchodziło się bezpośrednio wejściowymi drzwiami, pod jedną ze ścian znajdowała się niska lodówka, przenośna kuchenka gazowa, mała szafka na naczynia, czajnik, mikrofalówka i zlew. Resztę miejsca zajmowały typowo salonowe meble – stara kanapa, na którą Kate tak narzekała, komoda z szufladami, wąska szafa i stolik z ustawionym nań kineskopowym telewizorem. Zazwyczaj pod owym stolikiem leżał też laptop, choć czasem zostawał w sypialni Adama, jeśli musiał nad czymś pracować do późna.
            Brązowooki otworzył lodówkę i wyjął z niej mięsną konserwę oraz karton mleka, z którego napił się od razu. Konserwę zaś zjadł po chwili z leżącym obok mikrofalówki chlebem. Ten nie był co prawda zupełnie świeży, lecz chłopak nie chciał wyrzucać ostatnich kilku kromek tylko dlatego, że nie były tak samo miękkie jak wczoraj.
            W połowie śniadania otworzył laptopa i włączył przez internet radio. Kończyły się właśnie poranne wiadomości i spiker zapraszał do wysłuchania jakiegoś rockowego utworu. Zanim Adam poszedł pod prysznic, zdążyły przejść jeszcze dwie niezbyt długie piosenki.
            To niewielkie mieszkanie było trochę obskurne. Ale student naprawdę je lubił. Miało w sobie tę przytulną atmosferę miejsca, w którym ktoś spędza dużo czasu. Wręcz miło było położyć się na niewygodnej kanapie i zrelaksować się przy muzyce puszczanych w radiu starych kawałków.

            - Mamo, a kto to jest na tym zdjęciu? – mały chłopiec siedzący na kolanach matki wskazał palcem czarno-białą fotografię w grubym, oprawionym bordową skórą albumie.
            - To babcia Marie i jej mąż, dziadek Edward – odpowiedziała mu spokojnym głosem kobieta, której długie, rozpuszczone przed snem włosy opadały gęstymi puklami na dziecko. – Widzisz, babcia jest tu w ciąży w twoim tatą.
            - Ale młoda! Naprawdę tak wyglądała? – chłopiec uniósł oczy na twarz matki. Jego tęczówki miały nieregularnie brązową barwę – od jasnego koloru przechodziły nagle w ciemny, co przypominało spływającą po szkle czekoladę. Kobieta pogłaskała go po głowie.
            - Naprawdę. Na tym zdjęciu ma dziewiętnaście lat, tak samo jak dziadek.
            - A ty ile miałaś lat, gdy ja się urodziłem?
            - Dwadzieścia jeden, więc trochę więcej, kochanie – dziecko patrzyło chwilę na czuły uśmiech matki, by potem znów skupić się na oglądanym zdjęciu.
            - A gdzie jest teraz dziadek, mamo? – zapytał po chwili zastanowienia.
            - Nikt nie wie. Rok później, gdy twój tatuś był jeszcze malutkim dzidziusiem, dziadek zniknął – głos kobiety stał się nieco zamyślony
            - Umarł?
            - Nie, nie. Chyba nie. Po prostu pewnego dnia zniknął.
            - A dokąd poszedł, mamo?
            - Nie wiem. Może przestraszył się bycia tatą? Albo znalazł kogoś, kogo kochał bardziej niż babcię.
            - Mamo, ale tata tak nie zniknie, prawda? Nie boi się mnie, prawda? – chłopiec zdawał się być przestraszony odpowiedzią kobiety. Ta jednak zaśmiała się ciepło i pocałowała go w czoło.
            - Ależ skąd. Tatuś kocha nas najbardziej na świecie. W końcu długo na ciebie czekał, wiesz?
            Syn zastanawiał się, czy uwierzyć matce, czy nie. Stwierdził jednak, że przecież to najmądrzejsza kobieta na świecie, więc na pewno mówi prawdę. Oparł się plecami o nią i ziewnął szeroko.
            - Czas już spać. Resztę zdjęć pooglądamy jutro, dobrze?
            Chłopiec pokiwał głową. Kobieta zaś zamknęła album, położyła go na stoliku obok, by potem przełożyć swojego synka na łóżko i przykryć go kołdrą. Następnie zgasiła światło i położyła się obok niego, zaczynając nucić spokojną melodię. Kiedy dokończyła tę piosenkę, oddech dziecka był już głęboki. Pocałowała go zatem w czoło i wyszeptała:
            - Dobranoc, kochanie. Kolorowych snów.

            Adam, siedząc na kanapie z kubkiem kawy w ręku, obserwował jak jego dziewczyna podśpiewuje coś podczas przygotowywania dla niego tortu. Kate przyjechała późnym popołudniem wczorajszego dnia i została na noc. Dzisiaj też miała nocować u niego z okazji urodzin chłopaka. Lekki uśmiech na twarzy brązowookiego wyraźnie wskazywał, że bardzo cieszy się on z towarzystwa ukochanej.
            - Hm, co jest? – spytała dziewczyna, podłapawszy spojrzenie bruneta.
            - Nic, po prostu jesteś śliczna – odparł jej bez cienia zażenowania.
            - Przesadzasz. Włosy w ogóle nie chciały mi się dzisiaj ułożyć. Dobrze, że chociaż wzięłam suszarkę skoro ty nie masz – niebieskooka westchnęła ciężko.
            - Mam, tylko że jest zepsuta, a to inna sprawa. Poza tym ślicznie ci w warkoczu, wiesz?
            Kate posłała mu rozbawione spojrzenie, po czym wróciła do robionego ciasta. Przeglądając internet, musieli szukać przepisu na tort na zimno. W końcu mieszkanie ubogie było również w piekarnik.
            - Katie… - chłopak wyciągnął specjalnie ostatnią głoskę.
            - No co?
            - Kocham cię.
            Pomimo że dziewczyna nie potrafiłaby już zliczyć, ile razy Adam wyznawał jej miłość, zarumieniła się lekko. Spojrzenie chłopaka było bowiem tak pełne uczuć, że za każdym razem na ten widok serce zaczynało bić jej dwa razy szybciej. Zostawiwszy na chwilę jedzenie, podeszła do brązowookiego i pocałowała go szybko w usta.
            - Ja ciebie też, misiu. A teraz już mnie nie zagaduj, bo nigdy tego tortu ci nie zrobię – rzekła z rozbawieniem.
            - To ja tu mam urodziny, domagam się uwagi – mruknął chłopak.
            - Będziesz ją miał, spokojnie. Mamy dużo czasu prawda?
            Kiedy szatynka wróciła do robionego jedzenia, Adam nadal przypatrywał jej się, jakby nic ciekawszego nie było na świecie. W jego oczach rzeczywiście to dziewczyna zajmowała pierwsze miejsce, będąc najjaśniejszym punktem, gdziekolwiek by nie poszli. Uwielbiał patrzeć na jej ruchy, delikatnie zmieniającą się ekspresję, zaciśnięte lekko usta, kiedy się zamyślała. Uwielbiał wszystko, co się z nią wiązało.
            Aż zabawnym było myślenie o tym, jak się poznali. W liceum chodzili do tej samej klasy. Przez pierwszy rok właściwie w ogóle się do siebie nie odzywali – Adam trzymał się na uboczu ze znajomym, który wszędzie nosił ze sobą gitarę, zaś Kate miała zawsze grupę ulubionych koleżanek. Dopiero na obozie zorganizowanym na początku drugiej klasy brunet zauważył dziewczynę, gdy ta o mało nie przewróciła się do ogniska, potknąwszy się o duży kamień. Co prawda nie on stał się dla niej księciem ratującym życie, lecz obserwując całą sytuację z boku, nie umiał przestać myśleć, że było to całkiem zabawne i urocze. Zebrał się więc w sobie i zagadał do niej. Szybko dowiedzieli się, że mają podobne zainteresowania, wkrótce też uświadomili sobie, że są dla siebie atrakcyjni.
            Na początku ich związek był burzliwy, parę razy się rozstawali i do siebie wracali, ale to tylko pogłębiło ich uczucia. Kiedy Adam przypominał sobie tamten niespecjalnie szczęśliwy okres i porównywał go do dnia dzisiejszego, miał ochotę się śmiać.
            Ależ był z siebie dumny – gdyby nie wytrzymał tych kilku miesięcy, nie cieszyłby się teraz takim szczęściem z dziewczyną, która zwróciła jego uwagę, potykając się o kamień przy ognisku.

            - Długo jeszcze mam tu czekać?
            - Bądź cierpliwy, kochanie – odpowiedział głos zza drzwi.
            Jakąś godzinę wcześniej Adam został wyrzucony do sypialni przez swoją dziewczynę. Wytłumaczyła się ona tym, że przecież nie powinien widzieć swojego urodzinowego tortu przed podaniem, bo to mu przyniesie pecha na kolejny rok. Zignorowała najwyraźniej fakt, iż gotowe zdjęcie ciasta widzieli oboje na stronie z przepisem
            Teraz brunet zaczął się już nudzić wpatrywaniem w plakaty ulubionych filmów. „Donnie Darko”, „Milczenie owiec” i „Imię róży” prezentowały się wyjątkowo ciekawie ze względu na rozmiary – były zdobyczami od znajomego, który pracował w kinie. Pozostałe, choć z nie mniej świetnych filmów, były o wiele mniejsze, dlatego ich szczegóły właściciel znał nieco gorzej od swoich dum.
            Słońce na zewnątrz barwiło niebo na żółtawy kolor zbliżającego się zachodu. O ile powietrze nadal było nagrzane, ta właśnie poświata sprawiała, że świat przypominał sobie o chłodzie nocy. Drobne jerzyki zbijały się w przecinające wiatr grupy, gołębie szybowały nisko, przysiadując co chwilę na rynnach, parapetach i dachach. Leniwy obłok odbijał coraz bardziej złote promienie słońca. Tylko niezważający na nic ludzie bez przerwy tłoczyli się w cywilizacyjnym marszu, który nigdy nie ustawał.
            Adam przewrócił oczyma. Dlaczego ludzie pragnęli przeć ciągle naprzód? Czy nie wystarcza im osiągnięty spokój? Czy naprawdę muszą mieć coraz więcej? Jemu wystarczyło mozolne toczenie się przez życie, zupełnie jak ta chmura, której kształt ledwo co zmieniał się w spokojnym powietrzu o zachodzie słońca.
            - Kochanie, zamknij oczy – Kate wparowała do pokoju bez choćby pukania, dopadając od razu leżącego na wąskim łóżku Adama.
            - Muszę? – brązowooki spojrzał na nią z nadzieją.
            - Oczywiście, że tak. Przecież nie byłoby żadnej niespodzianki, gdybyś widział.
            Chłopak westchnął rozbawiony, podnosząc się wreszcie do siadu. Pocałował dziewczynę krótko w usta, po czym zacisnął mocno powieki i dał się pociągnąć ciemnowłosej.
            Cztery i pół kroku w przód, obrót w lewo, krok przed siebie, by ominąć próg.
            - Już możesz – rzekła cicho dziewczyna. Adam od razu postąpił tak jak mu powiedziała. – Wszystkiego najlepszego, kochanie!
            Na każdym meblu w pomieszczeniu wisiały długie kolorowe wstążki. Ozdabiały nawet lampę na suficie. Zaś na stoliku dumnie stał melonowy tort, obok którego w niebieski papier z balonami opakowany leżał prezent.
            - Katie, nie musiałaś mi nic kupować – chłopak z uśmiechem odwrócił się do dziewczyny i objął ją w pasie, co chwilę całując po twarzy.
            - Ale chciałam. I wiem, że ci się spodoba. Tylko mam nadzieję, że ciasto nie wyszło mi za słodkie – mruknęła w jego ramionach.
            - Na pewno nie. Dziękuję.
            - Proszę bardzo. Liczę na rewanż w moje urodziny.
            Para skrzyżowała wzrok. Kate spoglądała na chłopaka zaczepnie i z wyczekiwaniem, kiedy Adam patrzył na nią jedynie z czułością. Naprawdę nie mógł czasem uwierzyć, że ta wspaniała dziewczyna jest właśnie z nim.
            - To co, próbujemy? – zapytał brunet, złożywszy na ustach partnerki dłuższy pocałunek.
            - Zaczekaj, jeszcze świeczki!
            Chłopak przewrócił oczyma, kiedy niebieskooka rzuciła się znienacka do swojej torby. Po chwili szukania wyciągnęła z niej małe opakowanie urodzinowych świeczek, które szybko ustawiła na torcie. Adam, w międzyczasie sięgnąwszy po zapalniczkę, podał ją ciemnowłosej i chwilę później cienkie knoty paliły się całkiem jasnym jak na ich wielkość ogniem.
            - Pomyśl życzenie, kotku. Tylko nic mi nie mów – przypomniała mu, biorąc tacę z ciastem w dłonie. Brązowooki uśmiechnął się szerzej. Nabrał trochę powietrza w płuca, po czym bez problemu zdmuchnął płomyczki.
            Choć tak naprawdę nie życzył sobie niczego.
            - Daj mi już go spróbować, Katie – mruknął, wyciągając wreszcie świeczki i odstawiając ciasto.
            Dziewczyna tylko się zaśmiała. Położonym wcześniej na stole nożem wykroiła dwa zgrabne kawałki tortu. Adam wziął tymczasem talerzyki, na których ów tort wylądował.
            - Mogłam dodać więcej cukru do śmietany – rzekła z krytyką niebieskooka, gdy oboje zaczęli jeść.
            - Nie mów, przecież jest pyszny. Zaraz sobie wezmę dokładkę.
            Kate uśmiechnęła się do chłopaka, kręcąc z pobłażaniem głową.
            Chociaż potem włączyli sobie film, przez prawie cały czas rozmawiali. Poruszali chyba każdy możliwy temat, ani przez chwilę się nie nudząc. Adama czasem zadziwiało to, że po takim czasie znajomości, podczas której przecież nie skąpili sobie rozmów, nadal potrafili najzwyczajniej na świecie gadać. Znali się doskonale, a mimo to potrafili się ciągle zaskoczyć nawzajem.
            Oczywiście luźne rozmowy przeszły w te bardziej intymne, a z nich do całowania się był ledwo jeden krok. Wykonali go wręcz leniwie, rozkoszując się atmosferą i ciepłem drugiej osoby. Dlaczego mieliby się spieszyć? Przecież lepiej było pozwolić tej chwili trwać w nieskończoność.

            Poranne słońce było delikatne. Wyzierając zza mglistej powłoki cienkich chmur zdawało się wręcz atłasowe. Rześkie powietrze co chwilę rozwiewał słaby wiatr, poruszając giętkimi gałązkami młodych drzew. Czuć je było także w sypialni Worsley’a. Uchylone okno wpuszczało lekki powiew do ciemnego pomieszczenia, które pochłaniało każde światło.
            Adam jak zwykle obudził się koło ósmej. Zarówno on, jak i Kate mieli dziś zajęcia popołudniu. Dawało im to możliwość spędzenia jeszcze chwili czasu razem w jego mieszkaniu.
            Chłopak uśmiechnął się do leżącej teraz plecami w jego stronę szatynki. Rozsypane ciemne włosy tworzyły na białej pościeli wzór z przecinających się nawzajem fal. Tu i ówdzie któraś z nich kończyła się zakręconym na kształt sierpa pazurem. A w miejscu, gdzie wszystkie krzyżowały się w formie tych szponów, panował piękny zamęt i chaos.
            Adam chwycił w palce jeden z tych kosmyków i pocałował go krótko. Nie chciał budzić dziewczyny, ale miał zamiar zrobić dla nich obojga śniadanie, więc powoli podniósł się i przełożył nogę nad śpiącą partnerką. Chyba wyczuła jakiś ruch, bo odwróciła się na brzuch, a pociągnięte tym ruchem włosy zasypały jej twarz ciemnym woalem. Brunet uśmiechnął się pod nosem i jeszcze delikatniej stanął na podłodze.
            Po szybkim prysznicu jeszcze z mokrą głową zaczął przeglądać ekwipunek. Co prawda w lodówce nie miał zbyt wielu rzeczy, ale ser, sałata i szynka na kanapki jakoś się znalazły. Nastawił więc wodę na dwie kawy i zaczął robić jedzenie.
            Po jakimś czasie usłyszał, że Kate wstała, lecz dziewczyna za szybko zniknęła za drzwiami łazienki, by zdążył ją zobaczyć.
            - Dzień dobry, Katie – zawołał, lecz nie uzyskał odpowiedzi. Zamiast tego chwilę później rozległ się odgłos puszczanej wody.
            Choć chłopak chciał poczekać z jedzeniem na szatynkę, mimo wszystko zaczął pić kawę. Ciemny napój, jak zwykle przyjemnie gorzki, rozlewał się po języku chropowatym smakiem, grzejąc potem żołądek i budząc uśpione nadal zmysły. Kubek z każdym łykiem przechylał się coraz bardziej do pozycji poziomej, aż czarna kawa skończyła się. Adam mlasnął z niezadowoleniem, kiedy ostatnia kropla płynu spłynęła po białej ściance.
            Ciężko było ukryć, że uwielbiał kawę.
            - Adam? Jesteś tu? – zawołała Kate po wyjściu z łazienki. Jej wilgotne włosy zawinięte były w turban, lecz jeden kosmyk niesfornie uciekł spod materiału ręcznika i przylepiał się do karku dziewczyny.
            - Przecież tu stoję, kochanie – odparł jej chłopak.
            - Adam?
            Brunet uniósł jedną brew. Nie słyszała go? Odstawił zatem pusty kubek, po czym wykonał dwa kroki w stronę sypialni, do której skierowała się Kate. Byłby pewnie wykonał więcej kroków, gdyby nie jego dziewczyna – przebiegła tuż obok Adama, nie patrząc w jego stronę. Rozglądnęła się po pomieszczeniu, by następnie chwycić swój telefon w dłoń i przyłożyć go do ucha.
            - Kotku, nie żartuj sobie tak, to nudne – stwierdził brązowooki, siadając na kanapie. – Chodź tu do mnie, nie stój tak plecami.
            - Głupek musiał wyciszyć telefon, no jasne – mruknęła pod nosem.
            - Katie, to nie jest śmieszne – Adam wstał i podszedł do dziewczyny.
            Lecz tuż przed tym, jak chwycił ją za ramię, wyślizgnęła się i szybko poszła do łazienki. Nie zdążył nawet spojrzeć na jej twarz.
            - Kate, obraziłaś się o coś? Przecież zrobiłem nam śniadanie – zawołał chłopak pod drzwiami, za którymi zamknęła się niebieskooka.
            Zaczynał powoli się irytować. Nie przypominał sobie, by zrobił coś, co mogło ją rozzłościć. Wczorajszy wieczór był naprawdę przyjemny, noc jeszcze bardziej. Naprawdę nie zdarzyło się nic choćby wywołującego spiętą atmosferę przez cały ten czas.
            Może chodziło Kate chodziło o to, że chłopak nie obudził jej, kiedy wstał? Nie, to nie pasowało do dziewczyny w ogóle. Zawsze lubiła, gdy pozwalał jej dłużej pospać, samemu przygotowując dla nich wcześniej jedzenie.
            Więc dlaczego nie chciała teraz na niego spojrzeć?
            Westchnął ciężko. Może gdy wyjdzie, coś z niej wyciągnie. Teraz słychać było, że suszy włosy. Uśmiechnął się do wspomnienia widoku jej czeszącej mokre włosy i w skupieniu układającej kolejne suche kosmyki.
            Student postanowił spróbować jeszcze innej metody. Skierował się do sypialni i tam ze swojego telefonu wysłał Kate wiadomość o treści „Przepraszam, cokolwiek zrobiłem”. Odłożywszy komórkę, podszedł do okna i oparł rękę tuż przy uchylonej szybie. Poruszające się powietrze pogłaskało jego dłoń delikatnie, spokojnie. Lekki uśmiech wykwitł na jego twarzy.
            Nagle wzdrygnął się na trzask otwieranych drzwi. Telefon w drugiej ręce zawibrował. Dzwoniła Kate.
            Chłopak przewrócił oczami, odbierając. Może wreszcie się dowie, o co chodzi?
            - Adam, halo? Błagam odezwij się. Adam! – jej głos odbijał się echem zarówno z salonu, jak i ze słuchawki.
            Brunet zdziwił się jej niespokojnemu tonowi, zupełnie jakby coś się stało.
            - Kochanie, ale o co ci chodzi? – rzekł, podchodząc do progu sypialni.
            Kate właśnie ubierała szybko buty.
            - Adam, słyszysz mnie? Powiedz coś, proszę, nie milcz tak. Ja nie wiem, za co przepraszasz, ale jeśli coś się stało, możesz mi po prostu powiedzieć – odsunęła na moment słuchawkę, najwyraźniej sprawdzając, czy nadal jest połączenie. – Adam? Halo!
            - Kate, skończ już z tym, do cholery – powiedział chłopak głośno. Nie było mowy, żeby nagle przestała go słyszeć.
            Ale zanim zdążył do niej podejść, otworzyła drzwi i wyszła w pośpiechu.
            - Kochanie, powiedz coś! Słyszysz mnie? Zadzwonię do ciebie, dobrze? Zupełnie nic nie słychać od ciebie – po tych słowach niebieskooka rozłączyła się.
            - Kate! – Adam doskoczył do drzwi i wyjrzał na zewnątrz. Dziewczyna zbiegała już po schodach, choć jego głos rozbijał się po klatce schodowej echem.
            Coś naprawdę było nie tak. Brunet kompletnie nie miał pojęcia co, ale wyglądało to, jakby stał się dla Kate niewidzialny.
            Przecież to niedorzeczne.
            Szybko sam założył buty, po czym wybiegł za nią, trzaskając drzwiami. Słyszał drobne kroki stukających o schody butów Kate, które starał się dogonić. Wkrótce jednak ucichły, gdy szatynka pokonała dwa piętra do wyjścia z budynku.
            - Kate, do cholery – wrzasnął Worsley do słuchawki, kiedy dziewczyna do niego zadzwoniła.
            - Adam, gdzie jesteś? Powiedz mi, proszę, przyjadę do ciebie – usłyszał jej przestraszony głos. Słychać było również, że idzie przed siebie.
            - Przecież jestem w budynku, Kate!
            - Kochanie, odezwij się, błagam. Wytłumacz mi chociaż, o co chodziło ci z tymi przeprosinami, przecież ja ci wszystko wybaczę.
            Chłopak wypadł przed szeroko otwarte drzwi kamienicy. Rozejrzał się gorączkowo, wypatrując niebieskookiej – i dostrzegł ją niemalże ulicę dalej, gdy wbiegała na jezdnię.
             - Adam, powiedz co…
            Pisk opon przerwał słowa dziewczyny.
            Brunet otworzył szeroko oczy.
            Na ulicy powstało zamieszanie.
            - Nie! – ryknął, rzucając się przed siebie.
            Ludzie niemal rozstępowali się przed nim, kiedy biegł jak najszybciej do leżącej Kate.
            - Wypadek?
            - Tam była jakaś kobieta.
            - Dzwonić po karetkę?
            - Nie, pewnie ktoś zaraz zadzwoni.
            - Co się stało?
            Głosy tłumu wbijały się w umysł Adama, kiedy dopadł ciała swojej ukochanej. Z rany na głowie obficie lała się krew, która ubrudziła jego dłoń, gdy odwrócił dziewczynę do siebie.
            Jej oczy były szeroko otwarte.
            - Nie, Katie, błagam, żyj, kochanie, proszę, powiedz coś, spójrz na mnie – powtarzał niczym mantrę, sprawdzając jej puls.
            Puls, którego nie wyczuł.
            Szloch ścisnął płuca bruneta, kiedy zdał sobie sprawę, że Kate nie żyje.
            Brzegi rany na jej głowie sięgały czaszki.
            Odsunął się z nagłą odrazą. Nie mógł jej dotknąć, to już nie była jego Katie, zostało tylko jej bezwładne ciało, jej pusty wzrok.
            - Niech jej ktoś pomoże, błagam! – krzyknął, lecz kiedy spojrzał do góry, ludzie się odwrócili.
            To nie mogła być prawda.
            Adam załkał ciężko. Tłum zaczął na niego napierać, zabierając powietrze. Nie mógł oddychać.
            Wstał szybko i przepchnął się między ludźmi. Próbował złapać dech, lecz na nic się to nie zdawało. Uniósł swoje pokrwawione dłonie i spojrzał na nie.
            To nie mogła być prawda.
            Łzy z jego policzków zaczęły kapać, mieszając się na rękach z krwią.
            Brunet odwrócił się do zebranego tłumu. Wszystkie odwrócone głowy spoglądały na ciało. Widział tylko ich plecy.
            Hałas nadjeżdżającej karetki zwrócił jego uwagę. Jak przez szybę obserwował dwóch wysiadających z niej mężczyzn. Rozpędzili tłum i dopadli leżącego ciała. Jednak szybko wstali – jeden drapał się po karku, gdy drugi pokręcił głową.
            Nikt nie patrzył na płaczącego Adama, choć przecież to on był tu pierwszy. Ludzie zupełnie nie zwracali na niego uwagi, a przecież miał umazane w krwi ręce.
            Poczuł się, jakby cały świat odwrócił się od niego i spoglądał jedynie na martwą Kate. Jego Kate.
            To był jakiś koszmar.

6 komentarzy:

  1. Taaaak, taaak!! Nareszcie, płacz i cierpienie, wszystko na co czekałam tak cierpliwie. Mam nadzieję Racu, że Adam nigdy cię nie dopadnie, bo obawiam się, że po tej dziewczynie i wszystkim co nastąpi, będzie miał jeszcze bardziej nasrane w głowie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Um... Co się stało z Adamem? Bo nikt go chyba nie zauważał... Nie wiem, co powiedzieć.
    Ale, Racu, jest ważniejsza sprawa. Gdybym miał wybrać najlepszy fragment, to... Zaznaczyłbym cały testy. Te opisy... Boże, jakie to piękne!
    Weny, Racu, mnóstwo weny!

    OdpowiedzUsuń
  3. No tak znowu coś ciekawego i nie będę mogła się doczekać następnego odcinka. Ciekawe w jakim świecie znalazł się Adam.
    Mam prośbę jeśli dzięki nowej polityce blogera zamkną twojego bloga jako prywatny to bardzo proszę o zaproszenie (choć pewnie to nie nastąpi), nie.powiem.nic.nikomu@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Ooooo kurde! No rozdział wybitnie zachęca do czekania na następny, nie mogę się doczekać. Co prawda, nie mam pojęcia jak się dalej potoczy ta historia ani co, Racu, wymyślisz, ale zapowiada się ciekawie.
    Czyli Adam zniknął w dzień swoich 20 urodzin. Zupełnie jak jego dziadek. Hm.. To znaczy, może ""zniknął" to złe słowo, raczej stał się niewidoczny dla innych ludzi. Duchem nie jest (chyba), bo mógł unieść telefon. Szkoda mi Kate, ale w sumie już od początku czułam, że ta sielanka ich życia jest zbyt sielankowa :D i tylko czekałam na wielkie pierdut! aż się wszystko posypie.

    Tak w ogóle jestem pewna, że nie powielisz osobowości postaci w opowiadaniu, ale strasznie mi brakuje kogoś takiego jak Jeremy z tymi jego genialnymi tekstami, które miało się ochotę spisywać (i próbować wkuć na pamięć, co by kiedyś przyszpanić w towarzystwie xD). Ale ale... to dopiero pierwszy rozdział. Już nic nie mówię ^^

    A co do polityki bloggera, to mam nadzieję, ze w żaden sposób tego nie odczujemy =.=

    Alys

    OdpowiedzUsuń
  5. Trafiłam na twojego bloga przez przypadek, kilka dni temu... i jestem zachwycona! Przeczytałam wszystko, masz świetny styl, fabuła jest spójna i ciekawa... Tak ciężko trafić na bloga z dobrym yaoi ;-; (albo po prostu mam za wysokie wymagania? xD)

    Kocham twoje opisy chmur!

    A nowe opowiadanie zapowiada się świetnie, czekam na kolejny rozdział ^^ Pozdrawiam i życzę weny :3

    OdpowiedzUsuń
  6. Po pierwsze, przepraszam, że komentuję tak późno, ten tydzień mnie zjadł, przeżuł, nadtrawił i wypluł.
    Po drugie: HAHAHHHAHAHHHAAAAHA. I fucking knew it. To znaczy, wiedziałam vipowsko, że rzeczy się staną, ale jakbym nie wiedziała wcześniej, to od razu ogarnęłabym po tym sielankowym melonowym torcie i barwnych marzeniach. Dwa równania:
    Racu + hetero = 0 (wybacz, musiałam ; ; oczywiście mógłbyś zrobić cute fantastisch hetero couple, gdybyś tylko chciał :P )
    Racu + podejrzanie szczęśliwy fluff + tajemnicze wydarzenia = śmierć, rany na psychice i rozpacz
    I te równania są legit, przed chwilą siedziałam nad testami, więc wiem.
    W sumie moja reakcja nie polegała na kocykonie z lodami i i kotem tylko dlatego, że te postacie dopiero poznałam, ale damn, pyś. Dojebałeś.
    Sam pomysł jest zajebisty, początek ma perfekcyjny jebut i widać konsekwencję po historii dziadka, który nagle magicznie wyparował. Zresztą scena 10 w skali 1-6 c:
    Sama postać... Cóż, śliczny chłopak, śliczne oczy i mniej śliczny zjeb na całe życie. Niewidoczny bohater, który właśnie stracił swoją ukochaną dziewczynę i właściwie wszystko przez coś, czego zupełnie nie rozumie. Zapowiada się na genialnie napisaną RZEŹ, fabularną MASAKRĘ, emocjonalną ROZJEBKĘ, czyli klasykę Racu i jeden wielki kocykon ; ^ ; A najgorsze jest to, że bardzo czekam na ciąg dalszy w przypływie estetycznego masochizmu i w oczekiwaniu, że Adam zostanie przez kogoś dostrzeżony i jego życie przestanie być koszmarem, choćby na parę chwil.
    Poza tym, sam poranek jest opisany perrrrfekcyjnie, na początku wszystko jak gdyby nigdy nic, potem pieprznięcie. Ten sms był dobrym pomysłem, bo kto nie wypierdoliłby z domu jak z procy, kiedy budzi się nagle sam i czyta coś takiego? (No ok, ja bym tak nie zrobiła, ale jestem burakiem pastewnym i się tutaj nie liczę.) I ten samochód, uaaaaaUaaUaaaaAAAAaaa ; ; Katie była taka urocza przez tak krótki czas, Ty mendozo :<<<
    " Głosy tłumu wbijały się w umysł Adama, kiedy dopadł ciała swojej ukochanej. Z rany na głowie obficie lała się krew, która ubrudziła jego dłoń, gdy odwrócił dziewczynę do siebie."
    Ładny opis i ładne było to, że musiał odepchnąć od siebie jej ciało, gdy skonała i gdy zauważył, że rany na jej głowie sięgały czaszki. Realizm psychologiczny 10000/10.
    "Poczuł się, jakby cały świat odwrócił się od niego i spoglądał jedynie na martwą Kate. Jego Kate."
    Powtórzenie dodaje dramatyzmu i emocjonalności bez zbędnych opisów typu "oezós, mój ból" no i śliczne zdanie C:
    I opis pokoju Adama, me like <3
    Chyba tyle? Tyle c'':
    ~Brukiew : )
    Ps.: Racu, jesteś chujcem, ale chujcem utalentowanym (ノಥ益ಥ)ノ ┻━┻

    OdpowiedzUsuń