Uwaga

piątek, 6 lutego 2015

Lustro

Wszystkiego najlepszego, Lumi.

_____________________________________________________________________


Znów się widzimy, ukochany. Znów nie tylko ja wodzę za Tobą wzrokiem. Znów uśmiechasz się do mnie w ten dziwny, ale ciepły sposób. Znów czuję przechodzące mnie dreszcze, gdy krok za krokiem mogę się do Ciebie zbliżyć.
Tuż przed Tobą się zatrzymuję. Kocham patrzeć na Twoją twarz, kocham obserwować jej ekspresje – kocham wszystko, co z Tobą związane. Ale zwykłe patrzenie jest przecież niczym, gdy porównuję to z momentami takimi jak ten.
Wyciągasz rękę, trochę jakby nieśmiało ujmujesz moją dłoń. Wpatrujesz się w nasze splatające się palce. Wydaje się, że nie jesteś pewien tego, co robisz. A przecież tyle razy byliśmy w takich sytuacjach.
Unoszę nasze dłonie, nie spuszczając wzroku z Twoich pięknych oczu. Dla mnie były jak szafiry. Trochę ciemniejsze niż zwyczajnych ludzi i dużo bardziej skrzące się. Otoczone rzędem ciemnobrązowych rzęs. W cieniu wydawały się często czarne, ale tak naprawdę, gdy padało na nie światło, uwalniały piękną barwę gorzkiej czekolady.
Wreszcie westchnąłeś i wykonałeś ostatni krok, który dzielił nasze ciała od siebie. Nigdy się nie spieszyłeś. Zawsze wszystko robiłeś powoli, uważnie i starannie, obserwując najdrobniejszy ruch, zmianę. Z jednej strony nieraz chciałem, żebyś chwycił mnie mocno, z uczuciami wypisanymi na całym sobie, ale z drugiej przecież takiego Cię kocham. Jesteś dla mnie idealny.
Ostrożnie obejmujesz moje ciało drugą ręką. Twoje silne ramię trzyma mnie w pasie blisko Ciebie. Teraz wyraźnie czuję Twój zapach – ulubioną wodę kolońską pomieszaną ze specyficznym aromatem Twojej skóry. Przymykam oczy i opieram głowę na Twoim ramieniu.
Jesteś teraz cały mój.
Unoszę po chwili głowę i dostrzegam w Twoich oczach ten dziwny blask. Zupełnie jakbyś miał wyrzuty sumienia.
— Nie bój się, przecież jest tak jak zawsze – szeptam w tej pustce dookoła nas.
— Wiem. Wiem – mówisz powoli, lecz wahanie nie znika z Twoich oczu.
— Pocałuj mnie. Proszę. Nie chcę widzieć cię teraz smutnego.
Uśmiechasz się cierpko. Następnie pod naporem mojego wzroku nachylasz się te parę centymetrów, które jeszcze nas dzielą i delikatnie ocierasz swoje wargi o moje. Przechodzi mnie dreszcz sprawiający, że wykonuję mimowolnie głęboki wdech. Tak bardzo Cię kocham, błagam, nie przestawaj teraz, proszę, rób coś więcej, pokaż, że Tobie też zależy…
Zalewa mnie radość, gdy wreszcie przestajesz na siłę się kontrolować. Czuję, jak Twoja dłoń opiera się o moje plecy, trzymając mocniej, a Twoje usta łapią mnie w głębokim pocałunku. Przywieram do Ciebie bez zwlekania, chwytam za kark, byś nawet nie pomyślał o oderwaniu się ode mnie.
— Kocham cię – szepczę w krótkiej przerwie na oddech. – Tak bardzo cię kocham.
Nie odpowiadasz nic, jedynie znów całujesz mnie namiętnie. Miękkość wokół nas nie pozwala dalej trzymać się na stojących nogach i po chwili ostrożnie kładziesz mnie na plecach. Teraz czuję nie tylko Twoje ciepło, ale i Twój ciężar, tak znajomy i ukochany, że chce mi się krzyczeć ze szczęścia.
Długo tak całujemy się, ocierając co jakiś czas ciałami. Cudownie mnie rozpalasz, sam też jesteś coraz bardziej podniecony, prawda? Wiem to, bo ostatecznie nie wytrzymujesz i ściągasz ze mnie ubrania. Odchylam głowę do tyłu, kiedy przenosisz usta na szyję; zdawała się wręcz zmarznięta, gdy zostawiałeś na niej gorące ślady języka i warg.
Spoglądam na Ciebie, mrużąc oczy. Masz rumieńce na twarzy, a moje spojrzenie wyraźnie Ci się podoba. Klękasz na moment, by ściągnąć z siebie niebieską koszulę, skrojoną tak samo elegancko jak pozostałe Twoje ubrania. Rozpinasz jeszcze spodnie, nim wracasz na swoje miejsce, w którym witam Cię zachłannymi dłońmi i pocałunkami.
Suniesz rękoma po moich bokach, po klatce piersiowej, czasem po brzuchu. Jedynie co jakiś czas schodzisz na biodra. Wydaje się, że nadal masz lekkie opory. Czuję to przecież w Twoich zbyt napiętych barkach.
— Proszę, nie męcz mnie już – mówię ciężkim głosem. Niby nic jeszcze mi nie zrobiłeś, a jednak nie potrafię uspokoić oddechu. Całe moje ciało krzyczy, że Cię kocha, widzisz?
Słyszę, jak krótko się śmiejesz, Twój mrukliwy głos przyprawia mnie o gęsią skórkę. Znowu zaczynasz maltretować moją szyję, dołączając do zabawy także wrażliwe ucho.
Mimo wszystko spełniasz moje życzenie. Czuję Twoje ręce, które w końcu nie krążą bez celu po moim ciele, a pełzną coraz niżej, by ściągnąć mi spodnie. Czasami rozbierałeś się pierwszy, ale dzisiaj najwyraźniej nie masz na to ochoty, bo jedynie odsłoniłeś przeszkadzającą Ci już bieliznę.
Mruczę, gdy dotykasz mnie w tych najwrażliwszych i najbardziej Cię potrzebujących miejscach. Niedługo pastwisz się nad moim członkiem, Twoja dłoń przecież musi sięgnąć niżej. Unoszę lekko biodra, by ułatwić Ci dostęp, lecz Ty i tak musisz podciągnąć jedną z moich nóg do góry. Ochoczo zakładam ją na Twoje biodro, abyś mógł zająć się przygotowaniem mnie do najlepszego.
Twoja męska dłoń była duża, przynajmniej w porównaniu z moimi, które wydawały się tutaj delikatne i kruche. Zupełnie czymś innym było dotykać się samemu, a być dotykanym przez Ciebie. Starasz się nie sprawić mi bólu, nawet gdy sam jesteś tak podniecony, że ledwo się wstrzymujesz. Podziwiam Cię i kocham za to jeszcze bardziej, wiesz?
Zaciskam wargi. Mimo wszystko rozciąganie trochę boli, choć przecież potem będę się czuł najwspanialej na świecie. Niestety zauważyłeś ten drobny ruch.
— Przepraszam. Mam przestać? – pytasz pełnym troski głosem, całując mnie po kąciku warg.
— Nie, nie teraz. Jest dobrze. – Patrzę na Ciebie pełnym miłości wzrokiem. I w Twoim spojrzeniu czytam, że już przestałeś przejmować się rzeczywistością, bo masz oczy pełne ciepła. Wiesz, że to dla mnie największa nagroda?
Na szczęście słuchasz moich słów i nie przerywasz przygotowywania mnie. Staram się jakoś Ci to ułatwić, choć na razie ciągle mogę jedynie zaciskać zęby. Ale już niedługo…
Całujesz mnie głęboko. Odruchowo wyciągam ręce, by chwycić Cię za włosy. Przez myśl przelatują mi błagalne słowa – „proszę, zostań ze mną”. Mógłbym się z nich śmiać, ale teraz tak wiele znaczyły.
Wreszcie byłem gotowy. Ból nie doskwierał mi prawie wcale, bo podniecenie zasłaniało każdą jego iskrę płomieniami. Ty też wyczułeś ten moment, gdy nie umiałem się powstrzymać przed drgnięciami ciałem, zawsze skierowanymi w Twoim kierunku. Czuję, że uśmiechasz się przez pocałunek, a następnie wreszcie we mnie wchodzisz.
— Tak, tak… - musiałem coś powiedzieć, musiałem dać upust rozkoszy krótkiemu jękowi. Szepczę Twoje imię, kiedy powoli się we mnie ruszasz. Otwieram oczy i widzę, że jest Ci dobrze, bardzo dobrze.
Wreszcie zaczynamy naprawdę się kochać. Trzymasz mnie mocno, gdy coraz głębiej we mnie wchodzisz. Ja szybko oddycham, starając się cieszyć Twoją bliskością jak najdłużej. Przecież zawsze muszę wykorzystywać każdy możliwy moment. Inaczej nie wytrzymałbym do kolejnego spotkania.
Kocham Cię, wiesz? Szkoda, że nie możesz ze mną długo zostać.
Obaj docieramy już do najlepszego momentu, do kulminacji naszego połączenia. Jesteśmy tak blisko siebie, że niemal nasze dusze ocierają się jedna o drugą. Wreszcie nie wytrzymuję i mnie jako pierwszego zalewa silny orgazm. Ciało naturalnie zaciska się na Tobie, przez co Ciebie również najwyższa rozkosz łapie i trzyma w gorących dłoniach.
Opadasz na mnie zmęczony, nie wychodząc jeszcze z mojego wnętrza. Dziękuję Ci za to, bo mam wrażenie, że czujesz się w końcu zupełnie swobodny. Jak Ty to czasem mówisz – „wolny”.
Niestety wiem, co nastąpi za chwilę. Na te ostatnie momenty oplatam Cię rękoma i nogami. Jak małe dziecko, które nie chce pozwolić rodzicowi zostawić go w przedszkolu. Czuję, jak Twoje wargi układają się w uśmiech na moim ramieniu. Czy był on słodki, czy smutny?
Całujesz mnie kilka razy w to ramię, potem delikatnie, acz stanowczo odrywasz moje ręce od siebie. Patrzę na Ciebie z wyrzutem.
— Nie rób mi tego. Dlaczego nie chcesz zostać? – pytam, marszcząc brwi. Nienawidzę tego momentu.
— Bo nie mogę. Bo i tak się obudzę – mówisz i całujesz mnie w usta. Na początku udaję, że nie chcę jego gestu, ale w odwecie zaczynasz muskać mnie wargami po policzku. Wiem doskonale, że nie umiałbym tak długo się opierać, więc w końcu sam Cię całuję. Choć tak mi smutno.
Wstajesz razem ze mną. Jestem nagi, ale wcale mi nie zimno. Patrzę pod stopy, bo nie chcę zobaczyć w Twoich oczach współczucia, które zawsze, zawsze łączy się z ulgą. Masz pojęcie, jakie to okrutne, kochany?
Powoli idziemy w stronę  t e g o  miejsca. Mam gęsią skórkę. Widzisz to i obejmujesz mnie opiekuńczo ramieniem. Wzdycham ciężko, nie odrzucając Cię. Nawet bym o tym nie pomyślał.
Zatrzymujesz się. Wiem, że przed nami jest blada tafla. Okrutna granica, którą zawsze pokonujesz. Przytulasz mnie ostatni raz tej nocy. Natychmiast oplatam Cię rękoma.
— Kocham cię. Tak bardzo cię kocham – powtarzam. A Ty milczysz.
Nigdy mi na to nie odpowiadasz.
Głaszczesz mnie po głowie, po czym odsuwasz od siebie. Widzę Twój uśmiech. I tę wstrętną ulgę. Ale mimo wszystko wypowiadasz słowa, które zalewają mnie nadzieją.
— Do zobaczenia.
Też się uśmiecham, choć bardzo smutno. Już się nie odwracasz, a wykonujesz krok przez bladą taflę.
Znów jestem sam. Siadam na podłodze tam, gdzie mnie znów zostawiłeś. Znów oplatam kolana rękami. Znów chce mi się płakać.
Znów jestem sam.

— Kochanie, gdzie jest mój zielony krawat? – Męski głos rozlega się głośno w całym mieszkaniu.
— Nie wiem, sprawdź na krześle w sypialni. – Kobieta przeglądająca się w lustrze ani myślała pospieszyć mężowi z pomocą.
— Nie ma go tutaj. Na pewno nie przekładałaś go nigdzie? – Głowa bruneta o regularnej twarzy i niebieskich oczach wyzionęła z jednego z pokojów.
— Chyba nie, nie przypominam sobie. Może go włożyłeś do szuflady?
Mężczyzna westchnął, kiedy kobieta przeszła gdzieś na chwilę i wróciła do lustra ze szminką. Drobne dłonie zręcznie przeciągały sztyft po jej pełnych wargach, które czerwony barwnik jeszcze bardziej podkreślił.
— O, rzeczywiście jest. – Mężczyzna również podszedł do lustra i zaczął wiązać pod kołnierzem koszuli wąski, ciemnozielony krawat.
— Mówiłam ci. Kupić ci coś na sklerozę?
— Dziękuję, nie musisz. Ślicznie wyglądasz.
Para przed lustrem pocałowała się krótko w usta. Wyglądali na szczęśliwe młode małżeństwo, choć od ślubu minęło już prawie dziesięć lat. Nie zdecydowali się na dzieci przez wzgląd na pracę. I tak zapewne miało pozostać, gdyż kobieta ukrywała przed mężem wyniki badań, które stwierdzały u niej bezpłodność.
— Nie podwieziesz mnie dzisiaj, prawda? – Kobieta odrzuciła długie brązowe włosy w tył, by założyć ręce na ramiona swego wyższego partnera. Kołysała się delikatnie na boki.
— Nie, mówiłem ci już, kotku, muszę być dzisiaj w sądzie. To w inną stronę. – Mężczyzna znów pocałował ją, lecz tym razem jego żona przyciągnęła go do siebie na dłużej.
— Szkoda. Zamówię taksówkę, może trafi mi się jakiś przystojny kierowca – mruknęła z uśmiechem, na co on pokiwał jej palcem przed twarzą niczym dziecku.
— No, no, bez takich mi tu.
Rozległ się śmiech obojga, po czym mężczyzna pożegnał ją słowami „kocham cię” i wyszedł. Kobieta tymczasem, nucąc jakąś melodię, skończyła swój makijaż, zadzwoniła po taksówkę, a kiedy ta przyjechała, zamknęła drzwi domu na klucz.
Tafla lustra była zimna i nieruchoma.

 — Dlaczego nigdy nie mówisz mi, że mnie kochasz? – pytam Cię, gdy głaszczesz mnie po głowie. Jak zwykle milczysz, kiedy wspominam o Twoich uczuciach. – Przecież nie masz oporów  j e j  tego mówić.
— To nie takie proste – odpowiadasz smutno, po czym zagłuszasz moje dalsze pytania pocałunkiem. Rzadko kiedy przychodzisz do mnie o tej porze, więc cieszę się, że możemy spędzić czas tak po prostu.
— Opowiedz mi o swoim dniu. Ale poza domem – proszę Cię, a Ty uśmiechasz się z rozbawieniem. Wiem, że traktujesz mnie jak dziecko, ale nie potrafię nie zadawać takich pytań.
— Miałem dzisiaj rozprawę w sądzie. Pewien psychopata zamordował wujostwo, u którego mieszkał, ale zbyt dobrze udawał zdrowego człowieka, dlatego ta sprawa długo się ciągnęła – zaczynasz, kładąc się obok mnie. Podłoże jest niczym puchowa kołdra, lecz ja i tak wolę oprzeć głowę na Twojej klatce piersiowej.
— Kim jest psychopata? – pytam.
— To ktoś, kto urodził się bez emocji. Niekoniecznie zostaje złym człowiekiem, ale często nie potrafi rozróżnić, co jest dobre, a co złe – tłumaczysz mi. Widzę, że patrzysz do góry, choć nie ma tam nieba, które widać za taflą w ciągu dnia.
— A dlaczego udawał zdrową osobę?
— Bo chciał być wolny. W więzieniu każdy czuje się źle.
Myślę sobie, że też jestem w jakimś więzieniu. Czy jest mi tu niedobrze? Teraz na pewno nie, bo mogę się przytulić do Ciebie i słuchać Twojego głosu.
— I co dalej?
— Lekarze badali go kilka razy i w końcu udowodnili, że jest chory. Wysłano go do szpitala psychiatrycznego.
— Jak wygląda szpital psychiatryczny?
— Jest jak normalny szpital, ale z niego rzadko kiedy ludzie wychodzą. Czasem nie da się wyleczyć choroby psychicznej.
Mruczę w zastanowieniu.
— Nie rozumiem. Nie chciał iść do więzienia, ale poszedł do szpitala psychiatrycznego? Przecież to takie same miejsca. Nadal nie będzie wolny.
Patrzysz na mnie z uśmiechem. Powiedziałem coś śmiesznego?
— Masz rację. Też tego nie rozumiem. Chodź tutaj. – Przyciągasz mnie bardziej do siebie, więc z ogromną chęcią się zbliżam. Gdy siadam na Tobie okrakiem, podnosisz się i całujesz mnie mocno. Uwielbiam, kiedy jesteś taki rozluźniony.
— Tyle lat już minęło… - mówisz po chwili ciszy, kiedy już się od siebie oderwaliśmy.
— O czym mówisz? – pytam, trzymając Cię ciasno w ramionach. Ciaśniej niż ona.
— O tobie. Tyle czasu mam sny tylko o tobie i nadal nie umiem pojąć czemu.
Uśmiecham się szeroko. To, że myślisz o mnie, że o mnie wspominasz, zdaje mi się piękne i niesamowite.
— Jak to „czemu”? Od zawsze przychodzisz do mnie przez tę bladą taflę, prawda? Od zawsze – powtarzam cicho, po czym Cię całuję. Masz takie miękkie usta.
— Prawda. Niedomyślny jestem – mruczysz.
— Kocham cię.
Znów milkniesz, ale przytulasz mnie mocniej. Czy mam prawo prosić o więcej?
— Muszę już iść – nagle mówisz. Uśmiech od razu znika z mojej twarzy.
— Dlaczego tak szybko? Przecież jest dobrze, prawda?
Chcę Cię zatrzymać, ale mimo wszystko wstajesz, ignorując mój wzrok. Kiedy idziemy w  t ę  stronę, trzymasz mnie za rękę. To jednocześnie taki czuły i okrutny gest.
— Do zobaczenia – mówisz jak zawsze. Ściskam Twoje palce ostatni raz.
— Kocham cię.
Ale Ty już nic nie odpowiadasz. Czuję tylko, jak Twoja dłoń wysuwa się spomiędzy moich rąk. Dawno temu przestałem patrzeć, jak przechodzisz, to tylko boli bardziej.
I znowu jest mi zimno. I znowu muszę czekać. Znowu sam.

Szczęk kluczy był wyjątkowo głośny. Kobieta wpadła do domu i trzasnęła za sobą drzwiami. Pod jej oczyma widać było ślady rozmazanego makijażu. Oparłszy się o drzwi, zsunęła się w dół i szlochała. Po jakimś czasie uspokoiła się i wyciągnęła z torebki kopertę. Na krótki moment zatrzymała na niej wzrok, po czym ze złością i nieskrywanym gniewem przedarła papier dwukrotnie. Kilka łez znów potoczyło się po jej policzkach.
— Kochanie, to ty? – Z głębi mieszkania dał się słyszeć zaspany głos mężczyzny. Kobieta pociągnęła nosem.
— Tak – starała się brzmieć normalnie. Jej mąż szybko przyszedł.
— Co się stało? Co to za papiery, skarbie?
— Wypowiedzenie pracy. Ta suka mnie wyrzuciła – rzekła żona, załamując się zupełnie. Mężczyzna podszedł do niej i troskliwie ją objął, a ona natychmiast wczepiła się w jego ubranie.
— Spokojnie, będzie dobrze.
— Jak ma być dobrze? Wiesz, jak ciężko teraz znaleźć pracę?
Ręka mężczyzny sunęła po jej włosach czule, kiedy targały nią fale płaczu.
— Jesteś zdolna, poradzimy sobie razem.
Stali tak dość długo, aż wreszcie mąż zaproponował, żeby zamówili sobie jakieś jedzenie. Kobieta nie oponowała, zdawała się zupełnie bezradna i bezwolna w jego ramionach. Pociągnąwszy jednak kilka razy nosem, spojrzała na niego i uśmiechnęła się. Na koszuli mężczyzny widać było ślady jej brudnych od makijażu łez.
— Dziękuję – powiedziała krótko, po czym pocałowała go. On nie zwlekał z odpowiedzią na ten gest.

Opadam na Ciebie ciężko, dysząc jak po długim biegu. Ty przytulasz mnie chwilę po tym, by następnie odwrócić nas obu na bok. Wtulam twarz w zagłębienie Twojego ramienia, bo tu czuję się najbezpieczniej.
Właśnie się kochaliśmy. Nasze ciała wciąż pokryte są miłością. Czuję się cudownie, wiesz? Nie umiem powstrzymać się przed szepnięciem Ci słów „Kocham cię”, choć Ty i tak mi nań nie odpowiesz. To trochę burzy mój spokój, ale przecież jestem w Twoich ramionach.
— Znalazłeś już odpowiedź? – pytasz nagle. Pamiętam, jak kiedyś, chyba na samym początku, chciałeś się dowiedzieć, skąd ja się tu wziąłem. Nie umiałem Ci tego wytłumaczyć.
— Nie. Nie lubię myśleć, gdy cię tu nie ma – mówię, bo taka jest prawda. Gdy znikasz, cała ta biel wokół robi się zimna. Gdybym zaczął zastanawiać się nad czymkolwiek, zniknąłbym. Cisza, pustka, ciemność, chłód, a może tęsknota pochłonęłyby mnie.
— Więc możesz pomyśleć teraz – proponujesz. Odsuwam się, ale tylko na tyle, by móc spojrzeć Ci w oczy. Najpiękniejsze szafirowe oczy.
— Mogę. Ale naprawdę nie wiem. Znalazłem się tutaj, gdy ty zacząłeś tu przychodzić. Nie wiem, gdzie byłem wcześniej ani czy w ogóle byłem wcześniej. – Patrzysz na mnie chwilę bez słowa. Widzę, że się nad czymś zastanawiasz, omiatając moją twarz wzrokiem. – Dlaczego tak chcesz wiedzieć?
— Bo to ciekawe. Odkąd tu „przyszedłem” po raz pierwszy, w ogóle się nie zmieniłeś, chociaż ja starzeję się tak jak w rzeczywistości.
No tak, na początku czułeś się dziwnie, bo wyglądałem dokładnie jak Ty. Dlatego cieszę się, że teraz jesteśmy różni.
— To nie ma tak dużego znaczenia. Ale cieszę się. Myślisz o mnie. – Znów wtulam się w Twoje ciało, tym razem z szerokim uśmiechem.
— Jesteśmy tu tylko my, o kim mam myśleć?
W mojej głowie pojawia się  j e j  twarz. Nie chcę mówić o tym na głos. Tylko teraz mogę mieć Cię na wyłączność.
— Powiedz, myślisz o mnie czasem po drugiej stronie? – pytam z zawstydzeniem. Tylko nie milcz, dobrze?
— Chyba tak. Jeżeli to ten sam „ja”, chyba tak. – Twoja pokrętna odpowiedź nie brzmi zupełnie pewnie, ale ja i tak cieszę się jeszcze bardziej. Czyli mam Cię częściej, niż myślałem, ukochany!
Głaszczesz mnie przyjemnie po plecach. Jestem z tym szczęśliwy i znów mam ochotę się z Tobą kochać. Ale pewnie jesteś już zmęczony, więc będę się zachwycał w ciszy.
— Kocham cię – szepczę, a Ty milczysz. Tak chciałbym, żebyś choć raz, jeden jedyny raz mi na to odpowiedział. – Zostaniesz ze mną dłużej?
— Nie mogę. Jutro idę wcześnie do pracy. – Twój ciepły oddech kołysze się między moimi włosami. Mówię cicho „Szkoda”, bo gdy idziesz do pracy, nigdy nie udaje mi się Ciebie przekonać.
Jeszcze chwilę leżymy w spokoju. Wydaje się, że śpisz. Ale wiem, że tylko odpoczywasz, bo zaraz sobie pójdziesz. Muszę się Tobą nacieszyć. Przecież niedługo znowu zostanę sam.
Blada tafla zawsze jest dla mnie twarda.

Kobieta skończyła zapalać świeczki, które cały dom rozświetlały pomarańczowym blaskiem drżących płomyków. Odłożyła zapalniczkę na jedną z szafek i udała się do innego pomieszczenia. Kiedy wróciła, miała na sobie czarną erotyczną bieliznę z białymi koronkami oraz pasujące do kompletu pończochy. Skierowała się w stronę łazienki, by dokończyć intensywny makijaż, poperfumować się i ułożyć długie włosy w loki.
Gęsia skórka mówiła, że jest jej trochę zimno, więc nałożyła na siebie puchaty szlafrok. Następnie spojrzała na zegar z wypisanym na twarzy zastanowieniem. Najwyraźniej uspokojona przyniosła sobie krzesło, na którym zaczęła się wygodnie układać. Przed lustrem wykonywała na próbę różne erotyczne pozycje, by ostatecznie odwrócić się do drzwi i czekać. Kiedy wskazówki na cyferblacie ułożyły się we właściwą według niej godzinę, założyła wysoko jedną nogę na drugą i nonszalancko oparła się łokciem o tył krzesła.
Szczęk kluczy sprawił, że rozsunęła szlafrok na dekolcie i ostatni raz poprawiła włosy. Uśmiechnęła się zalotnie i wpatrywała intensywnie we wchodzącego męża.
Mężczyzna otworzył drzwi zupełnie normalnie, lecz kiedy zauważył żonę, znieruchomiał. Jego policzki pokryły się czerwienią. Szybko zamknął za sobą mieszkanie na zamek.
— Dzień dobry, kochanie – mruknęła kobieta, patrząc na niego lekko z dołu. Wstała z krzesła i, zrzuciwszy z siebie szlafrok, powoli podeszła do mężczyzny, by kusząco przeciągnąć dłonią po jego klatce piersiowej zakrytej płaszczem.
— Dzień dobry. To jakaś okazja? – spytał on, kładąc jej dłonie na talii. Jego wzrok ciągle przeskakiwał z ust kobiety na jej biust i z powrotem.
— Muszę mieć okazję? Po prostu cię kocham i chcę zadowolić mojego męża, kiedy wraca z pracy. – Kobieta przeciągała niektóre głoski. Zaczęła powoli ściągać wierzchnie ubrania z mężczyzny.
— W takim razie mam cudowną i najseksowniejszą żonę pod słońcem – rzekł on. Szybko sam zrzucił z siebie płaszcz, by powiesić go na wieszaku obok nich. Następnie poluzował sobie krawat.
— Miło mi to słyszeć. To jak, na co masz ochotę? – Kobieta uwodzicielsko docisnęła się do niego biustem, przez co mężczyzna wręcz rzucił się na nią, przywierając w pocałunku.
— Tylko na ciebie – mruknął jeszcze nim przyszpilił kobietę do ściany. Jęknęła lekko, po czym zarzuciła ręce na szyję męża.
Całowali się, ocierając wyraźnie ciałem o ciało. Dłonie mężczyzny wkrótce przeniosły się z talii w inne miejsca; zachłannie krążyły na brzuchu, biodrach i piersiach. Sięgnął w pewnej chwili za jej wygięte w koci łuk plecy i rozpiął sprzączkę stanika. Biustonosz lekko obsunął się, lecz żadne z nich nie pozbywało się tej części garderoby.
Kobieta odchyliła głowę w tył, jęcząc, kiedy mężczyzna swoją rękę położył bezpośrednio na jej piersi. Masował ją z mocno i jednocześnie pocałunkami schodził niżej. Najpierw na szyi, potem na dekolcie, następnie ominął jej biust, by zaczął całować szczupły brzuch żony. Jedną rękę wciąż trzymał pod perwersyjnie luźnym stanikiem, zaś druga powędrowała niżej, do jej majtek. Kobieta wzdychała z podnieceniem, gdy mąż z początku jednym palcem sunął i masował jej krocze przez cienki materiał bielizny. Niedługo zostawił jej pierś, przez co biustonosz częściowo opadł. Teraz ustami zaczął pieścić łono kobiety, która nie powstrzymywała jęków.
Kiedy żona podciągnęła w podnieceniu nogę do góry, mężczyzna przestał ją pieścić i powrócił do ust. Od razu opletli się rękami, trzymając ciało drugiego kochanka jak najbliżej siebie. Po chwili kobieta zaczęła chaotycznie rozpinać guziki koszuli męża.
— Ściągaj to wreszcie – rzekła zmienionym ekscytacją głosem. Mężczyzna z jej pomocą prędko zzuł z siebie rękawy, by cały materiał ubrania z niego spadł.
Nagle podniósł kobietę za nogi. Ona pisnęła w zaskoczeniu, ściskając go ciasno ramionami. Mężczyzna zaniósł ją do sypialni niczym pannę młodą. Początkowe śmiechy i westchnienia zaczęły przeradzać się w pomruki i jęki.
Każdy ten dźwięk odbijał się od tafli lustra niewidocznym dla człowieka uderzeniem.

Siedzę na podłodze. Trzęsę się. Nie chcę się obracać, choć wiem, że Ty tam jesteś. Pewnie patrzysz na mnie ze smutkiem. Albo wyrzutami sumienia. Albo masz mnie za coś żałosnego. Bo czy mogę być kimś? Przecież… Nawet nie wiem, czym naprawdę jestem.
— Przepraszam – mówisz. Wiesz doskonale, że już Ci wybaczyłem. Nie umiem być na Ciebie zły, za bardzo Cię kocham. Bez Ciebie bym nie istniał.
Jednak nadal nie chcę się odwrócić.
Słyszę, że podchodzisz bliżej. Po chwili czuję Twoją dłoń na ramieniu. Jest taka ciepła, że aż parzy.
Mimo wszystko obracam się. Na widok Twojej smutnej twarzy czuję szczęście. Zalewa mnie w ten sam obezwładniający sposób co zawsze. Tyle że dzisiaj chciałbym móc się na Ciebie złościć, wiesz?
Puszczasz moje ramię, które robi się jeszcze zimniejsze niż wcześniej. Siadasz obok mnie, a ja nie spuszczam wzroku z ukochanych mi oczu. Panuje między nami cisza; tak bardzo mi to doskwiera.
Opuszkami palców lekko muskasz dłoń, na której się opieram. Tym razem nie wytrzymuję.
— Dlaczego?! Musiałeś?! – krzyczę, przyciągając rękę do siebie. Nie złoszczę się na Ciebie, ukochany, ale te obrazy… To tak bardzo boli. Ty znów odpowiadasz cicho:
— Przepraszam.
Pociągam nosem. Nie chcę przed Tobą płakać. Nie chcę, żebyś litował się nade mną. Nie jestem  n i ą. Gdybyś tylko mi powiedział, że mnie kochasz…
— Nie rób tego nigdy więcej. Nie tam, dobrze? – proszę Cię, patrząc prosto w oczy. Mimo starań pod moimi powiekami błyszczą łzy. Wstyd mi.
— Przepraszam. – Przyciągasz mnie bezwładnego wobec Ciebie i przytulasz. Twoja ręka głaszcze mnie po głowie.
Dlaczego tylko przepraszasz?
— Zostań ze mną. Proszę, zostań ze mną i już nie odchodź. Kocham cię – mówię, wczepiając się w Ciebie o wiele mocniej niż  o n a  kiedykolwiek to zrobiła. Dopiero po chwili orientuję się, że płaczę zupełnie.
— Przepraszam – szepczesz. Kołyszemy się, a ja w myślach biję Cię w pierś i błagam, byś został.
Parę chwil później całujesz mnie lekko w skroń. Kilka razy. Następnie odsuwasz mnie od siebie i z pocieszającym uśmiechem wycierasz moje policzki. Widzę, że Ci przykro. Ale to tak boli…
Układasz moje włosy wedle jakiegoś swojego zamysłu, gdy ja opuszczam wzrok. To przyjemne, lecz ja nadal się trzęsę. Dostrzegasz to, więc odwracasz mnie tyłem do siebie i opierasz o swoją pierś.
— W ten sposób nie musisz na mnie patrzeć – mówisz, nie przerywając bawienia się moimi włosami. Czuję ciepło Twojego ciała, jest cudowne. Kocham je całą moją duszą.
— Ale ja chcę na ciebie patrzeć. Tylko nie każ mi widzieć czegoś, co będzie bolało.
Wiem, że się powtarzam. Może Cię to zirytować. Ale nic na to nie poradzę. Już kiedyś podobne sytuacje się zdarzały, lecz za każdym razem to boli bardziej.
— Przepraszam. Zapomniałem się.
Zaciskam zęby, bo wiem, co sprawiło i nadal często sprawia, że o mnie zapominasz.
— Nie rozmawiajmy już o tym. Spotkało cię dziś coś ciekawego?
Przytulasz mnie mocniej. Kładę dłoń na Twoich rękach. Teraz są moje, nie chcę myśleć o innych chwilach. Teraz jesteś cały mój, ukochany. Tylko mój.
— Nic szczególnego. Dzwoniła do mnie matka, chce przyjechać i odwiedzić nas w ten weekend.
— Za ile dni jest weekend? Zawsze się gubię.
— Dzisiaj jest czwartek. Czyli pojutrze.
Lubię słuchać Twojego głosu. Naprawdę. Jest głęboki i spokojny, czasem nieco niepewny, gdy starasz się dobierać słowa.
— Ale cały czas będziesz w domu? – pytam. Nie chcę spędzić bez Ciebie ani jednej nocy, tak się wtedy boję i jest mi tak zimno.
— Będę, nie mam zamiaru spać nigdzie indziej – mówisz z uśmiechem na ustach. Opieram tył głowy o Twoje ciało. Kocham Cię.
Odwracasz mnie delikatnie i całujesz w usta. Z chęcią Ci na to pozwalam, ukochany.
Na Ciebie nigdy nie mógłbym się gniewać.

Mężczyzna i kobieta chodzili po domu, sprzątając go dokładnie. On odkurzał wszystkie pomieszczenia, kiedy ona wycierała wszelkie szafki, półki, stoliki oraz ustawione na nich rzeczy. Od rana przygotowywali się na przyjazd rodziców mężczyzny. Gdzieś w głębi mieszkania włączone było radio. Tu i ówdzie leżały szmatki i płyny czyszczące.
— Kochanie, umyjesz podłogę w kuchni, jak odkurzysz? – zawołała kobieta, przekrzykując szum odkurzacza.
— Dobrze, ale ty myjesz okna! – odparł jej głos mężczyzny. Ona tylko westchnęła, po czym wróciła do czyszczenia książek.
Wkrótce mąż przeszedł z mopem do kuchni, zaś żona zajęła się szybami okien, zza których przezierało słońce wymieszane z chmurami. Małżeństwo uwijało się z porządkami jeszcze jakąś godzinę w tych promieniach to niknących, to wyzierających spomiędzy białych obłoków.
Kobieta skończyła polerować okna oraz ich białe framugi, więc przeniosła się do szklanych witryn szaf. Kiedy i te lśniły bez śladu najmniejszej smugi, podeszła do wiszącego lustra. Parę psiknięć pokryło jego taflę gęstą mgłą kropelek, które zaczęły łączyć się w większe i spływać w dół. Nim jednak sięgnęły zwykłej drewnianej ramy, kobieta rozcierała je umiejętnie po jasnej tafli, by ta błyszczała.
Mężczyzna akurat obok niej przechodził i uśmiechnął się, patrząc na odbite obrazy. Jego żona również wykrzywiła wargi w radosnym wyrazie.
— Nie sądzisz, że przydałoby się nam nowe lustro? – zagadnęła go w pewnym momencie. Policzek mężczyzny drgnął niewyraźnie.
— Ale po co? Przecież to jest dobre, nie ma rys.
— Niby nie, ale popatrz, kilku smug już nie domyję. Poza tym jest stare i wcale nie antyczne – upierała się ona, mimo wszystko ciągle polerując taflę.
— Kochanie, tak długo prosiłem matkę, żeby pozwoliła nam je wziąć i teraz mamy je po prostu wymienić? Poza tym tyle wspomnień z nim jest związanych… Przecież oboje je lubimy, prawda? – Mężczyzna podszedł do żony i pogłaskał ją zgodliwie po plecach.
— No dobrze, dobrze. Ale jak się bardziej zniszczy, wymienimy chociaż lustro, oprawa może być ta sama. Zero różnicy, dobrze?
Spojrzał na nią pobłażliwie, po czym wrócił do kuchni, gdy ona kończyła czyścić starą ramę lustra.

Rzucam się z radością na Twoje ramiona. Jestem taki szczęśliwy, och! Przytulasz mnie, chichocząc. Co z tego, że tak zachowują się dzieci, za bardzo się teraz cieszę, żeby zwracać uwagę na swoje zachowanie.
— Kocham cię – mówię kilkukrotnie. Nie odpowiadasz, ale głaszczesz mnie po plecach. Tak, teraz mi to wystarczy. Wiem, że nie pozbyłbyś się mnie, prawda?
— Skąd to miłe powitanie? – pytasz, a ja odchylam się, żeby spojrzeć na Ciebie ze zdziwieniem.
— Jak to „skąd”? Przecież słyszałem. – Całuję Cię krótko w usta raz, drugi, trzeci. Tak bardzo kocham Twoje usta, mógłbym wyciskać na nich pocałunki do końca świata. Wreszcie zaczynasz się śmiać i przyciągasz mnie do siebie na dłużej. Nasze języki tańczą, ocierają się o siebie, a ja czuję się jeszcze bardziej szczęśliwy.
Po jakimś czasie siadasz na podłodze, a ja okrakiem na Tobie. Jest mi ciepło i cudownie, czuję Twój zapach, Twoje dłonie na plecach, Twoje oczy wpatrzone we mnie. Kocham Cię i mógłbym to powtarzać wiele razy, gdyby nie to, że co jakiś czas nachylałeś się nade mną i cmokałeś w usta.
— Mówiłeś wtedy prawdę? – pytam z nadzieją w oczach.
— Dlaczego miałbym kłamać? Przecież naprawdę długo prosiłem o to lustro moją matkę – odpowiadasz cicho.
Nie wytrzymuję tego ciepła, tego szczęścia, które mnie zalało. Ludzie w takich chwilach mówią chyba, że mogliby umrzeć. Przymknąłem oczy i odchyliłem głowę w stronę, w której  t a m  jest słońce. Tutaj jest tylko biel, czysta biel, błyszcząca biel. Teraz ciepła, lecz kiedy Ciebie nie ma, staje się lodowatą bielą. Zazwyczaj jej nie lubię, ale gdy jesteś przy mnie, wielbię ją całym sercem.
— Aż tak cię to uszczęśliwia? – pytasz znienacka. Wracam wzrokiem na Twoją twarz i patrzę na Ciebie ze zdziwieniem.
— Oczywiście, że tak. Kocham cię.
Patrzymy na siebie chwilę. W Twoich oczach błyszczy jakieś wahanie, a chociaż starasz się uśmiechać, między Twoimi brwiami pojawia się drobna, ledwo zauważalna zmarszczka. Co Cię trapi, ukochany? Powiedz mi, a jeżeli mogę Ci pomóc, zrobię co tylko w mojej mocy.
Całuję tę drżącą zmarszczkę i uśmiecham się czule. Wiem, że nie możesz nic rzec na moje słowa. Nie mam pojęcia, dlaczego tak jest, ale rozumiem to. Rozumiem Ciebie. I Twoje wahanie. Dlatego właśnie Cię przytulam mocno, wciskając twarz w Twoje miękkie ciemne włosy.
I uśmiecham się najszczerzej, kiedy Ty też mnie przytulasz.
— Potrafisz śpiewać?
— Hm… Chyba tak. Mam głos. Ale nie znam słów – odpowiadam. Ciepło Twojego oddechu muska moją szyję.
— Nie znasz żadnej piosenki?
— Ani jednej. Jeżeli chcesz, mogę spróbować jakąś wymyślić.
Odsuwasz się, by spojrzeć na mnie. Twoja twarz znów jest spokojna, a Twój uśmiech znów jest czuły.
— Nie musisz. Tak tylko spytałem.
Po tych słowach całujesz mnie delikatnie, zupełnie jakbyś rozkoszował się powoli każdym ruchem. Moje wargi same układają się w uśmiech. Zsuwasz ręce niżej, na moje biodra i tam głaszczesz każdy kawałek skóry. To podniecające, więc napieram wargami mocniej. Też to czujesz, prawda? Twoje dłonie mi to mówią. One zawsze są szczere, kiedy mnie dotykasz z tą typową dla Ciebie czułą namiętnością. Zawsze się wahają, ale zawsze stają się zachłanne.
Chyba mogę myśleć, że Ty też taki jesteś, ukochany?
Ach, mógłbym ciągle szeptać Ci swoje uczucia. Nawet jeśli nań nie odpowiadasz, ja i tak będę zawsze mówił, że Cię kocham.

Starsza kobieta opowiadała coś w pomieszczeniu po lewej. Miała twardy, zabawnie szczekliwy głos, ale sposób, w jaki mówiła, łagodził ten dziwny surowy ton. W pewnym momencie rozniósł się śmiech i starsza kobieta zapytała, gdzie jest toaleta. Odpowiedział jej mężczyzna. Po chwili ani szczupła, ani też przesadnie gruba kobieta całkiem wysokiego wzrostu przeszła z jednego pomieszczenia do drugiego. Kiedy wracała, zatrzymała się na chwilę przed lustrem.
— O, nie myślałam, że nadal je macie – powiedziała głośniej, a wtedy młodsza kobieta stanęła na progu pokoju.
— Tak, mój kochany mąż naprawdę je lubi. – Mówiąc to, kobieta miała na twarzy niepewny wyraz twarzy.
— Naprawdę? Nie myślałam, że będziesz je tak długo trzymał, synu – zawołała starsza kobieta w stronę pomieszczenia, z którego dochodziły odgłosy stukających talerzy. Po chwili mężczyzna niosący kilka misek przeszedł w stronę kuchni.
— Nie po to męczyłem się z przekonywaniem ciebie, żeby je wyrzucić – rzekł przelotnie.
— A tak w ogóle to kiedy wreszcie planujecie mieć dzieci?
Zapadła chwilowa cisza. Młodsza kobieta znieruchomiała, po czym nerwowo zamrugała i przeczesała włosy palcami.
— Mamo, powtarzałem ci przecież, że najpierw chcemy się ustatkować, zdobyć pieniądze na utrzymanie jakichś dzieci. – Mężczyzna podszedł do swojej żony.
— Nie „jakichś”, synu, tylko waszych. I nie pleć mi bzdur, bo skoro stać was na to mieszkanie, stać was na potomka. – Starsza kobieta wyglądała teraz bardzo stanowczo i wykorzystywała swój szorstki głos.
— To nie jest to samo, wie mama, że mamy kredyt do spłacenia… - odezwała się żona.
— No i co z tego! Macie zamiar czekać kolejne dwadzieścia lat? Przecież wtedy będzie za późno! – Starsza kobieta żywo gestykulowała, a młodsza coraz bardziej opuszczała głowę.
— Mamo, proszę. – Głos mężczyzny również stał się twardszy. – Tyle razy się o to sprzeczaliśmy, daj już spokój.
— Nie dam, bo najwyraźniej albo mam głupiego syna, albo moja bezrobotna synowa okręciła go sobie zupełnie wokół palca!
— Mamy się kłócić o coś tak głupiego? Mamo… - zaczął mężczyzna, lecz starsza kobieta mu przerwała.
— Wydawało mi się, że w tym wieku jednak zmądrzejecie, ale widzę, że nic się nie zmienia, nie ważne, ile czasu czekam – rzekła, po czym odwróciła się i z rozmachu uderzyła w lustro, które się mocno zachwiało.
— Przepraszam cię, kotku, to moja wina – powiedziała cicho kobieta, niemalże płacząc.
— Spokojnie, wiesz, że z nią ciężko się dogadać, gdy się uprze – mężczyzna pogłaskał ją po głowie, po czym skierował się w stronę pomieszczenia, do którego wróciła starsza kobieta. Jego żona zaś ze łzami w oczach wycofała się do sypialni.
— Mamo, możemy porozmawiać?
— Nie mam zamiaru tracić czasu na te wasze „rozmowy”, skoro ty mnie w ogóle nie słuchasz! – krzyknęła starsza kobieta.
Szybko wyszła z pokoju, tym razem z torbami w ręku. Znów zahaczyła o lustro, lecz teraz gwóźdź, na którym wisiało, nie wytrzymał i lustro spadło z hukiem, rozbijając się na mnóstwo kawałków.
— Kurwa, mamo, coś ty zrobiła?! – krzyknął mężczyzna.
— O głupie lustro się teraz mnie czepiasz?
Dał się słyszeć trzask drzwi. 
Stukot zbieranych kawałków szkła.
Szelest szeptu.
— Ale ja kochałem to lustro…

***

Przytulam Cię. Jesteś ciepły. Wszędzie jest ciepło od wspomnienia Twoich pocałunków, Twojego uśmiechu, Twoich łez. Musisz już iść. I nie mówisz mi „do zobaczenia”. Z żalem muszę Cię puścić. Tym razem patrzę na to, jak odchodzisz. Przekraczasz bladą taflę, która zdaje się być cienką ścianą wody. Dla mnie jest twarda jak stal.
Nagle się odwracasz. Nigdy wcześniej tego nie robiłeś. Uśmiecham się, smutek mieszając ze szczęściem. Dopiero w ostatniej chwili kierujesz głowę w  t a m t ą  stronę.
Podchodzę do bladej tafli i dotykam jej, by upewnić się, że jest tak samo zimna i twarda jak zawsze. Opadam na kolana. Potem na pięty. Patrzę uporczywie w odbicie ciemnego pomieszczenia. Może Cię jeszcze zobaczę przed świtem? Może usłyszę Twój głos? Może ujrzę, jak z wahaniem dotykasz zimnej tafli? Kocham takie momenty, kocham na Ciebie patrzeć, mój ukochany.
Ale czasem – naprawdę rzadko – zastanawiam się, dlaczego to właśnie ja, a nie Ty jesteś moim lustrzanym odbiciem.

8 komentarzy:

  1. "Twoja męska dłoń była duża, przynajmniej w porównaniu z moimi, które wydawały się tutaj delikatne i kruche." - dwa słowa: yaoi hands.
    Odbicie lustrzane bardzo creepy, uwielbiam. Dziękuję za piękne opowiadanie w moim stylu. ( ˘ ³˘)❤❤❤~

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam łzy w oczach...
    Coś Ty mi zrobił?
    To... jest piękne. Cudowne. Wspaniałe. Niesamowite. Po prostu... doskonałe...

    OdpowiedzUsuń
  3. Oooch, cudnie.
    Od czego zacząć? Sam pomysł jest fantastyczny. Naprawdę genialny i przyjemnie świeży, bo temat lustra pociągnięty w stronę alternatywnych rzeczywistości był podejmowany wielokrotnie.
    Także kreacja postaci zasługuje na uwagę - przede wszystkim brak imion mi się podobał, guh. I to, że nie wprowadziłeś wielu bohaterów do opowiadania, dzięki temu czytelnik skupia się przede wszystkich mężczyznach po dwóch stronach lustra. Każda z postaci jest wyważona i potrzebna, bo zarówno żona i jak i teściowa podkreślają relację głównych bohaterów.
    Zresztą oni razem, maaan. Nie dość, że lustro, to jeszcze oniryczne klimaty! Kupiłeś mnie tym, ba, ja mogłabym dopłacić. No i oczywiście tym, że chociaż to jest odbicie lustrzane i te dwie postacie są tym samym, nie są takie same. Ta różnica jest pięknie podkreślona, bardzo mi się podobały opisy emocji mężczyzny z lustra (nazwę go "odbiciem", bo jestem leniwa >_<). To, jak inaczej odbierał biel, jak nienawidził bezradnie patrzeć na miłość/seks mężczyzny i jego żony i jak bardzo pragnął sam być obdarzony takim uczuciem. Barrrdzo podobało mi się też to, że do samego końca mężczyzna nie mówi swojemu "odbiciu", że go kocha. Końcówka mnie rozwaliła, podejrzewałam, że coś się nagle z lustrem stanie, ale naprawdę dobrze i niesztampowo to wyszło, bo mogłaby je rozbić zła żona (co byłoby sssłabe) albo sam mężczyzna.
    A końcówkakońcówka, ostatnie zdanie, było najlepsze z całości :) I bardzo dobrze, że zakończyłeś opowiadanie taką retrospekcją ze snu, klauzula jest ładniejsza i nie ma jakiegoś banalnie prostego oderwania od całości.
    Już kończę ten potok myśli, ale chcę poruszyć jeszcze jedną kwestię - samą konwencję tego "selfcestu"; przepraszam za to sformułowanie, wchodzę w mój zwyczajowy stan ujebania i nic innego nie przychodzi mi do głowy. Zajebiście mi się to podobało, ten autoerotyzm jest tak wieloznaczny i ładny, no i można go czytać na wiele sposobów, jeśli nie przyjmuje się opowiadania tylko dosłownie.
    Tyle? Tyle. Było coś jeszcze, ale się zgubiło ^ ^''
    ~Brukkiew C:

    OdpowiedzUsuń
  4. Boże, Racu! Jak ja kocham takie mindfucki! Robisz mi wodę z mózgu i wpędzasz w totalny zachwyt. Motyw lustra jest sam w sobie niezwykły, mimo że się tego spodziewałam, ale za to jak opowiedziany! W Twoim stylu staje się jeszcze bardziej niezwykły, każda scena dopracowana, niespieszna, nie na siłę. Powoli zdradzasz nam coraz więcej szczegółów, pozwalając smakować całą tę historię. Już na samym początku, gdy Ja w lustrze tyle razy wyznawało swoje odczucia i nigdy nie uzyskiwało na nie odpowiedzi, jakaś lampka w mojej głowie zamrugała ostrzegawczo: hallo, coś tu będzie nie tak ^^ Potem gdy Ja w lustrze powiedziało do Ja w realu, że na początku ich znajomości wyglądali tak samo, wiedziałam już mniej więcej, co się kroi. Co nie zmienia faktu, że tak pięknie zostało to opowiedziane. Ależ Ty, Racu, potrafisz zrobić klimat :)
    No i oczywiście, gdy tylko zaczął się fragment o sprzątaniu, pomyślałam: tylko niech nikt się nie waży stłuc tego lustra! I co, przyszła wścibska teściowa i pierdut, stłukła. Szlag, Mam ochotę teraz stłuc teściową =.=
    Całość one-shota jest utrzymana w takim klimacie tajemnicy i zapewne tak ma pozostać, ale i tak mam tyle pytań i tyle rzeczy jeszcze mnie ciekawi..! Jak to się stało, że się spotkali? Co się teraz stanie z Ja z lustra? W ogóle tak strasznie mi go szkoda, przerażająca ta biała, sterylna pustka i samotność, gdy nie miał koło siebie Ja realnego.
    Niesamowite.
    Alys

    OdpowiedzUsuń
  5. Kurwa Racu, ja miałam robić matematykę ;_; I ja r o b i ę matematykę. Dlatego komentarz dłuższy będzie potem. Powiem tylko, że sam pomysł nie był jak dla mnie tak świeży, jak to, co z niego zrobiłaś. Mówię tak dlatego, że sama sięgałam po tę tematykę : http://astrolabiu-m.blogspot.com/2014/12/przeglad.html
    Ale smutne uśmiechy, biel, starzenie się, brak imion, perspektywa "z lustra" i ostatnie zdanie były bardzo dobre, wręcz hipnotyczne. Najbardziej podoba mi się ta wieloznaczność ich relacji. To, na jak wiele sposobów można ją czytać i snuć domysły. Widziałeś teledysk do piosenki Sia - Elastic Heart? Może Brukiew ci pokazywała (jak nie, to zobacz). Tulę i wrzucę coś jeszcze, jak matematyka mnie zabije i wskrzesi.

    OdpowiedzUsuń
  6. Creepy. CREEPY. C R E E P Y.
    Nie wiem, co powiedzieć. Creepy, creepy as hell.

    OdpowiedzUsuń
  7. Wspaniałe :D
    Nie mogę przestać czytać tyle tego~!
    Wszystko świetna~!

    OdpowiedzUsuń