Kilka koszulek, trzy pary spodni, tych fajnie skrojonych. Koszula w kratę, tak na wszelki wypadek, gdyby trzeba było bardziej elegancko. Bielizna, skarpety i trzy pary butów – w tym moje ukochane, granatowe korki z jaskrawo żółtym paskiem. Trampki ubiorę do autokaru. Kosmetyczka, do której pakuję fantastyczną wodę kolońską. O tak, i gotowe.
Moja torba jest nieco bardziej wypchana, niż planowałem. Ale co tam, że jedziemy ledwo na tydzień. Mam prawo czuć się przygotowany na wszelkie okazje, prawda? Zwłaszcza, że to mają być moje n a j l e p s z e w a k a c j e w ż y c i u.
Ja, lewoskrzydłowy w jednej z najlepszych grup piłkarskich w lidze juniorów z Massachusetts, już jutro jadę na tygodniowy obóz z moją drużyną. W jakimś bezludnym miejscu przy lesie znaleźli dla nas świetne boisko i kilka domków letniskowych, więc zgodnie stwierdzono, że dobrze zrobi nam wyjazd wypoczynkowo-treningowy w środku lipca. Akurat pogoda dopisuje, bo nie ma upału, co oznacza, że nie będziemy ochlapywać się nawzajem potem.
Owszem, poza nami prawdopodobnie nie będzie żywej duszy na tym zadupiu. Ale i tak muszę przygotować się doskonale.
Czas na moje confession.
Na pewno się uda, prawda? W końcu kto odmówiłby szesnastoletniemu, wysokiemu na 5’8 stopy chłopakowi o ciemnobrązowych włosach i błękitnych oczętach? Żeby jeszcze sprawę polepszyć, należy dodać, że mięśnie mam bardzo dobrze rozbudowane, a kaloryfera na brzuchu zazdrości mi niejeden koleś. Nie brakuje mi też charyzmy, talentu piłkarskiego i pewności siebie. Czy coś mogłoby zatem pójść nie tak?
Cóż, tylko imię a b s o l u t n i e nie pasuje do mojego cudnego wizerunku. Każdy diament skazę ma, ale tu starzy nieco przedobrzyli. Bo kto nazywa dziecko Hugh? Co ja jestem, jakiś pierdzielony doktor House?
Przeczesałem palcami modnie przystrzyżone włosy. Taka fryzurka, nieco dłuższa z przodu, zaś z tyłu wystrzyżona, zwracała uwagę na moje ślepia, o tak. Zwłaszcza, gdy kłaczki przerzucałem na którykolwiek bok – każdy do mnie wzdychał.
A właśnie, nie dodałem najważniejszego.
Jestem gejem.
Płeć potocznie zwana „piękną” jakoś nigdy do mnie nie przemawiała. Żadnych pisemek też nie trzymałem pod łóżkiem. Za to rodzinka raczej nie zdaje sobie sprawy, że plakaty półnagich piłkarzy na ścianach w moim pokoju znajdują inne zastosowanie niż podziw i wzór. Czym homosie są, dowiedziałem się na krótko przed pójściem do liceum. Był taki jeden starszy kolega z sąsiedztwa, Anthony. Choć częściej skracałem jego imię do wyjęczanego „Tony”. O rany, chłopak energii miał.
Na szczęście czasy mojego pasywizmu w łóżku się skończyły, gdy „przemiły” sąsiad wyprowadził się do innego stanu. A wtedy wstąpiłem do klubu piłkarskiego i poznałem j e g o.
Moja rudowłosa śliczność o wzorzystych zielonych ślepkach i bladej skórze przedstawiła mi się jako Seth. Kilka drobnych piegów na jego patrzącej na mnie z dołu twarzyczce zdawało mi się nader uroczymi. Ach, to była miłość od pierwszego wejrzenia! Co prawda, Seth miał sobie bliźniaka, z którym cały czas się trzymał, ale wcale nie byli podobni. Moje (przyszłe) kochanie jest niższe od brata jakieś trzy cale, no i ma o wiele słodszy charakter. Chris zawsze zdawał mi się chłodniejszy i mniej uśmiechnięty. I dobrze, przynajmniej mi się nie mylili.
O mojej wielkiej miłości – i jednocześnie nieco innych preferencjach – wiedział tylko mój najlepszy kumpel, Tommy. Przyjaźniliśmy się od przedszkola, w pewnym momencie więc sam się dowiedział, że nie interesuje mnie zaglądanie w staniki i pod spódnice. Z Tommym trzymałem się od zawsze, nawet teraz. Wraz ze mną wstąpił do klubu, choć przez swoje dość duże rozmiary najczęściej grzał ławę.
Położywszy torbę przy łóżku, z szafki nocnej wyciągnąłem zdjęcie mojego kochania.
Seth, słońce, tak pięknie wyglądasz, gdy uśmiechasz się do aparatu, a ja stoję tuż obok i przytulam Cię mocno. Zrobiłem je czyjąś cyfrówką po którymś z wygranych meczów. I od tamtej pory nie raz mi się przysłużyło.
Matka zawołała mnie nagle na kolację. Cóż, cmoknąłem buźkę rudzielca i odłożyłem zdjęcie do szuflady.
Już jutro się zobaczymy.
Dzionek powitał mnie radośnie świecącym słońcem na błękitnej tafli nieboskłonu. Ledwo otworzyłem me śliczne oczęta, złoty blask oślepił mnie i przypomniał, cóż za cudowny dzień właśnie się zaczął. Tak, tak, wyjeżdżam, jest wszystko fajnie. Tyle tylko, że tak trochę nie przespałem pół nocy z tymi cholernymi emocjami. Boże drogi, ja nawet nie wiedziałem, że miłosna niecierpliwość może działać bezsennująco.
Gdy tylko w lustrze zobaczyłem wory pod oczami, załamałem się. Ludzie, no! Jak ja mam się pokazać mojemu liskowi z taką mordą? Nie pozostawało mi nic, jak tylko w łazience podkraść matce jakiś dziwny roll na opuchnięte powieki oraz trochę tego takiego tuszującego, ja nie wiem, czy to się puder, podkład, korektor albo jaki inny fluid nazywało. Ważniejsze, że wyglądałem całkiem po ludzku – zwłaszcza kiedy ułożyłem me piękne włoski we fryzurę a la artystyczny nieład.
Założywszy na siebie lekki jasny podkoszulek i krótkie gacie, zjadłem w pośpiechu ostatnie śniadanie w tym domu, po czym wrzuciłem torbę do bagażnika ojcowego auta. Plecak z jakimiś przekąskami, piciem i drobnymi rzeczami trzymałem przy nogach. I, choć nadal byłem zmęczony, ekscytacja na wizję spędzenia z Sethem c a ł e g o tygodnia sprawiała, że prawie podskakiwałem na siedzeniu.
Kiedy ojciec wjechał na parking – mówię to całkowicie szczerze – byłem bliski posikania się ze szczęścia. Od razu zauważyłem mojego słodkiego rudzielca, jak opowiada coś jednemu kolesiowi z drużyny. Grrr, wara od mojego. Całe szczęście, że w klubie poza mną nie było żadnego geja. Chyba.
Stojący obok Setha brat bliźniak pierwszy zauważył, że wychodzę z samochodu i uśmiecham się w ich stronę. Szturchnął on niższego chłopaka, zwracając jego uwagę na mnie. Ach, dzięki Bogu, Maryjce i Jezuskowi Maleńkiemu za takich dobrych ludzi!
— Hugh! – zawołało moje kochanie i pomachało do mnie z daleka. No nie mogę, musiałem od razu do nich podbiec.
Zielonooki rzucił się na mnie z ramionami. Nie było to jakoś specjalnie dziewczęce ani obsceniczne, ale, Jezu, w środku po prostu piszczałem jak baba.
— Co tam, wziąłeś leki na rzyganie? – rzuciłem złośliwie, czochrając go po włosach.
— Franco, ty się lepiej módl, żeby nie zasnąć po drodze. Przygotowałem z Chrisem parę niespodzianek – odparł hardo, wskazując na tajemniczo uśmiechającego się bliźniaka. Moooje słoneczko.
— Uznaję, że jestem specjalny, skoro mnie ostrzegasz.
— No jasne! Wiesz, że cię uwielbiam, stary.
Wosk, woskiem jestem w jego ciepłych łapkach!
— Hugh, do cholery, nie będę twoim tragarzem – warknął głośno mój ojciec, otwierając bagażnik. Wywróciłem oczami, po czym rzuciłem chłopakom (głównie Sethowi) przepraszający uśmiech i poszedłem w stronę auta.
Gdy cała reszta ekipy się zebrała i wpakowała do autokaru, wreszcie ruszyliśmy. Pomachałem krótko ojcu, który chyba i tak nie potrzebował żadnego zapewnienia, że o nim i miłości doń nie zapomniałem, jakby się to działo w przypadku matki.
Razem z Tommym zajęliśmy miejsca niemal na samym końcu. Seth i Chris usiedli bliżej środka, gdyż obaj miewali problemy z chorobą lokomocyjną. Cóż poradzić, gdy moje kochanie jest takie delikatne?
— Jak tam, Tommy, gotowy na wyczerpujący trening w górskim buszu? – zagadnąłem przyjaciela.
— Tia, zauważ, że jadę tam tylko po to, żeby obserwować was z ławki i być twoim powiernikiem w nieszczęśliwej miłości.
— Weź, stary, nie tak głośno. Poza tym zobaczysz, że, choć teraz jadę tam zupełnie wolny i samotny, za tydzień mój cudowny związek będzie rozkwitał.
Tommy spojrzał na mnie z czymś na kształt politowania w oczach, po czym westchnął, nie odpowiadając na moje „No co?”. Wiedziałem, że czasem irytowała go moja pewność siebie i odmienny gust w pewnych kwestiach. Dlatego uwielbiam mu mówić o swoich fantazjach, pragnieniach i planach. Gdybyście tylko zobaczyli jego wzrok. Diaboliczny śmiech sam się wyrywa na ten widok.
Parę godzin później przejechaliśmy przez coś w rodzaju drewnianej bramy, na której wisiał ogromny szyld z nazwą ośrodka. Ciągle toczyły się jakieś rozmowy, parę razy śpiewaliśmy zupełnym fałszem. Wszyscy byli głodni i wykończeni, ale każdy się bał zasnąć, gdy Seth i Chris z zapasem marynowanych papryczek chili dopadali każdego śpiącego i wkładali mu dwa pikantne diabelstwa do nozdrzy. Krzyki, jakie rozchodziły się po paru minutach, wywoływały u nas napady śmiechu, a u trenera zwyczajny facepalm. Pewnie dopiero wtedy uświadamiał sobie, że z tą grupą niedojrzałych bęcwałów spędzi najbliższy tydzień.
Kiedy wyszliśmy, otaczała nas tylko ściana lasu i kilka typowo campingowych domków na środku polany. Trener kazał nam dobrać się w czteroosobowe grupy, bo było nas akurat szesnastu. On i jeden z ojców któregoś chłopaka mieli zająć najlepiej wyposażoną chałupkę.
Ja, rzecz jasna, już wcześniej umówiłem się z Tommym, że będziemy w jednym domku. Wzięliśmy swoje bagaże i skierowaliśmy się do najbliższego budyneczku z drewna.
— Ej, Hugh! Możemy do was wbić?
Dreszcz wygiął mą duszą w łuk na te słowa. Tak! Tak, skarbie! Od razu zapraszam cię pod mój kocyk nocą!
— Jasne. Biorę łóżko przy oknie! – odrzekłem natychmiast. Och, jak to dobrze umieć zachować twarz. Tylko Tommy pokręcił głową, nie odzywając się. Czyżby przejrzał mój uśmiech...?
— Jak się już rozgościcie, drogie księżniczki, przebrać się i zebrać tutaj za pół godziny! – Na słowa trenera razem ze wszystkimi stęknąłem w wyrazie oburzenia. – Zamknąć się, bo obiadu nie dostaniecie.
Ten argument podziałał od razu. Westchnąłem ciężko i wymieniłem spojrzenia z moimi nowymi lokatorami, po czym udaliśmy się do domku i „rozgościliśmy”. Od razu po wejściu cisnąłem torbę na upatrzone przy oknie łóżko, które stało w najdalszym kącie. Kolejne trzy łóżka rozłożone były w pozostałych rogach niedużego prostokątnego pomieszczenia. Seth wywalił rzeczy najbliżej mnie (tak blisko, ach, ach, ach!), zaś Chris i Tommy po przeciwnej stronie. Ledwo jednak zdążyliśmy po kolei zająć łazienkę i porzucać w siebie poduszkami i butami, już trzeba było zbierać się na obiad. Cóż, najwyższy czas, bo byłem cholernie głodny.
Stołówka stała parę drzew dalej, na polanie. Na zachód mieściło się dość duże i wbrew pozorom porządnie wyglądające boisko, na którym mieliśmy trenować. Podobało mi się tutaj. Zwłaszcza cisza i duży las wokół. W takim lesie można posiedzieć w spokoju, odpocząć, pooglądać zwierzęta, nażreć się jagód albo z kimś poruchać w plenerze.
Nikt nie zgadnie, która z tych opcji najbardziej mi się podoba.
Bo ja bardzo lubię patrzeć na ptaszki.
A nie mówiłem? Cha cha!
Wróćmy jednak do chwili obecnej. Zjedliśmy dość obfity obiad, który przygotowało kilka podstarzałych pań kucharek, by potem przebrać się w stroje do gry i zacząć pierwszy trening. Stary na szczęście dał nam trochę luźniejszą wersję, jednak oczywistym było, że jutro wszyscy spocimy się jak ostatnie świnie.
Wieczorem po kolacji siedzieliśmy już w swoich domkach. Tommy ślęczał jeszcze nad książką, Chris niemal spał. Tylko ja i Seth gadaliśmy o wszystkim i o niczym. Mój lisek siedział obok mnie na łóżku, a ja co chwilę myślałem nad tym, jak niewiele by teraz trzeba, żeby go przytulić. Cholera, czemu nie jesteś senny, mój księciu? Użyczyłbym przecież swego ramienia lub kolan z największą przyjemnością.
Wpadłem jednak na lepszy pomysł.
— Ej, niebo musi wyglądać zajebiście z boiska. Przejdziemy się? Nikt nie zauważy – rzuciłem ni stąd, ni zowąd. Seth uniósł brwi z uznaniem na tę propozycję.
— Można by. Idziecie, chłopaki?
O nie, nie, nie! Tommy jeszcze zrozumiał mój wzrok i wskazał obojętnie na książkę, ale Chris... Kurwa, czyżby nici miały wyjść z mojej nocnej randki pod gwiazdami?
— Nie chce mi się wstawać. Jutro może – mruknął ten do poduszki. Tak!
— No dobra... – mruknął Seth z czymś na kształt zawodu. Zaraz nie będzie taki smutny, że bliźniaka zostawia, już ja się o to postaram.
Podnieśliśmy się, po czym cicho ubraliśmy buty. Następnie ukradkiem, najpierw ja, potem zieloooki, udaliśmy się między drzewa.
Noc była cieplutka. Wiał lekki wiatr, wszędzie pachniało liśćmi. Nawet komary nie były takie upierdliwe, jak można by się tego spodziewać. Prędko przedarliśmy się przez skrawek lasu i na środku boiska po prostu walnęliśmy się na murawie.
Odetchnąłem głęboko. Niebo było naprawdę genialne. Mnóstwo gwiazd, zero chmur. I księżyc w kształcie rogala. Albo raczej bumerangu z zaostrzonymi szpicami. Sethowi chyba też się spodobało, bo gdy zerknąłem na niego kątem oka, z uśmiechem patrzył w górę.
— Miałeś rację, Hugh – rzekł po chwili. Serce mi podskoczyło, bo nagle ogarnąłem, że cały czas go obserwuję.
— Ha! Ja zawsze mam rację. – Chyba nie zauważył, prawda?
— Wiesz, o wiele fajniej byłoby spać tutaj, pod gołym niebem. Wyobrażasz sobie, że budzi cię wstające słońce, które cię bezpośrednio grzeje?
Rozmarzony ton zielonookiego cudeńka wzmagał moje chęci. Opanuj się, stary, mamy jeszcze czas.
— Wow, jakie dzikie pragnienia. – Zaśmiałem się. – Ale chyba rozumiem. Tak samo fajnie byłoby budzić się w łóżku z kimś.
— Mmm, romantyk z ciebie, kotku – mruknął zaczepnie Seth.
— Bez przesady, po prostu stwierdzam fakt. – Czy mnie się tylko wydaje, czy on ze mną flirtuje?
— Hm… Ale coś w tym jest.
Nagle zebrała się we mnie odwaga. Przewróciłem się na bok i podparłem łokciem o zimną trawę, patrząc teraz prosto na chłopaka. Cholera, przyznać mu się czy nie...?
— Nie „coś”, a „dużo”. Może brzmi to lamersko, ale czasem po prostu chciałbym mieć kogoś, z kim nie będę się tylko ruchać, ale kogo mogę objąć i po prostu przytulać. – Tak, Hugh, bajeruj, kuj żelazo, póki gorące.
Rudzielec żachnął się zabawnie.
— Gorzej, gdy z jakichś powodów ludzie na ciebie zaczną głupio patrzeć – mruknął jakby do siebie.
Czy ja się nie przesłyszałem? To zabrzmiało, jakby łączyły nas pewne preferencje. Zapachniało mi szansą...
— A co masz na myśli?
Seth nagle się zaciął, wciągnął powietrze, ale tylko zamknął usta. Jego rozbiegane w niepewności oczka i zmarszczone brwi były takie urocze.
— No wiesz... W dzisiejszych czasach dziwnie patrzą się na idącą za rękę córkę z ojcem albo rodzeństwo. No, tak po prostu... Takie najgłupsze rzeczy, no!
O ho ho, kochanie, nie wykaraskasz się już teraz.
— To w sumie głupie, że tak dziwnie nadal patrzą na gejów chociażby. Przecież mamy dwudziesty pierwszy wiek i różne orientacje nie są czymś dziwnym – powiedziałem, patrząc gdzieś w dal.
— ...A co? Jesteś jednym, że wspominasz?
O cholera.
Niby głos Setha nie brzmiał złośliwie ani oskarżycielsko, ale… To ja tu miałem go przyznawać.
— Wiesz, ja żadnych problemów z płcią nie mam, jeśli coś do kogoś czuję. Tak samo przytulałbym i całował dziewczynę, jak i chłopaka. – Zerknąłem ukradkiem na minę nieświadomego podmiotu tej wypowiedzi. Nie wyglądał na obrzydzonego... – A co, nie pasują ci takie rzeczy?
— Nie w tym rzecz. Po prostu nie spodziewałbym się podobnych wyznań z twojej strony. Czyli w końcu jesteś bi czy...?
— Hm… - odchrząknąłem. Jak mi teraz głos zadrży, harakiri będzie! – Niby tak to można określić, ale chyba… Chyba trochę bardziej na homo.
Ja pierdolę, ledwo mi to przez gardło przeszło! Czułem, że policzki palą mnie do żywego. Kurwa, jak ja teraz wyglądam w jego oczach?
Seth jednak nie patrzył na mnie ani trochę dziwnie.
— Spoko, nie powiem reszcie. Tylko się nie zacznij w nich bujać, bo żaden mi nie wygląda na takiego. – Chłopak uśmiechnął się szerzej, po czym powrócił do patrzenia na niebo.
A ja zaniemówiłem. Najzwyczajniej w świecie mnie zatkało. Mnie, króla zimnej krwi i zawsze doskonałej maski! Co się dzieje, świecie, czyżbyś się walił?
Powoli opadłem plecami z powrotem na trawę. Cholera, powiedzieć mu teraz, czy poczekać dzień, dwa albo dłużej? Czy nie za dużo...? Naprawdę nie zdawałem sobie sprawy, jak wiele poświęcenia wymagało będzie zwykłe przyznanie mu się, że jestem gejem! Przecież miało to wyglądać inaczej!
„Hej, maleńki. Wiesz, śliczny jesteś, podobasz mi się.”
„N-naprawdę? O rany, nie wiem, co powiedzieć…”
„Nie musisz nic mówić, po prostu chodź tu do mnie.”
Cóż, świat wyobrażeń wygląda zupełnie inaczej…
Powiedzieć czy nie? Jeśli powiem teraz, niby to wszystko będzie pasowało do kontekstu rozmowy, a nie tak z dupy. Ale, cholera jasna, czy nie lepiej byłoby poczekać na lepszą okazję? Mógłbym jeszcze parę rzeczy ładniej ustawić, jakoś się do niego pozbliżać, w najlepszym wypadku to Seth jako pierwszy wyznałby mi długo i skrycie trzymaną w sobie głęboką miłość do mnie (tak, nadzieję zawsze trzeba mieć!). Z drugiej jednak strony możliwe, że już nie będziemy mieć okazji albo że mój rudzielec źle odbierze zaplanowane próby podrywu. Poza tym teraz okazał jakieś zrozumienie i spokój, więc może jednak...
W tym momencie Seth ziewnął głośno.
— Wiesz co? Spać mi się chce. Świetnie to wygląda, ale chyba wolę się jeszcze wyspać, skoro jutro rano mamy trening – rzekł, po czym wstał i przeciągnął się. Następnie spojrzał wyczekująco na wciąż skołowanego mnie. – Ręki ci nie podam, stary. Wstajesz czy zostajesz?
Przewróciłem moimi pięknymi oczyma, wracając do normalności. Przynajmniej z wyglądu.
— W sumie to zapomniałem o tym treningu. Cholera, i pomyśleć, że stary będzie nas tak męczyć dwa razy dziennie przez ten cały tydzień – jęknąłem.
Niedługo później siedzieliśmy już w domku. Chris i Tommy spali od dłuższego czasu, Seth prędko ściągnął buty i walnął się do łóżka, w którym już po chwili zasnął.
A ja jak ta ostatnia dziewica (chyba orleańska) leżałem na kołdrze, wpatrując się w sufit. Kuźwa mać, za nic nie mogłem zasnąć. Ciągle tylko myślałem i myślałem. I wymyślić nic nie mogłem. W końcu jednak jakoś odpadłem. Przynajmniej śniło mi się moje kochanie.
Obudziło mnie uderzenie w twarz.
Od razu zwinąłem się i z jękiem przyciągnąłem ręce do mojej pięknej buźki.
Nie, nie był to żaden człowiek. Takiemu ciulowi bym oddał.
Niemniej z samego rana coś rąbnęło mnie w twarz.
Powoli otworzyłem sklejone prawie boleśnie oczy, by zauważyć obok siebie książkę w twardej oprawie.
Tommy, zajebię cię.
— O, wybacz. Przypadkiem – powiedział mój najdroższy i cudowny przyjaciel, zabierając swoją cną własność.
— Kurwa, Tommy... Mój ryj! – stęknąłem po chwili. Dostałem prosto w kość policzkową! Jasna cholera, jak mi się limo zrobi, nie ręczę za siebie.
— Nie narzekaj. Radziłbym ci raczej wstać i się ogarnąć, bo za chwilę jest śniadanie.
Gdy jakoś się zebrałem do pozycji siedzącej, wziąłem leżący przy łóżku but i cisnąłem nim w plecy chłopaka. Soczyste „Ja pierdolę” było muzyką dla mych uszu.
— Która godzina?
— Jakoś piętnaście po siódmej – odparł Tommy i rzucił trampkiem z powrotem we mnie. Tym razem się uchyliłem. Przetarłem kąciki oczu, po czym rozejrzałem się.
— Chuj... A gdzie bliźniaki?
— Wcięło ich chwilę temu. Seth próbował cię obudzić, ale się nie dało.
Uśmiechnąłem się szeroko.
— Jakby pocałował mnie namiętnie na dzień dobry, od razu stanąłbym na nogi. – Ach, te marzenia.
— Błagam, oszczędź. Naprawdę nie mogłeś wybrać sobie kogoś innego?
— Co ty, Tommy! Miłość nie wybiera. – Wstałem wreszcie.
— Tia. Fajnego sobie kochasia trafiłeś – mruknął chłopak pod nosem.
— Oj, Tommy, Tommy, Tommy. Może zamiast tak narzekać na moje piękne życie miłosne, które wkrótce rozkwitnie pełnią namiętności niczym kwiat, sam spróbowałbyś sobie kogoś znaleźć? Taki postawny przystojniak, a żadnej panienki wokół nie widzę – rzekłem, obejmując go ramieniem za kark.
— Ty się lepiej do mnie nie lep, tylko się ubierz. Poza tym wali ci z ryja.
Westchnąłem ciężko. Mój drogi przyjaciel, jak zwykle surowy i bezpośredni. Właśnie za tę szczerość go lubiłem, lecz czasem bywał niewybredny w słowach.
Szybko jednak postąpiłem według jego głębokich, życiowych rad. Jakże to tak bowiem, stawiać się przed obliczem oblubieńca bez uprzedniego starannego przygotowania?
W każdym razie prędko wziąłem prysznic i ubrałem się, po czym z nadal wilgotnymi włosami poszedłem w stronę stołówki. Tommy na szczęście na mnie poczekał, mój ziom. Starałem się nie przejmować zaczerwienieniem na policzku. Powinno niedługo zejść.
Na miejscu, gdzie zebrała się cała drużyna i trener, wszyscy się już zażerali. Zapach jajecznicy i świeżego chleba pobudził mój żołądek. Cholera, ale byłem głodny!
Sprzed stolika przy oknie pomachał do mnie Seth. Mój śliczniutki tego ranka wyglądał olśniewająco. Pomimo wczorajszych dylematów, przez które dramatycznie się nie wyspałem, na jego widok zaciesz wystąpił mi na pysku.
— Już myślałem, czy cię nie zabili, że tak bardzo nie chciałeś wstać. – Tymi słowy moje kochanie mnie przywitało.
— A co, zgłaszasz się na ochotnika? To ja już wiem, kogo unikać po nocach – odparłem, przy okazji rzucając „Cześć” do Chrisa, który kiwnął mi głową z uśmiechem.
Niewiele już gadaliśmy, moją paszczę zajęło bowiem śniadanie. Rany, te kucharki naprawdę umiały zadowolić żarciem.
— Słuchać wszyscy! Po śniadaniu będzie trening, więc się nie ociągać, tylko przebierać dupska w dresy, kto jeszcze tego nie zrobił – ryknął trener tak, by jego głos jakoś przebił się przez ogólnie panujący hałas. Cóż, chłopaków było może niezbyt wielu, ale jak każdy chciał coś powiedzieć, robiliśmy się nieźle głośni. – Będzie też dzisiaj mały konkurs. Ten, kto go wygra, nie musi trenować wieczorem!
Na tę wiadomość zapadła na moment cisza. Szybko jednak rozniósł się gwar, gdy każdy chciał się dowiedzieć, czego ów konkurs miał dotyczyć. Ale nasz trener, ciul ostatni, wziął sobie tylko ostatnią kanapkę i wyszedł ze stołówki, nie zważając na nikogo.
— Ej, o co może chodzić? – rozentuzjazmował się Seth. Boże kochany, taki piękny uśmiech dać komuś, to jak prosić o grzech.
— Nie wiem, czy dobrze myślę, ale chyba będzie to związane z piłką nożną – odparł ironicznie Tommy, wpychając do ust kolejny kęs jajecznicy. Seth zamilkł na moment, a ja kopnąłem przyjaciela pod stołem w piszczel. Prawie się zakrztusił.
— To co, Hugh? Zakładamy się, który wygra?
To wyzwanie rzucił mi Chris. Cholera niech go weźmie, chłopak umiał grać. My dwaj byliśmy najlepsi w drużynie – nie dość, że zarąbiści na swoich pozycjach, to jeszcze wszechstronni, jakby trzeba było kogoś zamienić. Ze wszystkich chłopaków w drużynie tylko z nim mógłbym się mierzyć.
Ha! Ale to chyba jasne, że jestem lepszy.
— Wiesz, możemy, chociaż to taki trochę masochizm z twojej strony. No to co chcesz mi dać? – spytałem, podpierając brodę i mrużąc zuchwale oczy.
— Jaki pewny siebie! Jeszcze zobaczymy, stary. Przegrany będzie sprzątał dzisiaj kibel, hm?
— Wchodzę w to. Tylko masz dobrze wyszorować sedes.
Rudowłosy uniósł wyniośle brwi. Mnie tam taki układ pasuje. Zazwyczaj ja wygrywam, gdy się zakładamy, więc teraz też nie miałem żadnych wątpliwości. A łazience w naszym domku raczej przyda się porządne czyszczenie.
Dzień był ciepły, ale nie upalny. Choć słońca nie zakrywały chmury, co chwilę wiał przyjemnie wiatr zza lasu. Bieganie w tę i we w tę raczej nie sprawiało problemu żadnemu chłopakowi. Oczywiście stary nie dawał nam wytchnąć. Dopiero po godzinie dość ostrych ćwiczeń pozwolił na krótką przerwę na picie albo pójście w krzaki.
— Dobra, lalunie. Mówiłem wam o konkursie – zaczął po jakichś pięciu minutach, podchodząc do nas siedzących w cieniu. Prędko się zainteresowaliśmy. – Rzecz ma się tak, że po losowaniu dobieracie się w pary. Jeden na jednego próbujecie strzelić gola przeciwnikowi.
Chris i ja skrzyżowaliśmy wzrok. Oczywiste, że nie chcieliśmy się trafić w parze na siebie – zakład mógł mieć ważność tylko wtedy, gdy obaj dotrzemy do „finału”.
— Ale żeby nie było wam tak łatwo, startujecie ze środka i każdy ma związane z tyłu ręce. Nie będzie ani autów, ani ścin, bo prędzej wypieprzycie się na ryje, niż złapiecie dobrze równowagę – dodał nagle trener.
...Cóż, to rzeczywiście utrudniało rozgrywkę.
A mnie spodobało się jeszcze bardziej.
Dla sprawiedliwości trener wrzucił do czapki przygotowane wcześniej karteczki z numerami. Ci, którzy wylosowali tę samą liczbę, mieli grać razem. Wygrani mieli losować kolejny raz, żeby nikt nie wiedział, z kim przyjdzie mu się zmierzyć.
Na dzień dobry wylosowałem numer siedem. Seth miał szóstkę, a Chrisowi złapał się los z trójką. Na szczęście to mnie przyszło poczekać dłużej i oglądać, jak inni będą się męczyli.
Gra tylko na nogi wyglądała zabawnie, choć widziałem wyraźnie, że chłopakom było ciężko łapać równowagę. Starali się grać ostrożnie, ale co to byłaby za rywalizacja, gdyby kopali piłkę jak baby? Dlatego też potknięcia i gleby nie były rzadkością.
Przeciwnik Chrisa nie był najlepszym strzelającym, bo trafił mu się nasz bramkarz. Skończyło się to więc szybko, gdy rudy zrobił unik, wyminął bokiem, a następnie strzelił prostą piłkę do bramki. Mojemu liskowi jednak nie poszło tak gładko. Chwilę zabrało mu zdominowanie chłopaka, z którym miał mecz. Oczywiście potem trafił śliczną bramkę bez większych problemów.
Kiedy przyszła kolej na mnie, przez chwilę starałem się przyzwyczaić do ograniczonych przez skrępowane ręce ruchów. Okazało się to nieco trudniejsze, niż sądziłem, ale czy taka przeszkódka da radę mnie powstrzymać?
Ledwo trener gwizdnął, już przejąłem piłkę. Nie przejmowałem się potknięciem albo upadkiem – mnie się to przecież nie mogło przydarzyć. Biegłem jak najszybciej do bramki, by od razu strzelić. I, rzecz jasna, trafić.
— Wow, Hugh. Szybko to rozegrałeś – mruknął z uznaniem Seth.
— A czego się po mnie spodziewałeś? Halo, ja umiem.
O tak, pewność siebie to podstawa. Posłałem zatem mojej rudej ślicznotce perskie oko i najpiękniejszy uśmiech z szerokiej gamy, na co ten westchnął ciężko. Tylko Tommy wywrócił oczyma – ale to pewnie dlatego, że sam swój mecz przegrał od razu.
Kolejny raz wylosowałem jedynkę. Chris miał dwa.
Seth też złapał dwójkę.
I komu ja mam tu kibicować?
Drugie starcie nie było takie proste, jednak poradziłem sobie bez większego trudu, bo mój przeciwnik próbował zagrać ostro i mnie ściąć. Cóż, skończyło się to zgrabnym wypieprzeniem na twarz i moją wygraną. Prędko usiadłem na trawie, żeby obserwować bliźniaków.
Cholera, kochanie słodkie, nie zrób sobie krzywdy.
Tuż przed tym, jak rozległ się gwizdek, chłopaki mierzyli się wzrokiem. Seth nachylił się pięknie, by z gracją wystrzelić w stronę piłki. Chris jednak nie zamierzał odpuszczać bratu zwycięstwa. Na środku rąbnęli się ramionami jak jacyś rugbiści. Mój skarbek jednak wywinął się ładnie i przejął piłkę. Aż zacisnąłem wargi z emocji. Czyżbym miał mierzyć się z tobą, przepiękny?
Nagle Chris przebiegł łukiem i znienacka zabrał mu piłkę, po czym, ledwo odbiegł, już strzelił mocno do bramki. I trafił.
Chłopaki zagwizdali z uznaniem na widok tak celnego strzału. Nawet mnie się spodobała ta akcja, choć w głębi siebie miałem już nadzieję, że to moje kochanie wygra.
— Pedał z ciebie, nie brat – warknął Seth, który najwyraźniej był pewien, że mu się uda.
— Nie wściekaj się. Zostanę i popatrzę, jak wieczorem trenujesz – odparł drugi słodkim głosem. Mój słodki rudzielec wsadził sobie palec do gardła w wiadomym geście, na co nie potrafiłem zareagować inaczej niż śmiechem.
Trener wskazał wreszcie na nas dwóch, uświadamiając, że czas na ostateczną rozgrywkę. Posłałem Chrisowi uśmiech zwycięzcy, on tymczasem zrobił w moim kierunku pobłażliwą minę. Zobaczymy, który będzie mógł sobie patrzeć na trening.
Stary położył piłkę między nami, po czym nastąpiło pełne oczekiwania milczenie. Nawet las pełen ptaków zdawał się na moment pogrążyć w ciszy, którą przerwał ostry dźwięk gwizdka.
Obaj rzuciliśmy się do piłki. Rudy chłopak dobył jej jako pierwszy, ja jednak za nic nie odpuściłbym. Gdy on spróbował triku z kopnięciem piłki za siebie, od razu wyciągnąłem nogę, by jej dosięgnąć. Oczywiście, że mi się to udało. Zacząłem więc biec w stronę bramki.
To było proste.
Czy też raczej „byłoby”.
Niespodziewanie dla każdego – a zwłaszcza dla siebie... wywróciłem się. Potknąwszy o nieokreślone coś, zwyczajnie padłem! Jasna cholera, trzeba było jak najszybciej się pozbierać!
Chris jednak dobiegł pierwszy. Przejął piłkę, zanim ja podniosłem się choćby na kolana. I strzelił tak, jak podczas rozgrywki z Sethem.
Piłka leciała prosto...
I trafiła w drążek!
Kurwa, Hugh, leć tam, idioto!
Nie myślałem. Musiałem wykorzystać tę sekundę, gdy zielonooki ogarniał, co się właśnie stało. Gdy dopadłem do tego okrągłego zasraństwa, wykonałem zgrabny obrót i szybko przebiegłem łukiem przez boisko, unikając goniącego mnie Chrisa.
Jakieś osiem, może dziesięć jardów od bramki uderzyłem w sam środek piłki.
Siatka rozciągnęła się pod wpływem strzału.
— Tak! Kurwa, tak! Jest!
Zacząłem wrzeszczeć ze szczęścia. Chłopaki skandowali moje imię. Tommy gwizdnął głośno na palcach. Seth podbiegł do mnie pierwszy i skoczył mi na barki. Kilku ludzi z drużyny postąpiło podobnie.
Taka piękna akcja zasługiwała na uznanie wśród przyjaciół, co nie?
— Miałeś szczęście i tyle. Gdybym dokładniej wycelował, nie cieszyłbyś tak teraz ryja – powiedział Chris, kiedy jakoś uspokoiliśmy radość.
— Może i miałem szczęście. Ale cóż... Miłego czyszczenia kibla. Tylko deskę wytrzyj do sucha – odparłem z wyszczerzonymi zębami. Chłopak tylko pokręcił głową, ewidentnie niezadowolony.
— Dobra, dzieciarnio. Koniec bawienia się, wracamy do treningu. A ty, Hugh – tu trener zwrócił się do mnie – Wieczorem popatrzysz sobie na nich spod drzewek. Tylko weź coś na komary.
Cały dzień zleciał nam szybko. Po porannym treningu dostaliśmy od pań kucharek suchy prowiant w postaci kanapek, po czym poszliśmy głęboko w las. Prawie godzinę drogi od naszych domków znajdowało się duże, głębokie w niektórych miejscach na siedem stóp jezioro. Trener pozwolił nam popływać w nim, byleby się „nie podtapiać ani nie skakać na te zakute łby”. I tak spędziliśmy parę godzin, aż wszyscy nie stwierdzili, że czas na lepszy posiłek niż parę kanapek. Ja sam byłem tak głodny, że nawet wybłagałem potem dokładkę obiadu na stołówce. Później razem z paroma chłopakami pozmywałem naczynia, bo akurat na mnie wypadło. Z rękoma w pianie po raz kolejny zastanawiałem się nad wyznaniem moich uczuć dzisiaj.
Seth tymczasem poczuł się źle.
Z tego, co udało mi się dowiedzieć, musiał się czymś podtruć i prawdopodobnie rzygał. Chris miał z nim zostać cały wieczór.
Cholera, czemu nie pomyśleli o mnie? I tak nie szedłem na trening. Szlag niech weźmie te zasrane talerze, teraz to ja mogłem siedzieć u boku mojego kochania i głaskać go po ramieniu lub rudych włosach.
— Co z nim? – spytałem Tommy’ego, który poszedł na chwilę do naszego domku przebrać się przed treningiem.
— A co ma być? Leży na łóżku, śpi pewnie. Ma przecież braciszka przy sobie.
— To chyba dobrze... Myślisz, że mógłbym z nim zostać zamiast Chrisa? Bez tego będę i tak tylko się na was gapił.
Mój przyjaciel jedynie stęknął ciężko i poszedł sobie dalej.
—Ej, Tommy! No co jest z tobą?
Cóż, najwyraźniej moja troska o ukochaną osobę wzbudzała w nim zazdrość. Ale przecież jakby on zaczął zwracać posiłki na trawę i pod drzewa, też chciałbym się nim zająć.
…Może tylko troszkę mniej chętnie niż Sethem.
Słońce zaczynało robić się nieco bardziej żółte, gdy szedłem za chłopakami na boisko. Ciekawe, jak wygląda tutaj zachód? Wczoraj niezbyt miałem okazję mu się przyjrzeć, ale dziś przecież tylko siedziałem pod drzewem. Pomyślałem, że chciałbym obserwować chowające się za drzewami czerwone słońce wraz z Sethem. Z takim tłem przysunąłbym się do niego i powiedziałbym, co czuję. A jeśli – nie. A k i e d y on odpowiedziałby pozytywnie na moje wyznanie, objąłbym go ramieniem i przytulił, by potem miękko pocałować.
Ach, wizja ciepłych ust mojego rudzielca spłynęła miodem na bijące szybciej serduszko.
W sumie, to nasze okno domkowe wychodzi akurat na zachód. Od razu na miejscu mielibyśmy łóżko. Kuźwa, to nie jest taki zły pomysł.
Gdybym przyznał się Sethowi już dzisiaj, mielibyśmy dla siebie kilka dni – oraz nocy. Byłem niemal pewien, że zielonooki chciałby ze mną chodzić. Nawet jeśli nie był we mnie zakochany tak, jak ja w nim, nieraz zdawało mi się, że ze mną flirtował. Przecież normalny chłopak nie przytula innych, nie zwraca się do nich słodkim głosem, nie uśmiecha się w tak uroczy sposób. Dla mnie oczywistym było, że mój lisek to też gej.
A jeśli nie zdawał sobie z tego sprawy, z wielką chęcią go uświadomię.
Z kolei co, jeżeli ma już chłopaka? To komplikowałoby sprawę. Musiałbym zbliżać się do niego, rozkochiwać w sobie, być lepszym niż tamten drugi. Oczywiście w końcu Seth wybrałby mnie, niemniej czekałbym znowu jakiś czas.
Po raz kolejny przebiegłem wzrokiem po biegających chłopakach. Żaden nie wydawał się nigdy mieć czegoś z homoseksualisty. Nie mówię tu o wyuzdanym ubieraniu różu czy gadaniu w słodziaśny sposobik. Po prostu… Mój naturalny wykrywacz podobnych mnie nie działał.
Na co właściwie czekałem z Sethem? Jeśli ma się udać, uda się. Mogę przecież teraz pójść do domku i powiedzieć Chrisowi, że mam go zamienić. To nie był żaden problem.
Czułem jednak jakiś wewnętrzny opór.
Zamknąłem moje piękne oczka, po czym odetchnąłem głęboko. Stary. To mają być twoje najlepsze wakacje w życiu! Czego spinasz dupę? Raz się żyje, a jak się chce znaleźć szczęście, trzeba nieraz szukać samemu!
Tak! To musiało być to! Moja nagła odwaga dała mi kopa, z którego nie sposób nie skorzystać.
Wstałem i pod pretekstem „pójścia za drzewo” skierowałem się w stronę domków. Po drodze czułem narastające podekscytowanie i zdenerwowanie. A jeśli mnie odrzuci? Obrzydzi się i rozpowie?
Cholera, Hugh! Jedyny twój defekt to imię, cała reszta – ciało i charakter – to cuda natury! Kto by się temu oparł, idioto? Zobaczysz, będzie się jeszcze pod tobą wił i jęczał.
Na widok domków serce podskoczyło mi do gardła, ale nie zatrzymałem się. Chuj z tymi emocjami, ja tam idę moją miłość przelewać.
Zachodnie promienie słońca grzały mnie w plecy, jakby popychały w przód. Ptaki przyjemnie śpiewały, a świerszcze co jakiś czas cykały w trawie. Cała natura zdawała się krzyczeć, żebym szedł śmiało przed siebie.
W pewnej chwili usłyszałem pełne bólu stęknięcie od strony domków. Po chwili rozległo się kolejne, głębsze. Cholera, czyżby mojemu kochanemu coś się znowu działo? Przyspieszyłem kroku, z odległości jakichś kilku jardów zaglądając przez okno do naszego domku.
Ale w tym momencie stanąłem z wytrzeszczonymi oczyma.
— Nnn… Ahh… Tak! – jęczał klęczący i oparty na rękach Seth.
— Jesteś taki ciasny, braciszku – mruknął namiętnie wbijający się w niego Chris.
Stojąc tam niezauważony, patrzyłem, jak wyższy z bliźniaków mocno posuwa od tyłu swojego brata, który jęczał i wyginał kręgosłup w łuk. Sterczący między nogami penis Setha był czerwony z podniecenia, dlatego pewnie Chris sięgnął doń i zaczął poruszać wzdłuż niego ręką.
A ja tam stałem i przyglądałem się, jak moje kochanie dochodzi głośno w dłoni swojego brata, który nie przerwał ruchania ani na chwilę. Po chwili on też miał orgazm i wcisnął się głęboko w Setha, wytryskując w jego zgrabną dupcię. Odwróciwszy się do siebie, bliźniacy pocałowali się namiętnie. A b s o l u t n i e nie po bratersku.
…To chyba nie były moje najlepsze wakacje w życiu.
Haha! Zajebiste! Dosłownie xD Racu, szacunek! W obu typach narracji spisujesz się świetnie, toteż z odmiennym klimatem i nastrojem poradziłaś sobie bardzo dobrze. Nie potrafię powiedzieć w której wersji Cię wolę (w tej poważniejszej, czy lżejszej). Wydaje mi się, że w obu tak samo. Fajnie się czytało, historia soczysta jak porządny plask, towarzyszący bliskiemu kontaktowi dłoni z policzkiem (lub pośladkiem, jak kto woli). Poza tym, to chyba pierwsze nożno-piłkarskie opowiadanie, które czytałam. Pozytywnie~ Jak ja lubię "braterskie" relacje... To chyba podchodzi pod fetysz ;o; Hugh mi przypasował za tą dziewicę (orleańską) xD. You made my day~
OdpowiedzUsuń~Shiemi
Ojapierrdollllę, czoczoczoczoczoooo!
OdpowiedzUsuń" -Wow, jakie dzikie pragnienia – zaśmiałem się. – Ale chyba rozumiem. Tak samo fajnie byłoby budzić się w łóżku z kimś.
-Mmm, romantyk z ciebie, kotku – mruknął zaczepnie Seth."
"Halo ja umiem" -> tutaj pierdolnęłam bardzo.
"ziom".
Skisłam jak mleko na słońcu, geezes fuck.Hugh to taki debil, nie mogę, co to w ogóle, dwknfclkqejnfleqkbrqbnegkjlb. Dzikie rude incesty, lollotrollofrollo. Cooo tu się w ogóle stało? Gubgguiuguiugiugiubugi.
Ale Tommy jest zajebisty, on myśli i w ogóle tak!
Bardzo bekowo i randomowo, jest og, ale wiesz, że wolę Twoje poprzednie prace.
Wracam do moich funkcji, ale ojapierdooolę, co ja właśnie przeczytałam XD
~ Kiszona Brukiew.
ja wiedziaaaaaaaałaaaaaaaaaam, no xDD Dziewica orleańska musiała dostać po dupie, inaczej nie byłabyś sobą, Racu. Musiała być nutka dramatyzmu, a co może być lepsze od zakazanej kazirodczej miłości dwóch pojebanych rudzielców? Pojebanych pozytywnie, no ale. Ach, te judasze. Miłość za imię Hugh, wcale nie tak bardzo nie pasujący do niebieskookiego. Ogólnie zajebiste charaktery, szczególnie trener i Tommy, dialogi miażdżą system. Kurna, musiałam gryźć rękę, żeby się nie poryczeć ze śmiechu. Kupiłaś mnie również tematyką sportową. Nie wiem, czy tylko mnie ona jara, ale jestem twoja. C'ę więęęcej.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam jak tylko wstawiłaś, ale dopiero teraz zdecydowałam się skomentować.~
OdpowiedzUsuńOd początku czułam, że to nie będzie niezła komedia. Już pierwsze "moje kochanie", "prawie posikałem się ze emocji" czy jakoś tak doprawiało mi banana na twarzy ^.^ Zdecydowanie zazdroszczę umiejętności oddawania tak porządnie klimatu danego tekstu. Chciałabym tak umieć ;3;
Poprzez zachowanie przyjaciela głównego bohatera i własnych podejrzeń, wiedziałam, że nie skończy się to jak typowy one-shot. No bo to Racu, musi być jakieś pierdolnięcie, niczym kopniak w twarz lub tekstowe przywalenie książką x'D
Ale mimo tego pod koniec zaczęłam się głośno śmiać (pomińmy fakt, że obudziłam tym rodziców), gdyż zaskoczyło mnie totalnie takie rozwiązanie sprawy.
(Dwóch napalonych bliźniaków... Mrr, lubię to <3)
Ekhm, tak więc gratuluję pomysłu i świetnego napisania tekstu, a także liczę na więcej.~
Aby cię wena nigdy nie opuszczała, a klawiatura nigdy nie psuła!
PS. Swoją drogą obiecuję, że od teraz będę komentować aktywnie, bo wiem jak ty to lubisz Racu :3
Annisa
Hahhahahaha leże XD Kocham Hugh mimo ze ma chujowe imie i zachowuje sie jak debil XD No ale uzdolniony i seksowny debil! Naprawde, jego teksty miażdżą i bardzo pasują do typowych nastolatków :D Moja poczucie humoru niestety kończy się kiedy mam napisać jakiś śmieszny fragment, wiec gratuluje, bo Tobie to wychodzi :3
OdpowiedzUsuńKońcówka mnie rozwaliła tak jak głownego bohatera XD widziałam, że musi być coś nienormalnego w osobowosci Setha. Dobra dupa z niego, zajebiste ma imie to chociaż mózg musi mieć zjebany! Poza tym ja widze, że Tommy coś ten tego do Hugh, na sto pro! Może on już się wcześniej skapnął, że oni tam potajemne dzikie gody odprawiają??? Poza tym co to za problem żeby Hugh przyłączył się na szybkiego trójkąta? JAK DLA MNIE SUPCIO!
Mam nadzieje, że szybko dodasz nowy rozdział :D
Zander
O łał xD Tak coś czułam, że Seth z braciszkiem coś kombinują, ale twincest?! Da fuck?! A biedny Hugh taki nakręcony i napalony! :D Matko, ale on był taki przesadzony. Uch. Taki śliczny jak te jego oczęta.
OdpowiedzUsuńAleż to było nienormalne :D Schizowe absolutnie. Ej, ale ja też lubię tematykę sportową! Choć może nie piłkę nożną, a na przykład koszykówkę,
Tommy był najlepszy, serio.
Alys
O, jak fajnie, że wychodzą Ci też inne style.
OdpowiedzUsuńGdy czytałam, to aż trochę nie dowierzałam, iż napisałaś to Ty - klimat opowiadanka strasznie różni się od tego, jaki zaserwowałaś nam w "Księciu Turkusu" i fanficku CielxSebastian.
Ogólnie dzieło czytało się przyjemnie i swobodnie. (Chociaż nie znoszę klimatów sportowych i nie za bardzo przypadam za kazirodczymi związkami. Oba tematy są nudne.)
Podobało mi się i chyba tylko tyle mogę powiedzieć.
A co do biednego House'a... Hugh, zostaw Laurie'ego!
Racu pisze jak 60-letnia babcia ucząca się slangowych powiedzonek od swoich wnuków. Sikam z tekstu, Tommy mnie zdobył. Miłe dla odprężenia?? Tak sądzę.
OdpowiedzUsuńHaha.. dobre ^^ Wiedziałam, że to się nie skończy tak dobrze, a od tego jak Chris został z Sethem.. wyczuwałam ich "braterską" miłość^^
OdpowiedzUsuńFajna komedyjka ^^
Pozdrawiam! :)