Witam,
Właśnie wstawiony został epilog "Księcia turkusu". Z całego opowiadania jestem dumna, uważam, że udało mi się w większości wyrazić to, co pragnęłam. Chcę podziękować od razu WSZYSTKIM, którzy czytali to opowiadanie od początku, od środka bądź dopiero pod koniec. Liczba osób wchodzących na bloga za każdym razem mnie zaskakiwała i motywowała do dalszego pisania, choć zdarzały się momenty, gdy byłam wręcz zniesmaczona moimi marnymi wypocinami.
Szczególne wyrazy wdzięczności składam:
Brukwi - męczenie Cię sprawiało mi niewysłowioną przyjemność, ale bez Twoich wnikliwych uwag nie dałabym rady wymyślić wielu ciekawych rzeczy.
Mashiro/Grellowi - choć czasem Cię brakowało, zawsze uwielbiałam Twoje komentarze.
Shiemi - Twoje wynurzenia wywoływały często dumny uśmiech nawet z tego, co nie zawsze mi się podobało.
Malumowi - telefony o dziwnych porach oraz rozbawienie, jakie we mnie wzbudzasz, dodawały nieraz uroku.
Nicolasowi Amadeusowi - nierzadko Twoje komentarze zawierały dokładnie to, co chciałam przekazać między wersami.
Annisie - milcząca na blogu, ale cierpliwa na żywo.
Zander - dołączyłaś niespodziewanie i zostałaś na dłużej.
Shirogace Kamui - zawsze żywa i pełna wigoru, aż dziwne, że chciałaś czytać to opowiadanie.
Anonimowi - nigdy swego miana nie ujawniłaś, ale byłaś tu do końca.
Dziękuję też każdemu, kto zostawił po sobie chociaż jeden komentarz. Kocham pisać, lecz bez tych drobnych oznak zainteresowania wątpię, bym dała radę sama z siebie doprowadzić "Księcia turkusu" do końca.
Edytowałam również wszystkie poprzednie rozdziały. Będzie mi bardzo miło, jeśli ktoś przeczyta "Księcia..." w poprawionej wersji. Dla tych, którzy nie zechcą wracać do tego opowiadania - mam zamiar wkrótce wstawić kolejne, dość krótkie opowiadanie, które poprzedni rozpoczęcie następnej dłuższej historii. Mam nadzieję, że moi przyszli bohaterowie również przypadną Wam do gustu.
Dziękuję jeszcze raz wszystkim. "Książę turkusu" był niezwykle przyjemną przygodą i cennym doświadczeniem ^w^
Racu
Po pierwsze, dziękuję za podziękowanie~
OdpowiedzUsuńJakby to tu zacząć... Nawet nie wiesz jak związałam się z tym opowiadaniem. Te wszystkie piątki, gdzie odświeżałam stronę przez cały dzień, czekając aż wstawisz cokolwiek ;_; Pamiętam tą moją niechęć do Natha, jak się do niego przekonywałam i powoli przypadał mi do gustu, aż w końcu zżyłam się z nim na tyle, że nie byłam w stanie pozbierać się po przykrościach, które się mu przydarzały. Pamiętam, jak pewnego wieczoru dodałaś rozdział, gdzie spłonął dom Natha... Jak wybuchłam płaczem i ma bratnia dusza chciała dzwonić po pogotowie, nie wiedząc czemu duszę się łzami, tak, o. Później nie miałam ochoty czytać. Po prostu mnie to rozbiło. Ale przeczytałam, bo zatęskniłam. Pamiętam "pierwszy raz" Natha i Mrówkolwa, wtedy zaś zaczęłam piszczeć jak opętana w towarzystwie dzieci, którymi opiekowałam się na obozie. Te wspomnienia ;___; A potem jak Nathaniel powoli się otwierał po stracie i jak mu zazdrościłam, że ma takiego Mrówkolwa, a ja nie mam. W międzyczasie, gdy pojawił się Zacharius, nienawidziłam go. Był tak bardzo irytujący, że zdarzało mi się pomijać fragmenty, gdy się udzielał. Albo momenty, gdy snułam wyimaginowane oskarżenia w stronę Nicolasa, bo przecież w moim mniemaniu nie ma "dobrych ludzi". A potem, gdy Nath znalazł obrazy, łudziłam się, że wróci kiedyś do Mrówkolwa. Później było stopniowe przekonywanie się do Zachariusa i coraz więcej bólu, bo Blondi znowu coś się działo. No i ten koniec. Jak sztylet. Dosłownie...
Co do mojej opinii.. Czy na serio muszę ją ubierać w słowa, po moim wywodzie o własnych przeżyciach z opowiadaniem? Masz dar, Racu. Manipulujesz emocjami, dosłownie. Przez ponad rok trwania, wyczekiwania, płakania i piszczenia, bardzo się zżyłam. Pozmieniałaś moje opinie o ludziach diametralnie. Do tego jesteś mistrzem fabuły. Idealnie stopniujesz emocje i stosujesz zasadę i ciszy przed i po burzy. Epickość, po prostu epickość i powtarzam to nie po raz pierwszy. Nawet zakończenie mi się podobało, co jest w moim przypadku rzadkością. Żebym nie zapomniała o tym, jak przez całe opowiadanie zmienił się twój styl pisania. Widać było jak się kształtujesz i wydaje mi się, że sama to czujesz.
Tak oto doszliśmy do końca... Trzeba teraz czekać na dalsze dzieła. Zostanę, rzecz jasna :3 Zawsze powtarzam, że gdy coś się kończy, coś się zawsze zaczyna i tą ideą będę się wspierała, żeby znowu się nie załamać.
P.S. Przeczytam jeszcze raz, tak jak wcześniej wspomniałam~
~Shiemi
Najlepsze opowiadania to te, które wzbudzają najwięcej emocji. I "Książę turkusu" na pewno do nich należy. Mimo tego, że dla mnie ostatni rozdział pojawił się niespodziewanie, ciesze się że zakończyłaś swoje dzieło i podzielam Twoją dumę. Może nie koniecznie tak super szczęśliwie jakbym tego chciała. Myślę jednak, że śmierć Mrówkolwa wpłynie dobrze na nas wszystkich, bo budził on skrajne emocje, których nikt z nas do końca nie potrafił nazwać i wywoływał niekoniecznie przyjemne uczucie w klatce piersiowej.
OdpowiedzUsuńNo ale od początku, jak już kiedyś wspomniałam, sądziłam że to opowiadanie będzie taką przyjemną historią zakochanego. słodkiego młodzieńca w starszym, zajebistym kolesiu i największym problemem dla ich miłości będzie sprzeciw rodziców tego młodszego, bo jak można być gejem NONIEMOGE. Diametralnie się pomyliłam, czego nie żałuje! Początkowo każdy rozdział zostawiał po sobie uczucie radości i zrelaksowania, zamykałam Twojego bloga z uśmiechem na twarzy i cieszyłam się szczęściem Nathaniela, jednak po śmierci jego rodziny zasiało się ziarnko takiej goryczy i smutku, którego nie potrafiłam się pozbyć. Nie dość, że w pewnym momencie nie dało się po nim odstresować, co powinno być uznawane za uczucie złe, to nie mogłam doczekać się kolejnego rozdziału. To ziarnko coraz bardziej wzrastało, z każdym kolejnym złym przeżyciem, a mi coraz trudniej było znowu wrócić do opowiadania. Czasami stwierdzałam, że nie chce sobie psuć humoru, bo nie wiem co nieoczekiwanego znowu wymyślisz i czytałam dopiero po kilku dniach od dodania. Cieszę się, że stopniowałaś tempo akcji, bo przy nadmiarze zdarzeń i emocji wybuchłabym.
Ogólnie podobało mi się wszystko (choć to głupie określenie, bo jak może podobać się śmierć lub gwałt, no ale wiesz o co mi chodzi). Sposób kreacji postaci, opisy uczuć, zdarzeń, Twój styl pisania, a nawet zakończenie, co raczej nie jest częstym zjawiskiem. Cała fabuła była dobrze przemyślana i bardzo zaskakująca, ponieważ nie spodziewałam się takiego zwrotu akcji, a kiedy było już źle nie sądziłam, że może być jeszcze gorzej, co za każdym razem mi udowadniałaś.
Dziękuje Ci za cały Twój czas poświęcony temu opowiadaniu i gratuluje Ci ukończenia go, a także rozwinięcia swojego talentu. Samo fakt, że poprawiłaś niektóre rzeczy, potwierdza że weszłaś na nowy poziom w pisaniu i stałaś się jeszcze lepsza w tym co robisz. I obiecuje, że w wakacje na pewno przeczytam całość jeszcze raz. Dziękuje również za wymienienie w notce. Teraz pozostaje mi czekać na nowe dzieło :3
Wzruszona epilogiem i poznaniem imienia Mrówkolwa,
Zander
Dziękujesz mi, Racu, Ty cholero. Momentami byłaś bólem w dupie, czasami bardzo dosłownie, kiedy mnie kopałaś, żebym bardziej rozwijała moje wszystkie upośledzone wypowiedzi i momentami miałam ochotę zjeść Cię z zasmażką. Wiem jednak, że było to dla Ciebie ważne i jestem wdzięczna za każdą rozmowę na ten temat. Czułam i dalej czuję się wyróżniona, że moja opinia liczy się dla Ciebie na tyle, żebyś kopała mnie w dupę. Cóż, do tego trzeba podnieść nogę, a przecież wcale nie musiało Ci się chcieć.
OdpowiedzUsuńI nie tylko Ty, droga autorko, składasz tutaj podziękowania. Jestem osobą, która mocno zżywa się z bohaterami i wręcz żyje pewnymi historiami, jeżeli są wystarczająco dobre. "Książę Turkusu" nie był dobry. Był lepszy, fantastyczny i jednocześnie okropny, kiedy musiałam czekać na kolejny rozdział, a Ty przerwałaś poprzedni w jakimś szczególnie mocnym fragmencie. Ale zawsze wybierałaś je idealnie, tak, aby zostawić uczucie niedosytu, który nie miał nic do czynienia z długością rozdziału. Całe to opowiadanie jest zakończone w idealnym momencie. To wszystko jest takie wyważone, ani przez sekundę nie czuję przesytu, który potrafi zostawić niesmak w mojej głowie nawet, jeśli książka była niezła. A "Książę.." zakończył się idealnie. Racu potrafi, po prostu.
Wracając do myśli, którą zaczęłam, dziękuję Ci. "Książę Turkusu" stał się na przestrzeni tych miesięcy opowiadaniem dla mnie ważnym i są fragmenty, których nigdy nie zapomnę. Zawsze w mojej głowie będę pamiętać, że popiół był miękki, że kamyki były turkusowe, że Wyn miała miodowe oczy. Zostanie ze mną festyn ze wstążkami na nadgarstkach, wędrowny opowiadacz historii, przepowiednia, mała kwiaciareczka Helen, Legenda o drapieżnikach, cała mitologia Leverium. Zostaną ze mną Twoje opisy chmur i obrazy Mrówkolwa, jego wszystkie Melodie. Zostanie Leverium i te wszystkie postacie.
Nigdy też nie zapomnę początku tego opowiadania, jak czułam je w kolorach ochry i turkusu. Wszystkie kolory, które się tutaj pojawiły, były wyjątkowe. Każdy coś znaczył i każdy coś ze sobą niósł.
"Książę Turkusu" okazał się zupełnie nie być tym, czym mógłby być na początku. Nie ma tu sztampu, przewidywalności. Nie ma stereotypowych i płaskich, jednowymiarowych postaci. I nie zrozum mnie źle, na początku też kochałam je, chociaż nie działo się nic tragicznego. Było im dobrze, a ja je uwielbiałam, przywiązana do nich po paru tygodniach. Ale dopiero pożar i zniszczenie życia Nathaniela sprawił, że uznałam "Księcia Turkusu" za tak wyjątkowego. I im dłużej czytałam, tym bardziej żałowałam, że nie mogę przeczytać go w wydaniu papierowym, na raz. Może to i dobrze, bo nie związałabym się tak z postaciami. Ale tak czy tak, gdybym mogła przeczytać go na raz, to bądź pewna, że skorzystałabym z szansy, nawet gdyby to oznaczało zarwanie nocki i siedzenie przy świetle komórki. Przeczytam je ponownie, gdy tylko będę mogła sobie na to pozwolić - teraz, kiedy mogę, nie chcę sobie go dawkować bardziej, niż to konieczne.
Twój styl, który rozkwitł i rozwinął się niesamowicie w "Chekku Meito" na samym początku opowiadania nie był zachwycający tak, jak później. Po jakimś czasie się rozpisałaś i potrafiłam czytać jeden opis nieba parę, a w paru przypadkach paręnaście razy. Szczerze kocham Twoje pisanie. Gdybym musiała wybrać między możliwością normalnego pisania jak kiedyś i życiem z tego, a możliwością Twojego pisania, chociażby do szuflady, wybrałbym Ciebie i nie napisałbym w życiu ani słowa. Ja wiem, że pierdolenie i gdybanie, no ale tak właśnie bym zrobiła (ale nie waż się pisać tylko do szuflady, zrobię z Ciebie mortadelę, jeśli nie będziesz nigdzie publikować). Piszesz niesamowicie, zarówno ze strony języka jak i fabuły. I postaci, które kreujesz. One są niesamowite.
Tbc, HTML nie akceptuje mi komentarza, bo za długi =___=
"Dziękujesz mi, Racu, Ty cholero. Momentami byłaś bólem w dupie, czasami bardzo dosłownie, kiedy mnie kopałaś, żebym bardziej rozwijała moje wszystkie upośledzone wypowiedzi i momentami miałam ochotę zjeść Cię z zasmażką." - Zostałaś Królem Komentarzy.
UsuńI cenię każdą z nich, bo każda ma swoją rolę w fabule. Czy mówimy o Pani Ducks, Nicolasie czy tytułowym bohaterze, każda z nich ma własny, rozbudowany charakter i zachowania, których nie da się podrobić i zaszufladkować. Ale, oczywiście, mam postacie przeze mnie uwielbiane, z całym szacunkiem dla reszty.
OdpowiedzUsuńZacznę od Natha. Bo to jego historia, jego opowieść. Dałaś nam wgląd w jego psychikę i widzimy wszystko jego oczyma, więc to naturalne, że się z nim bardzo zżyłam i szlag jasny zajebany mnie trafiał za każdym kolejnym nieszczęściem, które mu się przytrafiało. Jest cudowną postacią, dynamiczną i zmieniającą się całkowicie w ciągu fabuły i stworzyłaś go cudownie. Nie będę pisała dużo więcej, na temat Natha wypociłam dość dużo pod każdym rozdziałem, więc masz pełen obraz. W każdym razie, Malachitowy jest fantastyczny.
Teraz Mrówkolew. I tak, czytasz dobrze, on właśnie. Przez długi czas zachowywał się jak worek kutasów, naprawdę chuj kurwa nie, ale jest niesamowitą postacią. To dzięki niemu świat nabiera tak plastycznego wymiaru i niemalże każdy fragment opowiadania jest niezwykle obrazowy, a przynajmniej ja to tak odbieram. To prawda, widzimy świat oczami Natha, ale Mrówkolew jest jedną z soczewek, która sprawia, że jest tak wyjątkowy. I był kochany, kiedy był dobry dla Natha, w szale malowania był prawdziwym artystą, a nie nędznym przedstawieniem za trzy pięćdziesiąt. Jego Melodie są cudowne i och, jego obrazy. Lubię uważać za jego dzieła również krzywdy, które wyrządził Nathowi, bo wszystko, co kiedykolwiek robił, miało w sobie artyzm. A w swoim szaleństwie był bezwzględny i okrutny, chociaż dalej kochał swojego modela. Kochał go tak mocno i szaleńczo. I uwielbiam Mrówkolwa, zwłaszcza po tym epilogu, chociaż gdyby go nie było, i tak wymieniłabym go w sekcji ulubionych postaci.
Rrrgh, następna postać. Może Cię zaskoczę, ale Nicolas. On i jego oczy, a mrau. Jest genialny no i nie będę długo pisać, no. Po prostu uwielbiam tego gościa.
Następnie te postacie bardzo epizodyczne, jak Helen czy tamten opowiadacz. Są mało znaczące dla fabuły, ale dzięki nim świat stał się obszerny, nieograniczony tylko do postaci wiodących.
I nareszcie Zacharius, ale tego pewnie się domyślasz. Kocham tego gościa, a bububu. Szippowałam go z Nathem jak dzika nawet wtedy, kiedy był z Mrówkolwem, ale z ogromnym poczuciem winy i po cichu. Jest cudowny, uśmiecham się teraz na samą wzmiankę o nim. Arogancki, złośliwy, sarkastyczny, niezwykle czuły, troskliwy i kochający Arrow o zielonych oczach. Jego oczy są niesamowite, chociaż w porównaniu z oczami Nathaniela lub Mrówkolwa można by uznać je za zwyczajne. Nie są takie ni cholera. Uwielbiam go, jego sposób bycia, wyrażanie emocji, nazywanie Natha Malachitowym, siłę, odwagę i cierpliwość do Natha, który zachowuje się czasami jak pizda, co całkowicie rozumem. Kocham tę postać bardzo bardzo bardzo. Nie muszę nawet jeść lodów karmelowych, nie potrzebuję. Życzę mu szczęścia z Nathaninelem i w ogóle miłości tak mnóstwo.
Grrrr. Miałam jeszcze coś napisać, ale późno i głowa już śpi. Kończąc już, dziękuję Ci za "Księcia Turkusu" i czekam na następne opowiadanie. Nie każ czekać zbyt długo, bo to ja zacznę kopać w dupę.
~Dużo szacunku dla Racu od Buraczka, po raz ostatni pod "Księciem..".
Dziękuję za wymienienie~ (Czy wszyscy mi muszą powtarzać, iż ze mnie wulkan energii? Słyszę to po raz tysięczny raz. Zawsze powtarzam, że po prostu nie umiem pisać składnych komentarzy (zwłaszcza, gdy emocje biorą nade mną górę), które są w miarę logiczne i to dlatego wydaje się, jakbym była chodzącym, głupkowatym uśmiechem. A oni i tak swoje...)
OdpowiedzUsuńCóż, komentarz pozostawiony pod epilogiem idealnie odwzorowuje mój stan po przeczytaniu go. Po prostu umarłam. Szczerze powiedziawszy, nie płakałam, acz podejrzewam, iż był to stan wywołany niedawno nabytą niechęcią do Mrówkolwa i szokiem, który mnie ogarnął po zobaczeniu, że wstawiłaś epilog "Księcia Turkusu".
Współczuję mu, tego, jak skończył, acz nadal nie pałam do niego sympatią. I wiesz co? Chwała Ci* za to. Przez dłuższy (choć nadal krótki) czas Mrówkolew odgrywał w oczach Nathaniela i Zachariusa tego złego, którego należy tępić. Ja również go za takiego posądzam, a to sztuka wykreować czarnego bohatera, któremu się współczuje, lecz dalej uważa za nieprzyjemnego. Hołd składam zatem.
Nie mam pojęcia, czy o tym wspominałam, ale nienawidzę krzywdzącego podziału na seme i uke. Znam z kilku gejów i, cholera, nie zauważyłam, żeby panowały pomiędzy nimi tak diamentralne różnice w charakterze i zachowaniu, jak to przedstawiane są często w standardowym yaoi. Zawitałam na "Lapidium" po przeczytaniu Twojego fanficka "Kuroshitsuji" i oczarowana prologiem Twego nowego opowiadania zostałam (tak w ogóle gwałt na Nathanielu i prolog to momenty, które najbardziej wryły się mi w pamięć). Wątpię, bym o tym mówiła (lepiej po fakcie *inteligencja inaczej*), ale zniewieściałość/młodzieńczabezpłciowość/jakzwałtakzwał Nathaniela po prostu momentami dziarała mi na nerwy (piałam do tego razem z Shiemi/Hapsody/WędzonymBoczkiem). Potem, po wydarzeniach z Mrówkolwem, zaczęło mi się wydawać, jakoby nasz protagonista zaczął dojrzewać. Zajebiście dojrzewać. A raczej zajebiście zostało to opisane.
W sumie, mogłabym jeszcze więcej skomentować, ale znowu wyszłaby z tego niezgrabna plątanina zachwytu xD. Powiem więc jeszcze, iż mi, która wciąż dokładnie pamięta prolog, epilog wydał się idealnym zakończeniem całej powieści.
Tyle że... Co z Nathem po gwałcie? Ja bym się wcale nie zdziwiła, jakby też kopnął w kalendarz (Zacharius mu nie pozwoli, cóż, peszek).
SHIROGACE KAMUI od niedawna znana również jako Pedał Zbysio kłania się uprzejme.
*dodaje w nowym komentarzu, bo jest pedalskim Pedałem i zapomniała*
Usuń*od niedawna uczę sie używać wielkich liter w "Ci, Tobie" itp. Nie wychodzi mi T.T.
*znowu dodaje w nowym komentarzu, bo jest zbysiowym, pedalskim Pedałem i zapomniała*
UsuńPrzypomniało mi się o największym atucie twojego opowiadania. GDYBY NIE TO, ŻE POD JEDNYM Z ROZDZIAŁÓW POPROSIŁAM CIĘ O PRZECZYTANIE "OFIARY CZERWIENI", NIGDY BYM NIE POZNAŁA SHIEMI/HAPSODY/WĘDZONEGOBOCZKA! xD
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Usuń*spam is good. A SHIROGACE KAMUI, która zawsze szczyciła się zdolnością zapamiętywaniu wielu rzeczy, teraz musi przyznać, że momentami jej pamięć jest gówniana*
UsuńChciałam przeprosić za swoje obiecanki cacanki i fakt, że przysięgany przeze mnie dodatek do "Ofiary Czerwieni" wciąż nie został zamieszczony *wszyscy normalni ludzie odetchnęli z ulgą*. Obiecałam napisać? Napisałam. Obiecałam zrobić to w ciągu kilku tygodni? Zrobiłam.
ALE KTO, DO JASNEJ ANIELKI, PODEJRZEWAŁ, ŻE Z TEGO WYJDZIE ISTNY HARLEKIN?
Wyszło tak mdlące, słabe romansidło z biednego dodatku i mojej przepełnionej chcicą wyobraźni, iż bez przerwy je poprawiam. (Na marne, jak wczoraj słabo zauważyłam.) Ratunku ._.
Nie mówiąc o tym, że mam zapierdziel w szkole (nie radzę nikomu nie być w szkole dłużej niż przez miesiąc) i kosę z tatą, zatem siedzenie z opowiadaniami mam ograniczone.
Dlatego też mimo tego, że mówiłam, iż wstawię dodatek od razu w całości, będzie się on (raczej regularnie, no chyba, że dostanę szlaban) pojawiał rozdziałami. Dzięki temu w czasie mijanym od zamieszczenia jednego rozdziału do opublikowania drugiego zdążę coś tam poprawić.
Dziekuję za uwagę.
P.S. - ...znalazłam Twojego Zapytaj.pl, Racu xD. (Co z tego, że z niego nie korzystasz.) Mam też Twego e-maila *stalker mode on*. Tylko cholerny Wedzony Boczek mi nie dał Twojego GG ._. Nie martw się, założę jeszcze tylko fanpage i będziesz mogła się czuć posiadaczem własnego psychola xD.
"Tyle że... Co z Nathem po gwałcie? Ja bym się wcale nie zdziwiła, jakby też kopnął w kalendarz (Zacharius mu nie pozwoli, cóż, peszek)." - Na to felerne zdanie nie zwracaj uwagi, moja przyjaciółka mi je wpisała, gdy na chwilę wyszłam do toalety ._. Ona nie czytała ostatniego rozdziału i myślała, że skończyło się na gwałcie na Nathanielu xD. Kocham moje mondre pszyjaciulki.
UsuńDroga Shirogace ^w^
UsuńJeżeli znalazłaś mój adres e-mail, powinnaś też umieć znaleźć numer GG. Pozdrawiam~
Racu
Może zacznę od tego, że dla mnie to nie było zwykłe opowiadanie, coś do czego można wrócić w dowolnym momencie, zarówno rzeczywistym jak fabularnym. To było prawie jak jedna z historii, które sama noszę w sobie, twoje postacie żyją we mnie tak samo, jak moi właśni podopieczni. Książki czy opowiadania, które wywarły na mnie podobne wrażenie, mogę wyliczyć na palcach jednej ręki (po ujebaniu paru palców widelcem). Przede wszystkim chcę ci powiedzieć, że przestrzeń, którą nosisz w sobie, oddziałuje na innych ludzi, stają się jej częścią i naprawdę, NAPRAWDĘ ma ona dla nich znaczenie. Dla nas. Nie przestawaj pisać, bo inaczej nie tylko Brukiew dostąpi zaszczytu zasadzenia ci kopa w dupę.
OdpowiedzUsuńWracając do "Księcia Turkusu", za każdym razem kiedy kończyłam kolejny rozdział, mentalnie znajdowałam się w czymś na kształt półpłynnej otchłani. Siedziałam przez parę minut w zupełnym transie, wsłuchując się w melodię puszczanej akurat na słuchawkach piosenki. Jakbym zapędziła się za daleko. Fascynowało mnie tutaj wszystko: język, którym się posługujesz, świat, który wykreowałaś, postaci, którymi żyjesz. W sumie jedyną postacią, którą darzę czystą nienawiścią i pogardą, jest Thomas. Odziane w szaty kapłana, wygłodniałe zwierzę. Pozostałe postaci na stałe zajęły miejsce w moim umyśle i chciałabym, podobnie jak Brukiew, wyróżnić kilka z nich:
Przede wszystkim Nathaniel, bohater opowieści. Książę turkusu. Fascynuje mnie ta postać, jej wielopłaszczyznowość i wyraźnie zarysowująca się droga dojrzewania, poprzez radość i cierpienie, miłość i nienawiść. Nigdy czarno-białe. Nigdy całkowicie czyste. Plątanina sprzecznych uczuć, rozłam duszy. Nathaniel był dla mnie gniazdem przyczajonego głęboko w trzewiach krzyku, który wyzierał z jego oczu za każdym razem, kiedy udawało mu się przebić przez warstwę apatycznej pustki. Jakże naiwny i dobroduszny był Nathaniel na początku opowieści. Odważnie wpatrujący się w twarze swoich bogów, ani przez chwilę nie wątpiąc w ich istnienie. Ufny młodzieniec, burzliwie przeżywający swoją miłość. Do czasu, aż nie rozszarpie go cierpienie, aż nie pozna jego natury w każdej właściwej mu materii. Zaskakującym było dla mnie, ile różnych płaszczyzn rozpaczy i cierpienia potrafisz wyodrębnić, Racu, a jednocześnie tak mistrzowsko je ze sobą splątać, niczym jedwabne nici. Pokazałaś, jak naiwna młodość przeistacza się stare, spróchniałe od środka drzewo, które następnie odnajduje w swoim cierpieniu nową siłę i ponownie zakwita, większe i silniejsze niż kiedykolwiek. Chociaż o tym ostatnim możemy wnioskować jedynie z zapowiedzi, ledwie zalążka.
*html ty skurwysynu*
OdpowiedzUsuńNastępnie Mrówkolew. Artysta. Ten jeden rzeczownik byłby w stanie opisać całą złożoność jego osobowości. Dziwny człekokształtny twór, żyjący Melodiami. Nie jest on postacią negatywną, o nie. William Blair jest kukiełką, jakże więc posądzać go o o zajęcie którejś ze stron? Bez rdzenia jest niczym. Bez Melodii jest niczym. Melodia jest wszystkim. Czymże jest bez niej jest biedna kukiełka? Biedna kukiełka musi szukać swej Melodii. Musi, ją złapać, zatrzymać. Bo czymże kukiełka jest bez niej? Czymże są jej dłonie, gdy nie mogą tworzyć? Kukiełka musi mieć Melodię. Dla Mrówkolwa, utrzymanie przy sobie Nathaniela było kwestią przeżycia. On nim oddychał, nim cały czas żył, szpak zatopiony w turkusowej toni nie mógł już odlecieć. Czymże w porównaniu z nim były wszystkie inne melodie, jedynie truchłem leżącym pod płachtą w komórce. Cóż więc zrobić, jeżeli twoja Melodia, twoje życie przed tobą ucieka? Jak można je zatrzymać? Miłością, dobrocią, siłą, podstępem? Urwać jej nogi, aby nie mogła uciekać? Odciąć ramiona, aby nie mogła go odepchnąć? Mrówkolew jednak kochał swoją Melodię. Nie mógł więc znieść jej nienawiści, jej rozpaczy. Malarz kochał ją tak mocno, że pozwolił jej odejść. Pozwolił zapomnieć. Odlecieć. Ale on odlecieć nie mógł. Nie mógł, gdyż skrzydła zatopione były w turkusie. Skoro nie można żyć Melodią, którą się wyzwoliło, skoro nie można już oddychać, czymże podtrzymać upadającą kukiełkę? Można ją jedynie odłożyć na miejsce, zawiesić i sufitu, na sznurkach.
Przepraszam za ten skomplikowany wywód, wszystko spowodowane jest emocjami.
Ostatnią postacią, jaką bym chciałam w szczególności wyróżnić, jest Zacharius. Złośliwy, kochany Zacharius o zielonych oczach. Czuję głęboką więź z jego oczami, może dlatego, iż sama podobne posiadam. Muszę przyznać, że jego smutek wbił się w moją klatkę piersiową z większym impetem niż rozpacz Nathaniela. Może dla niego, że zawsze przeżywany był po cichu, za cienistą zasłoną, chroniony przez otoczkę złośliwości i arogancji. Zawsze wzruszało mnie, jak drobnymi gestami, w niezauważalny sposób stara się pomóc Nathanielowi. Przede wszystkim jego listy. Zacharius dzielił z Malachitowym podobny bagaż rozpaczy, wiedział, co mogło sprawić ulgę, co mogło dać wyzwolenie. Wiedział, bo zżył się ze swymi koszmarami. Dał im przestrzeń, pozwolił im istnieć w jego wnętrzu, oswoił je. Nauczył się z nimi żyć. Naprawdę ujęły, mnie słowa, które rozbrzmiały kiedyś w głowie Nathaniela, jego podziw dla siły zielonookiego. Zacharius jest niesamowicie silną postacią, silniejszą niż Mrówkolew i Nathaniel razem wzięci. Jego oczy, pełne mrocznych refleksów, zawsze patrzą naprzód, w horyzont. Jest postacią, z którą najbardziej się utożsamiam.
Na koniec mogłabym wymienić te wszystkie drobiazgi, które ujęły moją duszę, takie jak plastyczne ujęcia otaczającej Leverium natury, postaci bogów, charaktery poboczne, szczególnie wstrząsające jestestwem słowa. Pozostawię je jednak dla siebie, tak aby długo żyły na dnie mojej świadomości, wzbogacając moje własne wizje, tak aby i one z czasem ujrzały światło dzienne. Dziękuję Ci. Za wszystko. Proszę, pisz dalej.
Wybaczcie mi proszę nagromadzenie błędów, nie miałam siły sprawdzać.
UsuńRacu, dziękuję za ujęcie mnie w podziękowaniach. Ja wiem, naprawdę wiem, że czasem znikałam. A pustka po moich komentarzach na pewno jest ciężka do wypełnienia. Cóż, skromnością nie grzeszę.
OdpowiedzUsuńWciąż nie mogę uwierzyć, że to już koniec "Księcia Turkusu". Były momenty, kiedy stuprocentowo kochałam to opowiadanie, aczkolwiek zdarzały mi się chwile, gdy niektóre postaci irytowały mnie i obierały chęć czytania. Smutno mi, że tak skończyła się historia o miłości Nathaniela i Mrówkolwa. Od samego początku pragnęłam, aby Zacharius zniknął z życia Angerbolda i więcej nie wracał. Niestety, miałaś inną wizję. Ale nie będę już więcej na to narzekać, obiecuję. Po prostu... moje cudowne otp runęło w gruzach, a serce rozbiło się na miliony kawałeczków.
Nie, nadal nie wierzę. Za moim oknem właśnie rozpętała się w chujwielka burza. Deszcz, śniegi i grad jednocześnie. Nie wiem, po co to piszę, ale niezmiernie mi to w pisaniu przeszkadza. Nie umiem trzymać się jednego tematu, chociaż naprawdę się starałam.
Emocje nie pozwalają mi dłużej pisać. Chce, żebyś wiedziała, że kocham to opowiadanie i będę często do niego wracać. A teraz pójdę położyć się na łóżku i oddawać kontemplacji. Wspominałam kiedyś, że nienawidzę zakończeń? To zawsze jest najgorsze. Czasami nawet omijam kilka ostatnich stron książki, żeby nigdy nie musieć żegnać się z tym światem na zawsze. A teraz przeczytałam epilog. I mam łzy w oczach. Racu, moja Racu, cóż ty ze mną robisz? Bawisz się emocjami, o.
Naprawdę nie potrafię więcej z siebie wydusić. Na koniec dodam, żebyś pisała jak najwięcej i ćwiczyła się w tym, ponieważ ludziom naprawdę się to podoba. A co więcej, sprawia to przyjemność także tobie.
Pozdrawiam serdecznie,
Grell
Racu dziwne pory to nie nocne jeszcze pory... Ale dziękuje za uznanie i że choć tak mogłem uprzyjemnić Ci te chwilę twej słabości w pisaniu. Czuję żal... Zdążyłem się już przyzwyczaić do Nathaniela i jego malarza. Jednak rozumiem że coś się kończy a coś zaczyna. Z niecierpliwym sercem czekam na następne opowiadanie i to czym nas teraz uraczysz. Pamiętaj jednak. Wysoko ustawiłaś sobie poprzeczkę "Księciem turkusu" więc uważaj. Ja jednak Ci ufam. Umiesz ubrać w słowa to co chcesz czym dowiodłaś nie raz na kartach tego bloga. Dziękuje Ci za to opowiadanie i czas jaki mogłam tu spędzić. Pewnością jest, iż jeszcze kiedyś wrócę do tego opowiadania. Ale chciałam podziękować także wam. Drodzy czytelnicy za to, że razem ze mną przeżywaliście chwilę z młodym hrabią. Oby nasze grono stale się powiększało się o kogoś nowego kto tak jak my uważa, że Racu ma ogromny talent
OdpowiedzUsuńDo zobaczenia znów
~ Malum
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńOjej~! Już koniec, a ja na szóstym jestem xD Zaczęłam czytać ostatnio, nie mogę przestać :D Mimo że nie skończyłam czytać "Księcia turkusu" (co zamierzam wkrótce zrobić), czekam na Twoje nowe opowiadanie ze zniecierpliwieniem :3
OdpowiedzUsuńNie wiem jak dobrać słowa. Czytając ostatnie słowa ostatniego rozdziału czułam niedosyt, ale gdy przeczytałam epilog doszłam do wniosku, że ''Książę Turkusu'' był najpiękniejszym opowiadaniem jakie w swoim krótkim życiu przeczytałam. W sumie nadal czuję nie dosyt i mam nadzieję, że kiedyś zechcesz nas zadowolić i napisać choć jeden rozdział dalszych losów Nataniela. Ale jeszcze nie teraz, tylko kiedyś... Gdy będziesz już słynną pisarką, przypomnisz sobie o naszym ''Księciu''.. I kto wie może dowiemy się jak potoczyły jego dalsze losy.
OdpowiedzUsuńNatalia
Przez przypadek znalazłam tą stronkę i nie wiem co mnie podkusiło, że zaczęłam czytać.Jestem zagorzałą fanką snarry, nie wyobrażałam sobie by coś innego mogło by przykuć moją uwagę.
OdpowiedzUsuńCzłowiek jednak uczy się całe życie. Zaciekawił mnie tytuł "książę turkusu" i ... wpadłam aż po czubek mojej niewysokiej, skromnej osoby.
Bardzo mi się spodobał naiwny i słodki Nathaniel. Jego nieśmiałe pierwsze kroki w dojrzałym życiu, nowe emocje, ewolucje dziecinnych myśli w te charakteryzujące młodzieńca.
Po pożarze jednak ten słodki czar prysł. Zasiał żal i rozpacz w późniejszych rozdziałach potęgując przepaść dzielącą chłopca od jego dawnego życia, ciepłych emocji zapewniających bliskość i poczucie bezpieczeństwa.
Stopniowo zaczęłam nienawidzić to opowiadanie, nie wiedząc jednak czemu, nie potrafiłam go porzucić. Uparcie, niczym masochistka spijałam każde słowo z monitora rozkoszując się słodyczą płynącą z opisów miejsc i przeżyć bohaterów.
"Księcia Turkusu" nigdy na pewno nie zapomnę, ale nie wiem czy jestem wstanie jeszcze raz go przeczytać. Emocje jakie we mnie wzbudza są niezwykle silne. Nie potrafiłam powstrzymać ani uśmiechu ani łez, przeżywając z Nathem wszystkie jego wzloty i upadki.
Droga autorko - jesteś g e n i u s z e m.
Wiele już przeczytałam za równo książek, fanfików i opowiadań jednak niewiele z nich można są tak dobrej jakości jak twój "Książę Turkusu". Przemyślana fabuła z dużą ilością ciekawostek i wątków pobocznych. Stopniowy rozwój emocjonalny głównego bohatera nie zatarł pierwowzoru a jedynie uwydatnił charakterystyczne cechy czyniąc postać barwniejszą i silniejszą.
Mam nadzieję, że będzie mi dane przeczytać jeszcze jakieś opowiadanie napisane twoim złotym piórem.
Pozdrawia kruszynka.