Otwórz oczy.
Otwieram je. Po raz kolejny. I wiem, że ten dzień to nie koszmar. Zmieniłem wszystko, trzeba wypić uwarzone piwo.
Podnieś się.
Robię to. Moje stopy dotykają zimnej podłogi w ubogiej sypialni, gdzie tylko łóżko jest wystawne. Tak przyjemnie i ciepło się tu śpi. Szkoda, że to ostatni raz.
Wstaję powoli i przeciągam się od niechcenia. Zauważam nagle ślady farby na przedramieniu. No tak. Od kilku dni przecież nie robię nic, tylko maluję.
Czemu, gdy w końcu znalazłem najbardziej upragnioną Melodię, wszystko się chrzani?
Przechodzę do kolejnego pomieszczenia. Kilkadziesiąt obrazów leży na podłodze, obok nich porozrzucane są narzędzia. Kucam obok najbliższego „Księcia turkusu”. Tak… Kocham każdą z tych linii. Są idealne. Tak jak On.
Zaciskam wargi, przypominając sobie o czymś ważnym. Obiecałem sobie przecież. I to musi się stać. Próbuję zdrapać farbę z przedramienia, lecz to nic nie daje. Skóra jedynie czerwienieje wokół.
Nie jem śniadania. Nie jestem głodny, choć ostatni posiłek miałem jakiś czas temu. Zresztą i tak nie mam tu już nic.
Ty głupi szpaku.
Myślę sobie to, gdy powoli przygotowuję się ten ostatni raz. Na stolik kładę nieskazitelnie czyste białe pióro gęsi, obok stawiam kałamarz z czarnym atramentem. Tak rzadko używam podobnych narzędzi, że nie lada się zdziwiłem, gdy ujrzałem, że nadal je mam. Jeszcze tylko kartka, koperta i lak. No i lina nad tym wszystkim, tę akurat dokupić musiałem.
Nie myśl o tym. To się musi stać.
Tak, lepiej jest chociaż udawać spokojnego. Siadam więc przed kartką, wiedząc, że potem dam ją jakiemuś chłopcu, który doniesie list jutro. Dla pewności jutro.
Gdy biorę pióro w dłoń, już wiem, jakie myśli kotłują mi się w głowie niczym chmury zbierające się obok tej najciemniejszej, która wyda pierwszy ryk burzy.
„Najdroższy Nathanielu,
Po tym, co mi powiedziałeś, wiem, że nie masz zapewne ochoty czytać ode mnie nic. Dlatego nie podpiszę koperty, nawet jeśli skończysz już teraz. Ale wiedz, że Twój niegdysiejszy, jakże nieudany kochanek myśli tylko o jednym.
Przepraszam Cię. Choć nie mam prawa błagać o wybaczenie.
To wszystko było jakąś chorą grą. Napędzany rozpaczą po utracie Ciebie, byłem coraz bardziej wściekły. A wraz z tą wściekłością coraz większa była rozpacz. Błędne koło. Jak opętany robiłem i mówiłem rzeczy, które tylko przyszły mi na myśl. Teraz wiem, że jestem jeno parszywą marionetką w dłoniach szalonego lalkarza.
Czy nadal cierpisz po utracie swojej rodziny tak bardzo? Czy wciąż co noc budzą Cię mrożące krew w Twoich żyłach koszmary? Czy jest przy Tobie ktoś, kto Cię przytula, gdy zaczynasz przez nie płakać?
Och, Nathanielu, Nathanielu, Nathanielu. Mógłbym pisać Twoje imię bez końca. Jestem teraz bezczelny, bo wiem, że to ostatnie, co ode mnie dostaniesz. Tak bardzo cieszę się, że jestem w tej właśnie chwili przy zdrowych zmysłach. Dlatego daj mi zwieść się kolejnej pokusie tego, co pragnę Ci powiedzieć jeszcze ten jeden raz.
Kocham Cię.
Kocham Cię tak, jak wiatr kocha pola, wśród których pędzi. Kocham Cię tak, jak gwiaździsta noc kocha księżyc. Kocham Cię tak, jak umierające drzewo burzę mogącą wreszcie ukoić jego cierpienia. Kocham Cię tak, jak mały gołąb pocztowy kocha swoją gołębicę, do której wciąż wraca. Kocham Cię tak, jak samotny chłopiec wielbi piękną królową w swoich snach. Kocham Cię bardziej niż Chaos pragnący Materii.
Spełnię Twoje życzenie. Nigdy więcej mnie nie ujrzysz, zapewniam. Nawet nie wiem, czy sam chciałbym, by do takiego spotkania jeszcze raz doszło. Twoja nienawiść była jak zagłuszająca wszystko aura. Szkoda, że Twój uśmiech mogę ujrzeć tylko na obrazach.
Ja też mam jedną prośbę. Zapomnij o mnie jako o Twoim kochanku. Wyprzyj się uczuć, które do mnie kiedyś żywiłeś. Błagam, bądź kiedyś szczęśliwy. Znajdź osobę, którą pokochasz na nowo – jestem pewien, że nie poznasz już nigdy drugiego tak podłego i plugawego, jakim ja się okazałem.
Choć Ty o mnie zapomnisz, ja będę Twój na zawsze. Dziękuję za to, że mogłem Cię ujrzeć w ciągu mojego życia.
Kiedyś chciałeś poznać moje imię. Pozwól mi zatem, że się nim podpiszę. Ten jeden, jedyny raz pojawię się w Twojej głowie jako ja.
A teraz już żegnaj.
Kochający nad życie,
William Blair.”
Już po chwili jestem z powrotem w mieszkaniu. Dałem jakiemuś chłopcu pieniądze, jestem więc pewien, że mój list do Niego dotrze. Wchodzę na krzesło, by silnym ruchem przerzucić linę przez belki u sufitu. Udało się – jej drugi koniec znajduje się teraz przede mną. Wystarczy umiejętnie zrobiona pętla i wszystko gotowe.
Patrzę na twarz mojego Księcia. Na jego dziesiątki twarzy. Uśmiecham się. Przynajmniej teraz jestem Nim otoczony. Spoglądam jeszcze ostatni raz za okno, które wcześniej otwarłem, po czym wykonuję jeden krok do przodu, starając się myśleć tylko o tych spokojnych turkusowych oczach.
…
Pewnie wyrzucisz ten list, prawda?
Cholera, Racu, popłakałam się. Ryczę jak dziecko, jak mogłaś ;_;?
OdpowiedzUsuńTen list jest po prostu piękny.
Czy muszę pisać coś więcej w stanie ryczącego bobra? Myślałam, że napiszę coś bardziej sensownego, przepraszam, nic z tego nie będzie. Serio, podeślij mi swoje zdjęcie, zrobię Ci ołtarzyk.
A w odniesieniu do podziękowań. Bardzo się cieszę, że będzie kolejne opowiadanie. Przeczytam to całe poprawione opowiadanie, zapewne nie raz.
Dopiero teraz mnie uświadomiłaś, że nigdy się nie podpisałam. Jestem nazywana Łyżką, bądź też Beziem, miło mi.
Pozdrawiam serdecznie!
*umarła*
OdpowiedzUsuńKicia, kocham Twoje komentarze ;_;
UsuńTu skomentuję sam epilog, a w podziękowaniach całość, o. Bo mogę.
OdpowiedzUsuńJakie to świetne, że zawarłaś tu list Mrówkolwa ;_; Ja wiedziałam, że on działał pod presją... Jak już wspomniałam, uwielbiam go i uwielbiała będę zawsze. Aż się łezka kręci, jak się myśli o tej całej sytuacji. Zabić się z miłości, to z jednej strony szlachetne, a z drugiej idiotyczne. W przypadku Mrówkolwa, to było głupie. Głupie przez względy logistyczne, ale patrząc przez pryzmat jednostkowych uczuć, jego samobójstwo zalicza się do kategorii czysto-emocjonalnej szlachetności. List jest piękny. Zwłaszcza ten fragment o tym "jak go kocha". Płaczę ;_; Do tego wszystkiego ten klimatyczny początek... Pamiętam prolog doskonale.
Jednak głupi szpak nie zmądrzał...
Ten tekst tak pięknie zamyka całe opowiadanie. Prolog, pierwszoosobówka, Mrówkolew, epilog, pierwszoosobówka, Mrówkolew.
OdpowiedzUsuńJa wiedziałam, że on malował cały czas i nie jadł. Nie podcinał swoich włosów, nie dbał o siebie. Żył tylko swoim szaleństwem i Nathanielem. Wypalał się powoli.
Ten ślad farby musiał być turkusowy. Był jak strup, który może jeszcze raz rozkrwawić, ale nie może się go pozbyć. Jak tęsknota za Nathem.
"Ty głupi szpaku" rozjebało mnie na łopatki.
"Kocham Cię bardziej niż Chaos pragnący Materii." jeszcze bardziej.
"Kiedyś chciałeś poznać moje imię. Pozwól mi zatem, że się nim podpiszę. Ten jeden, jedyny raz pojawię się w Twojej głowie jako ja.
A teraz już żegnaj.
Kochający nad życie,
William Blair”
A ten fragment mnie zniszczył. Zdradza mu swój sekret, swoje (bardzo ładne i adekwatne) imię i ukazuje mu prawdziwego siebie. Esencję siebie. Pokazuje mu, że naprawdę go kocha. To "nad życie" jest takie wymowne. Mrówkolew nie zabija się, aby uzyskać od Natha przebaczenie i zrehabilitować się w jego oczach. Mógł podać ten list następnego dnia, zaaranżować to wszystko tak, aby Nath zdążył go powstrzymać i udowodnić przed samym sobą, że nadal kocha Mrówkolwa. Nie, on umiera samotnie, podejmuje decyzję wcześniej, nie zaś nagle i w momencie. On to planuje. Umiera przy otwartym oknie, otoczony obrazami swojego Księcia, którego kocha tak bardzo, że nie był w stanie żyć ze świadomością jego nienawiści. Świadomością tego, że nigdy z nim już nie będzie i nawet go nie zobaczy. On wolał umrzeć niż tak żyć. Kochał Natha tak mocno, że oszalał. I chciał, żeby o nim zapomniał. Prosił go o to, chociaż wcześniej mówił, że nie pozwoli mu odejść. Kochał go tak bardzo, że go uwolnił.
Tamten tekst o marionetce był piękny.
Ten cały list i jest piękny. Jest mocniejszy niż listy Natha do jego matki.
Jest perfekcyjny. Wykreowałaś postać i zrozumiałaś ją dogłębnie. Nie wiem, co więcej powiedzieć, moja rzekoma elokwencja pełza gdzieś po podłodze, a ja siedzę pod kocykiem i piszę ten komentarz.
Kontynuacja w podziękowaniach.
~B.
Utopiony w turkusie szpak. Piękna wizja. Przede wszystkim muszę przyznać, że świetną konstrukcję wybrałaś sobie na to opowiadanie. Całość z perspektywy Nathaniela, jedynie początek i koniec należą do Mrówkolwa. To jego przywilej i tak właśnie winno to wszystko wyglądać. Melodia. Mrówkolew żył melodiami. Były dla niego niczym dla zwykłego człowieka powietrze, choć o wiele bardziej dogłębne i indywidualne. Jak napędzający maszynę rdzeń. Jakże więc oddychać, jakże żyć, kiedy najwspanialsza melodia nie tylko od ciebie ucieka, ale i darzy nienawiścią? Jak można ją zatrzymać przy sobie, jeśli nie sposób dokonać tego ni dobrocią, ni siłą? Co napędzać będzie biedną kukiełkę, jeśli odbierze się jej serce? Szpak. Mrówkolew. Kukiełka. William Blair. Artysta żyje napędzany melodiami, tylko one czynią jego ręce użytecznymi. Bez nich jest niczym. Kukiełka zwisa na sznurkach. Jest kukiełką. Jest martwa.
OdpowiedzUsuń*gasi świecę* tak jak zgasł ten płomień tak samo łatwo zgasło życie, historia i szczęście pewnego mężczyzny. Historia piękna choć smutna... Niezwykle smutna. Przepełniona tęsknotą za poczuciem szczęścia i tą drugą osobą... Za świadomością, że kiedy się obudzisz wiesz, że ona będzie przy Tobie. Cóż mogę powiedzieć o tym więcej? Tylko tyle, że nie zawiodłaś nas Racu. Historia została poprowadzona do końca w iście mistrzowskim stylu. Według mnie ostatni rozdział połączony z epilogiem stanowią kunszt całego opowiadania. Udało Ci się poruszyć nie jedną osobę. Udało Ci się przekazać w słowach uczucia. Udało Ci się sprawić, że los Nathaniela i Williama nie stał się nam obojętny. Z zapartym tchem śledziłem ich losy. Szczerze mogę powiedzieć, że płakałem czytając o śmierci malarza. Tak w sumie niesprawiedliwej śmierci... Los jednak jest okrutną istotą, która dla rozrywki z nas kpi i wystawia na próbę. Pociąga za sznurki w przedstawieniu życia. A kiedy się ono kończy.... Odcina je. Te rozdziały chyba każde wprawią w zadumę. Sprawią, że zatrzymasz się i zaczniesz zastanawiać czy twoje życie nie jest podobne do Nathaniela. Czy i Ciebie los nie naznaczył. Czy może nie skrzywdziłaś kogoś patrząc przez pryzmat cierpienia? Nie wiemy tego... Może być już za późno. jedno, dwa słowa wypowiedziane za dużo. Niby nic ale mogą nieść straszne konsekwencje... A miało być tak pięknie. A miało być tak spokojnie. Przynajmniej teraz oni będą spokojni. Mrówkolew otoczony jest swoim Księciem, a Nath może zacząć teraz faktycznie wszystko od nowa. Oby podróż przed którą staną wraz z Zachariusem była uda. Życzę im szczęścia
OdpowiedzUsuńNapisałam pod poprzednim rozdziałem w komentarzu, że nie będę płakać za Mrówkolwem. To prawda, nie płaczę za nim. Płaczę przez niego. A może bardziej przez Ciebie, Racu? Coś ścisnęło mnie za gardło i nie chce puścić od momentu przeczytania jego listu. Nigdy nie byłam "po jego stronie", ale muszę oddać mu teraz sprawiedliwość - wielkiemu, szalonemu w swej pasji, artyście, którego znakomicie przedstawiłaś; człowiekowi, który nie mógł żyć ze świadomością, że jedyna istota, którą kochał, nim gardzi. Wspaniałe to uwielbienie dla Nathaniela. Wspaniała śmierć - patrząc w namalowane (ale jak żywe) oczy ukochanego. Choć jak to ktoś wyżej napisał - głupia śmierć. Ale nieunikniona. Nie mogło być inaczej. Razem z Mrówkolwem mam nadzieję, że Nath znajdzie szczęście w życiu. Bo kogoś, kto go kocha, już nie musi szukać, mając przy sobie Zachariusa. Czy już wspomniałam, że Zacharius był moją ulubioną postacią w "Księciu.."? Na pewno tak. Uwielbiam tego gościa, ot choćby za to, że zwracał się do Natha per Malachitowy. I za jego złośliwy uśmiech, i zielone oczy, i za smutek, i za siłę, i za tragiczną historię, i za pomocną dłoń, i za to że kochał mimo wszystko i beznadziejnie... *płaczę...tak bardzo*. Dziękuję choćby tylko za niego.
OdpowiedzUsuńWprawiłaś mnie z wilgotno-melancholijny nastrój. Akurat tak, żeby iść spać, a przed zaśnięciem pochlipać sobie w poduszkę...
Tak poza tym, to życzę dużo weny na to nowe opowiadanie - oby było równie świetne jak to! Ach, no i wypatrzyłam na Twoim profilu, że pisałaś "Chekku Meito". A że Kurosh to moja pierwsza miłość, to wiedz, że niewątpliwie zajrzę tam w najbliższym czasie (broń Boże, nie usuwaj tamtego bloga!)
Pozdrawiam,
Alys
Znalazłam tego bloga zaledwie kilka dni temu, już po zakończeniu opowiadania. Zaczęłam czytać... Nie komentowałam każdego rozdziału, gdyż byłoby bezsensu, gdybym to robiła kilka razy dziennie, jak nie kilkanaście czy kilkadziesiąt, bo i tyle rozdziałów zdarzało mi się czytać, wreszcie zabrakłoby mi na nie weny czy pomysłów, w końcu ileż można chwalić Autorkę i Jej twórczość? :P
OdpowiedzUsuńPoczątek naprawdę nie wskazywał na taki dalszy przebieg i zakończenie.. Wiele razy się niemal wzruszałam, a pod sam koniec już nie wiedziałam, czy chciałabym, by Nathaniel i Mrówkolew się zeszli, czy może jednak nie. Śmierć malarza była dla mnie, nie tyle co zaskakująca, acz definitywnie bardziej rozwalająca emocjonalnie niżbym mogła się tego spodziewać... Kilka rozdziałów naprawdę, choć trudno mi jest się do tego przyznać, przepłakałam i zdecydowanie ostatnie z nich i epilog do nich należą.
Po skończeniu nawet zadałam sobie ambitne pytanie "Co ja teraz zrobię ze swoim życiem?", nie wiem nawet po co, bo oczywiście odpowiedzi znikąd nie uzyskałam... -.-'' ^^
Ale emocje względnie opadły, więc też napisałam ten komentarz, jako znak, że opowiadanie to jest cudowne i zaskakujące oczywiście.
Gratuluję zakończenia tej historii i oby więcej podobnych tworzyło w Twojej głowie! ;)
Pozdrawiam! ;)
Ja pierdole nic nie widzę przez te łzy! Jesteś geniuszem zła, siedzę tu i ryczę jak głupia. Kocham to opowiadanie, twój styl pisania wraz z błędami, których troszku było. Uwielbiam te postacie... przez końcówkę opowiadania tak bolało, bolało, bo Mrówkolew był moim ulubieńcem, a to co robił... no cóż znalazłam się w podobnej sytuacji co Nathaniel przez co oczywiście jeszcze bardziej wszystko przeżywałam łącznie z tym, że pan Arrow bawił mnie tym swoim "Malachitowym", a po chwili śmiania załamywałam się nad czynami Mrówkolewa... pomocy zapętliłam się!
OdpowiedzUsuńNo w każdym bądź razie jestem wzruszona, poruszona, ryczę jak małe dziecko i nie mogę przestać... Ładnie się nad mną poznęcałaś...
Gratuluje ci napisania tak wspaniałego opowiadania i dziękuje ci za to z całego serca.
Pozdrawiam
Neka-chan
Pokochałam te opowiadanie! Nigy nic nie skomentowałam gdyż niedawno zaczęłam czytać i tak na raz wszystko mi szybko zleciało że nie miałam oddechu napisać co myślę. ale teraz to zrobię.
OdpowiedzUsuńMasz ogromny talent i wyobraźnię. podziwiam Cię za to i mam nadzieje że wszystkie twoje opowiadania/ powieści będą tak wciągające. Zatopiłam sie w tw historii i kiedy czytałam ostatni rozdział i epilog na prawde płakałam. Poczułam taką strate czegoś. mimo że było to krótkie doświadczenie gdyż prawie na raz przeczytałam to wyryło mi obraz w pamięci. Przywiązałam się. Nie wiem co mogę jeszcze napisać. postaram sie czytać kolejne opowiadania twojego autorstwa. :') trzeba się pożegnać z tym. chociaż myślę że i tak jeszcze do niego powróce i znając koniec bd ryczała na każdym rozdziale.
Więc wszystkiego dobrego, dużo weny i czasu. Dziękuję i powodzenia :*** <33
Super podobało mi się choć nie lubię nieszczęśliwych zakończeń, nie mówię że są gorsze ale zawsze mnie coś w duszy boli i staram się zapomnieć. Mam jedna prośbę kończ swoje opowiadania jak to ale gdy zamierzasz jakieś porzucić napisz nie lubie niedokończonych historii. Życzę weny.
OdpowiedzUsuńBlog cały czas jest aktywny, co oznacza, że cały czas pojawiają się nowe rozdziały aktualnie pisanego opowiadania. Nie mam zamiaru porzucać tego, co udało mi się już napisać i tu wrzucić, po prostu, by tworzyć dłuższe rozdziały, potrzebuję nieco więcej czasu. Proponuję zaobserwować blog, a Blogger sam powiadomi o mojej aktualizacji ^w^
UsuńDzięki to ja chyba za szybko czytam :-)
UsuńHistoria bardzo interesująca, magiczna, piękna. Zakochałam się mimo, że nie przepadam za smutnymi i wzruszającymi opowieściami. Gratuluję i mam nadzieję, że reszta Twoich prac będzie równie interesująca.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNaprawdę do samego końca wierzyłam że ta historia będzie z happy end'em. O jak się zawiodłam. Przeczytanie "Księcia turkusu" zajęło mi trzy dni i codziennie mówiłam sobie "tylko ten jeden rozdział i idę spać". Uwierz mi dopiero jak przeczytałam do końca wiem że będę mogła spać spokojnie. Końcowe rozdziały nieraz doprowadzały mnie do płaczu. Mimo wszystkich idiotycznych rzeczy które zrobił William "Mrówkolew" Blair był moją ulubioną postacią. Nie raz chciałam żeby ktoś wziął Nathaniela za fraki ,pokazał że kocha Mrówkolwa i ma do niego wrócić. ale cóż. Boże tak mi przykro że on nie żyje i nie wie że Nath go kocha ;c W poprzednich rozdziałach byli tacy szczęśliwi. Jak Mrówkolew wziął go na przejażdżkę konną z Esemire, jak specjalnie dla niego kupił dom i chciał z nim wyjechać. Nie no nie przeżyje że to się tak skończyło. Mimo wszystko opowiadanie było świetne. Charakterystyczne dla mnie jest to ze wczuwam się bardzo w role głównego bohatera dlatego strasznie emocjonalnie go tego podeszłam. "Książę turkusu" jest naprawdę warte przeczytania :).
OdpowiedzUsuń