Uwaga

piątek, 31 stycznia 2014

Rozdział XLI

W ciągu kolejnych dni klientela karczmy W Cykoriowym Dymie zaczynała się odbudowywać. Oczywiście, nie wróciła do stanu ogromnego natłoku, niemniej pracownicy szynku znów musieli dawać z siebie bardzo wiele.
Nathaniel tymczasem na stałe przejął na siebie obowiązek siedzenia za kontuarem. Państwo Ducks nie chcieli puścić go z powrotem na salę, chłopak zaś nie umiał gotować na tyle wybitnie, by żona karczmarza pragnęła jego pomocy na zapleczu. Blondyn musiał zatem zrobić wiele, by skupić umysł wyłącznie na pracy. Myślenie o innych rzeczach wprawiało go w zły nastrój.
Ostatnio bowiem coraz częściej odczuwał nienawiść. Nie była ona skierowana do konkretnych czynów, sytuacji czy osób. Młody Angerbold po prostu nagle czuł wściekłość, której nie potrafił ani wytłumaczyć, ani z siebie wyrzucić. Znienacka miał ochotę poderwać się i wrzeszczeć, ile tylko sił miał w płucach. Czasem na widok stawianych przedeń naczyń chciał po prostu je rozbić, cisnąwszy o podłogę, jak tylko mocno mógł.
Lecz tak szybko, jak się pojawiała, owa wściekłość mijała – wręcz momentalnie. Jedynie przez kilka sekund chłopak byłby w stanie coś komuś zrobić. Zatem szansa na to, że ktokolwiek trafiłby akurat na ten moment, zdawała się właściwie zerowa.
Potem wszystko wracało do poprzedniego porządku.
— Dwa dzbany piwa, Malachitowy – rzucił Zacharius, znalazłszy się przed kontuarem. Słońce nie zaczęło jeszcze zachodzić, więc liczba ludzi w karczmie nadal nie zmuszała nikogo do specjalnego pośpiechu.
Blondyn na moment odwrócił się, by nalać trunek. Następnie pełne naczynia odłożył na tacę, którą starszy chłopak prędko zaniósł do klientów. I zapewne Nathaniel znowu siedziałby w milczeniu, gdyby nie to, iż Arrow wrócił doń prawie od razu i usiadł przy ladzie. Jego szeroki, wręcz szelmowski uśmiech nie kojarzył się jasnowłosemu zbyt dobrze i raczej wzbudzał weń podejrzenia, jednak…
Nie potrafił już myśleć o towarzyszu tak jak wcześniej.
— Dzisiaj mam tak leniwy dzień – mruknął zielonooki, opierając się o drewniany kontuar. – Niby nic się nie robi, a i tak zupełnie nie mam ochoty do pracy.
— Jeśli nie będziesz nic robił, nic nie dostaniesz. Pani Ducks raczej prędko zauważy twoje „znużenie” – odparł Nathaniel.
— I tu pies jest pogrzebany… –  Zacharius nachylił się w stronę chłopaka i mrugnął porozumiewawczo. – Wiesz może, jak uniknąć czujnego oka naszego uzurpatora?
Młody Angerbold jedynie westchnął.
Możliwe że porozmawialiby jeszcze chwilę, gdyby nie jakiś gość, który domagał się uwagi. Głośne „Hejże, kolego” na pewno zwrócone było do dziewiętnastolatka, zaś ten wbrew swej nader wyraźnej niechęci nie mógł pozwolić sobie na ignorancję. Chłopak przewrócił, oczyma nim z wypracowanym uśmiechem podążył ku wołającemu go mężczyźnie.
Rutyna jeszcze nie męczyła turkusowookiego, jednak powoli zaczynała się objawiać. Właściwie odruchowo chwycił w dłoń leżący tuż obok kufel, by przetrzeć go szmatką, pomimo że robił to już któryś raz z kolei. Zamknięte okiennice sprawiały, iż dotychczas wonne aromat w karczmie tęchł z chwili na chwilę. Jedynie momentami trochę świeżego powietrza dostawało się do środka, kiedy ktoś otwierał drzwi. Choć i to nie robiło większej różnicy Nathanielowi, który siedział zbyt głęboko w sali, by jakkolwiek poczuć choćby lekki powiew mroźnego wiatru.
Właśnie gdy o tym myślał, jakaś zaśnieżona postać weszła do karczmy, otwierając jej drzwi wręcz zbyt szeroko w mniemaniu siedzących bliżej wejścia osób. Otrzepawszy biały od płatków śniegu kaptur, postać tupnęła parę razy na progu, by nie zabrudzić podłogi w szynku bardziej, niż już była.
Nathaniel prędko zdał sobie sprawę z tego, kto zawitał znów W Cykoriowym Dymie. Ostatnimi dniami bowiem do karczmy przychodził Thomas – kapłan, który z początku wzbudził w jasnowłosym zaniepokojenie, potem jednak ukazał się z innej strony niż ciekawski czy wywyższający się człowiek. Mężczyzna lubił pić grzane trunki i rozmawiać o wielu różnych rzeczach. Opowiadał Nathanielowi o życiu w świątyni, o codziennych obowiązkach kapłanów, o modlitwach i ofiarach z wizerunków i atrybutów bóstw. I choć właściwie blondyn sam niewiele mówił, uwielbiał słuchać jego historii. Z jakiegoś powodu chłopakowi przypominało to słuchanie bajek starego Amonteusa.
— Ach, witaj, Nathanielu. Jak się dziś miewasz? – zagadnął Thomas, siadając przy kontuarze, jak zwykł to robić.
— Miło, choć chciałoby się już wiosny. Zbyt duszno tu. Na co dziś masz ochotę?
Uśmiech na twarzy młodego Angerbolda pojawił się natychmiast. Właściwie przeoczył moment, kiedy zaczął tak swobodnie zwracać się do mężczyzny.
— Dziś poproszę cię o grzany cydr. Znowu sypie śnieg, chociaż nie jest aż tak zimno, jak parę dni temu.
Chłopak przytaknął mu. Już po chwili przed ciemnookim stał kubek z parującym w środku, ciepłym trunkiem. Gość chwycił go prędko w zmarznięte dłonie i powoli zaczął popijać. Nathaniel tymczasem przesunął swoje krzesło bliżej niego, spodziewając się rychłego rozpoczęcia rozmowy.
— Ciesz się, chłopcze, że możesz sobie tu siedzieć cały dzień – zaczął Thomas, gdy najwyraźniej uznał, że cydr jest dlań jeszcze zbyt gorący.
— Chyba wolałbym jakieś mniej gwarne miejsce, gdzie dostawałoby się choć trochę powietrza – odparł na to jasnowłosy.
— Ale spójrz: jest ci tu ciepło, masz z kim porozmawiać, nawet cię nakarmią i napoją. Za to chyba można wybaczyć tej pracy drobne niewygody, o jakich mówisz.
— Drobne? No cóż, jak uważasz. A właściwie czemu tak mówisz? Ze świątynią jest coś nie tak? – zagadnął niby lekko chłopak, lecz po ujrzeniu skrzywienia na twarzy kapłana zdał sobie sprawę, że chyba jakiś rzeczywisty problem mężczyzny skłonił go do podobnego mówienia.
— Zima nie należy do moich ulubionych pór roku. Owszem, jest bez wątpienia potrzebna, jednak sprawia, że człowiek się smuci. – Nie patrząc już na turkusowookiego, mężczyzna oparł się o drewnianą ladę.
— Wybacz mi, jeśli naciskam, ale chyba coś cię trapi, Thomasie – rzekł łagodnie blondyn.
— Nie martw się mną. O tej porze roku zawsze przychodzi moment, gdy czuję się gorzej na duchu.
— Powiedz, może zrobi ci się lżej.
— Nie wiem, czy chcesz słuchać o takich rzeczach, bo do specjalnie miłych one nie należą.
— Uwierz mi, że jest niewiele historii, które by mnie bardzo odrzuciły.
Na twarzy Thomasa malowało się wahanie. Lekko ściągnięte nad oczyma brwi sprawiły, że pojawiające się na czole zmarszczki uwydatniły się, co jednak nie nadawało mężczyźnie nieprzyjemnego ni starczego wrażenia.
— No dobrze… Wiesz doskonale, że zimą, choć tutaj jest spokojnie, poza murami stolicy niemal wszyscy ludzie mają problemy. To, co dla nas jest zwykłym śniegiem, tam tworzy głębokie zaspy. Zasypanymi traktami ciężko jest się poruszać, więc ci, którzy nie zdążyli zebrać drewna czy kupić węgla, nie mają nawet, jak liczyć na samodzielne przetrwanie. Więc chociaż tutaj też mamy swój cień głodujących i marznących, większość kapłanów wyjeżdża poza Leverium, by pomagać tym, którzy tego bardzo potrzebują… Głównie zmarłym.
— Och…
Nathaniel szybko zrozumiał, co ciemnooki miał na myśli. Niejednokrotnie dziękował bogom za to, że żył w samej stolicy. Zimy tutaj należały do najlżejszych w kraju nie tylko przez wzgląd na ilość domów, lecz także dlatego, że miasto to położone było na południu. Mimo to wioski, miasteczka i osady poza jego murami nadal narażone były na ogromne straty.
— Teraz w świątyni jestem tylko ja i dwóch innych kapłanów; reszta wyjechała z Leverium i raczej nie wrócą przed roztopami. Zapewne i pozostali ze mną druhowie też będą wkrótce zmuszeni pomóc biedniejszym. – Mężczyzna westchnął ciężko, przejeżdżając dłonią po szarych włosach.
— Ale w takim razie ty także możesz zostać gdzieś wezwany. Co wtedy będzie ze świątynią? – zaciekawił się młody Angerbold.
— Właśnie dlatego co roku wybieramy jednego z nas, który nigdzie nie wyjedzie. Tak się też złożyło, że tej zimy padło na mnie, więc niedługo wszystko będzie na mojej głowie. Martwi mnie, że sam nie dam sobie rady z tak podstawowymi obowiązkami, jak codzienne sprzątanie, dbanie o Drzewo czy zapalanie świec w świątyni, a co dopiero bym miał czas na porządkowanie naszych pism, jakieś obrządki czy na pomoc ludziom. – Mężczyzna uśmiechnął się gorzko. – Naprawdę nie lubię zim.
— A nie mógłbyś kogoś poprosić do pomocy? – zapytał chłopak. Kapłan jednak pokręcił głową.
— Wątpię, by ktokolwiek teraz zechciał znaleźć czas i za darmo pracować w świątyni. A jak sam pewnie wiesz, nie wolno nam zatrudniać ludzi.
Tak, turkusowooki dobrze znał tę zasadę. Choć reguły bogów nie zostały nigdzie zapisane, większość zasad, jakie wprowadzili w ludzkie życie, była przekazywana z ust do ust w postaci najstarszych baśni. Użycie pieniędzy jako zapłaty za jakąkolwiek pracę związaną ze świątyniami było surowo zabronione i traktowane właśnie jako złamanie praw boskich. W końcu to ludzie wymyślili pieniądz, który od razu spotkał się z dezaprobatą bogów.
Jasnowłosy zastanowił się jednak. Gdyby nie państwo Ducks, miałby teraz mnóstwo czasu. Równie dobrze mógłby go poświęcić na pomoc Thomasowi, kiedy ten zostanie sam w świątyni. Leciwe małżeństwo raczej nie byłoby przeciwko temu, by choć raz spędził dzień na pomocy kapłanowi.
— Inni kapłani są jeszcze w Leverium, prawda? – spytał po chwili refleksyjnej ciszy.
— Owszem, ale jestem pewien, że nie minie tydzień, a zostanę sam – odparł ciemnooki.
— Więc kiedy to nastąpi, przyjdź po mnie. Z chęcią ci pomogę.
Thomas wbił zaskoczone spojrzenie w chłopaka, jakby rzekł on co najmniej, że jest synem samego króla. Młody Angerbold zaśmiał się na ten widok i swoje skojarzenie.
— Ale… Przecież ty pracujesz, masz swoje sprawy. Nie mogę cię tak zajmować, zwłaszcza gdy nie będę mógł wynagrodzić ci choćby chęci – zaczął oponować kapłan, jednak blondyn przerwał mu.
— Moimi pracodawcami nie musisz się martwić, i tak nie mam tu stałego zajęcia. Mnie zaś wystarczy, jeśli zatroszczysz się potem o mój żołądek. Tego boskie prawa chyba nie zakazują, prawda?
— …Naprawdę chciałbyś mi pomóc?
— Nie jest to dla mnie problemem – odpowiedział nadal niewierzącemu w jego słowa mężczyźnie.
W końcu Thomas uśmiechnął się do chłopaka szeroko i zaczął mu dziękować. On jednak ciągle powtarzał, że to dlań nic wielkiego. W pewnym momencie jednak ciemnooki poderwał się, przypomniawszy sobie o obowiązkach. Pożegnał się jeszcze raz z Nathanielem, po czym prędko wyszedł.
Młody Angerbold powrócił zatem do przerwanej na chwilę rutyny. Mimo to czuł się o wiele przyjemniej. Od długiego już czasu nie miał okazji przypomnieć sobie tego goszczącego w człowieku uczucia, kiedy pomaga się komuś bez liczenia na zapłatę.
Trzymając w dłoniach wycierany kubek, spojrzał nań i uśmiechnął się lekko.
Sam do siebie.

10 komentarzy:

  1. Kochana czemu taki krótki? Tyle kazałaś czekać ;/
    KIedy następny? :)
    Jesteś świetna!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo przepraszam, jest mi naprawdę przykro za marną długość tego rozdziału, jednak był to mój ostatni tydzień przed feriami, w którym nauczyciele bardzo mnie przycisnęli. Mam nadzieję, że prędko wypocznę i napiszę o wiele lepszy rozdział na najbliższy piątek.
      Poza tym chciałabym wspomnieć, że na XLI nie czekaliście tak długo, jak na poprzedni (co uważam za swoją hańbę), więc chyba nie było tak źle ^w^

      Usuń
  2. czy ja wiem czy tak nie źle. Wiesz jakie straszne to czekanie... :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Aw też mam teraz ferie! I u mnie tak samo nauczyciele jakby się zmówili, że podczas tego ostatniego tygodnia muszą zrobić maksimum klasówek i kartkówek, dlatego bardzo dobrze Cię rozumiem ;/ Ale w końcu sobie troche odpoczniemy :D A do Ciebie na pewno troche weny przyjdzie <3
    Ah, ten kochany Nath :3 Podziwiam go, bo ja chyba jestem złym człowiekiem XD Nie lubie robić niczego co nie przyniesie mi korzyści, wiec wielki plus dla niego. Trochę mu zostało z tego dawnego, słodkiego Nathaniela :D
    Tak mało Zachariusa :( No ale każdy szelmowski uśmiech w jego wykonaniu, od razu poprawia mi humor <3
    Tym razem krótki komć, bo tak!
    Zander :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Nyan, nyan, komentuję~ Wszyscy się (nie)cieszą, nie? xD
    Wczoraj oplotły mnie macki nudy, więc bez przerwy wchodziłam na wszystkie możliwe blogi yaoi w nadziei, że ktoś coś wrzuci nowego. Poważnie, mój plan dnia wygląda tak:
    20:24 - sprawdzić blogi yaoi.
    20:28 - zjeść batona.
    20:29 - sprawdzić blogi yaoi...
    Jak każda desperatka na szczęście się doczekałam i zabójczy Pulpit Nawigacyjny Bloggera oznajmił mi wreszcie, że dodałaś rozdział ^^.
    Rozdział strasznie szybko się kończy. Za szybko. Wczoraj w nocy pewna byłam, że to wina tego, iż po prostu przez wiele godzin się wynudziłam i połknęłam "Księcia Turkusu" w zastraszającym tempie. Teraz, kiedy jestem na komputerze, a nie na komórce, widzę, że po prostu tekst jest dosyć krótki. Trochę szkoda, ale cóż, nie każdy ma warunki do pisania rozdziałów na co najmniej sześć stron... (Ja mam. Ta, ale po co wykorzystywać okazję, lepiej przeglądać blogi yaoi T.T.)
    W rozdziale dzieje się mało i zarazem dużo. Mało akcji, rozdział poświęcony karczmie i Thomasowi. Mimo tego rozmowa Nathaniela z Thomasem dodaje akcji tekstowi, bowiem jest zapowiedzią czegoś większego, a przynajmniej taką mam nadzieję ^^.
    Od strony technicznej wiadomo. Wszystko wspaniale, zostaniesz moją żoną?. czemu ja tak przecinków nie wstawiam etc.
    Weny życzę! <3 Idę chlać.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeszcze coś, Racu - masz jakieś sposoby na walki z weną, kiedy ona cię opuszcza? *siedzi na obrotowym krześle z notatnikiem w łapce*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żeby coś napisać staram się usiąść w cichym miejscu, ewentualnie z dobrą muzyką. Przestrzeń wokół mnie musi być czysta, najlepiej pusta, bo to pomaga mi zebrać myśli. A potem patrzę minutami w ekran, potem godzinami i tak dalej. Aż do skutku ^w^

      Usuń
  6. Thomas jest w porządku, kapłan-człowiek, a idiotyzm w habicie. Zrobiłaś dobrą postać związaną z religią, która nie irytuje, a wręcz jest przyjemna. Byłam przekonana, że okaże się jakimś chujem mujem i będzie męczył Natha, bo Mrówkolew coś podrzucił kapłanom. Tak dobrze, że nie. Ale czuję, że teraz mamy ciszę przed burzą i zaraz coś jebnie ; ;
    Długość jest smutna, ale udało mi się przeczytać ten rozdział i to jest cudne. Bałam się, że będę miała dwa zaległe przez wyjazd ; ;
    ~Zdezelowana Brukiew c:

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja też uważam, że Thomas jest w porządku, jednak ciągle nie mogę się pozbyć niepokoju, związanego z pracą w świątyni. Nie wiem, czy to dlatego, że Nathaniel będzie dalej od Zachariusa, czy też dlatego, że do pustej świątyni w każdej chwili może ktoś zawitać, niekoniecznie proszony i spodziewany. A może jedno i drugie. Bardzo fajnie, że rozszerzyłaś perspektywę na obszary poza stolicą, to nadaje takiego realizmu, jednocześnie osłabiając odczucie separacji i zawieszenia w przestrzeni tego miasta. Świetnie oddany klimat karczmy, w tym ludzi znajdujących się w niej. Wszyscy ci ludzie, tacy jak państwo Ducks, Zacharius z Donną, czy Timothy z Thomasem. Z drugiej strony cieszę się, że najprawdopodobniej wyjdziemy niedługo z przestrzeni karczmy i zmienimy w pewnym stopniu miejsce akcji, takie rzeczy nadają bowiem świeżości opowiadaniu. Udało ci się wpleść czytelnika w rutynę Nathaniela, poczuć ją w zatęchłym powietrzu i ugrzęznąć w niej; to ci się bardzo ceni. Poza tym, zgadzam się z Brukwią, już na długo był spokój. Zbyt długi czas Mrówkolew pozostawał w cieniu, a przecież on nie chce dopuścić do psychicznej regeneracji Nathaniela. On chce go zniszczyć, więc czuję, że niedługo znów będziemy świadkami działalności malarza.

    OdpowiedzUsuń
  8. Powróciłam ;w; Ostatnio się tak wszystko ładnie uspokoiło. Po tych pożarach, zdradach i ucieczkach, taki odpoczynek jest bardzo wskazany, jednakowoż musisz pamiętać o umiarze. Jeśli za bardzo przeciągniesz tą upojną niczym zatęchły aromat cykorii codzienność, będzie się robiło monotonnie ( Ot, taka przestroga / rada / nie wiem co, bo jest 4 a ja nie śpie, for God's sake! ). Wierzę że niebawem reaktywujesz generator niespodziewanych zdarzeń i powalisz mnie na kolana, tak jak uczyniłaś to już wiele razy. Przejdźmy dalej, bo zaczyna robić się dziwnie (xD). Lubię w "Księciu Turkusu" to, że postacie są wprowadzane stopniowo, co znacznie ułatwia ich zapamiętanie. Jakby w jednym rozdziale pojawili się Timothy i Thomas to w życiu bym ich nie rozróżniła. W takim rozłożeniu w czasie z zapamiętaniem bohaterów o jakże podobnych imionach nie miałam najmniejszego problemu. Właściwie to o dziwo pamiętam wszystkie wprowadzone postacie, a to sukces, mając na względzie to że przez cały okres mojej edukacji na poziomie podstawowym i gimnazjalnym nie byłam w stanie zapamiętać imion wszystkich dwudziestu pięciu osób z mojej klasy. Wcale nie schodzę z tematu... No ale jeśli już poruszyłam temat Thomasa to się wypowiem głębiej. Podoba mi się jako kapłan, bo jest tajemniczy i poniekąd wzbudza zaufanie. A to "poniekąd" dlatego, że wydaje mi się że trochę podpuścił Natha, że jest taki biedny i sam w tym kościele. A młody jak to młody niczego się nie nauczył i pójdzie mu pomóc. Ja rozumiem mieć dobre serce, ale żeby się dawać ochujać przy każdej nadarzającej się okazji? Chyba że się mylę, w takim wypadku zwrócę mu honor i uszanuję jego dobroduszność. Może nawet trochę jej pozazdroszczę. Poza tym Mrówkolew trochę za bardzo umknął w cień i tutaj wyczuwam spisek. Może i mam wybujałą wyobraźnię, ale wydaje mi się że całkiem możliwym jest, iż Thomas jest jakimś Mrówkolwowym znajomym/ kochankiem. No cóż, moja dedukcja jest pozbawiona sensu i bezpodstawna, dlatego jedyne co mi pozostaje to cierpliwie czekać na rozwój sytuacji.
    Pozdrawiam i życzę weny.
    (Niewyspana po konwencie i w dodatku pisząca o 4 nad ranem) Shiemi/Hapsody

    OdpowiedzUsuń