Uwaga

piątek, 6 grudnia 2013

Rozdział XXXV

Mrówkolew.
Była to jedyna myśl, jaka przebiła się przez umysł Nathaniela. Nie myślał o tym, dlaczego szatyn tu był. Nie myślał o tym, że jest z Zachariusem. Nie myślał nawet o tym, co zrobić. W jego głowie echem odbijało się tylko to jedno imię. Niezdolny do wyrzeknięcia ni słowa, stał jedynie, z wyraźnym strachem wpatrując się w niegdyś tak ciepłe i ukochane ziemiste oczy malarza.
Jego klatka piersiowa była jedyną poruszającą się teraz częścią ciała. Płytkie, bardziej instynktowne niźli świadome oddechy to unosiły pierś chłopaka, to opuszczały ją niczym u drobnego ptaka. Jak zahipnotyzowany nie odrywał wzroku od mężczyzny. Ten również patrzył jedynie na niego. Ktoś stojący z boku pewnie próbowałby rzec, że między tym dwojgiem toczyła się jakaś niema rozmowa.
Nic bardziej mylnego.
Gdzieś na pograniczu świadomości młody Angerbold czuł, że owa nić porozumienia, która łączyła jego i artystę… znikła. Zamilkła. Ni drżenia, ni drobnego ciągnięcia. Został jedynie wzrok starający się przejrzeć na wskroś tę drugą osobą.
Milczenie zdawało się trwać od zawsze i na zawsze. Z tegoż powodu zapewne staliby tak jeszcze długo, gdyby nie Zacharius. Ten bowiem, wyczuwszy niezdrową atmosferę, zsunął swoje zaciśnięte nadal dłonie z ramion młodszego chłopaka na jego nadgarstki, poluzowując uchwyt. Tym samym wytrącił jasnowłosego ze stanu odrętwienia, przywrócił jego świadomości zdolność racjonalnego myślenia i wyboru.
Ale przez to strach zyskał pole do popisu.
Drgnąwszy przez dotyk przesuwających się niżej dłoni dziewiętnastolatka, Nathaniel zachłysnął się niemal powietrzem.
Mrówkolew…
To Mrówkolew.
Na wszystkich bogów, to naprawdę on…!
— Mrówkolwie – szepnął chłopak niemalże niezrozumiale. Jego nogi jakby same spięły się, chcąc w kilku krokach zbliżyć się do malarza. Umysł na szczęście je powstrzymał. Piorunujący efekt mroźniejszych od lodu oczu mężczyzny niemalże ryczał z gniewem „Nie zbliżaj się!”
To bolało.
— To ten Mrówkolew? – spytał również szeptem Zacharius. Blondyn odruchowo spojrzał w jego stronę, przez co jego turkusowe oczy natknęły się na pełne jakiejś silnej emocji zielone ślepia. Niezauważalnie niemal kiwnął głową i od razu odwrócił się z powrotem do Mrówkolwa.
— Cóż to, Nathanielu? Czyżbyś spodziewał się już nigdy mnie nie ujrzeć?
Ton głosu artysty brzmiał złośliwie, wręcz jadowicie. Pogarda uderzyła w chłopaka, który… Czuł, że nie tak winno to wyglądać.
Dlaczego…? Dlaczego mnie tak traktujesz…?
— Może sądziłeś, że sam wyjechałem do tego domu, hm? Że zostawiłem wszystko tak, jak gotów byłem to uczynić? – Szatyn oderwał się od ściany budynku i powoli postąpił pierwszy krok ku nim.
Nie mów tak… Nie ty powinieneś tak mówić…
— Malachitowy, wszystko w porządku? – rzucił cicho zielonooki, kiedy trzymany przezeń chłopak wzdrygnął się niby z zimna.
— Albo wręcz przeciwnie, Nathanielu – chciałeś, żebym cię znalazł i błagał o wybaczenie, o to, byś zgodził się znów być moim „Księciem”?
Mężczyzna zbliżył się kolejne dwa kroki.
Przestań… Nie masz prawa…
— Albo… Pragnąłeś, żebym zobaczył cię z kimś innym, tak? – Głos malarza natarczywie uderzał w jego serce, ranił każdym słowem, każdą sylabą, która ociekała nienawiścią.
Jak Mrówkolew mógł?
— Puść mnie – rzekł stanowczo do Zachariusa. W pierwszej chwili Arrow chciał zaprzeczyć, zapytać, jakby był teraz w ogóle jakikolwiek czas na pytania. Wreszcie jednak turkusowooki poczuł, że zimne palce chłopaka przesuwają się wzdłuż jego wychłodzonych dłoni. Cień dotyku pozostawiał po sobie mrowiące uczucie muśnięcia.
Pełen odrazy uśmiech pojawił się na twarzy szatyna, kiedy tym razem młody Angerbold postąpił ku niemu parę kroków. Zmrużone lekko oczy chłopaka były tak samo twarde jak te, którymi patrzył nań malarz. Z niewielkiej odległości Nathaniel uświadomił sobie nagle, że może wyczuć zapach Mrówkolwa. Ciepło, jakie zalało go wraz ze wspomnieniami, otworzyło kolejną ranę. Ból stawał się powoli nie do wytrzymania. Jasnowłosy niemalże drżał.
— Nie oczekiwałem żadnej z tych rzeczy – powiedział sucho, z maską stanowczości spoglądając artyście prosto w oczy. Udawał odważnego, lecz tak naprawdę w głębi siebie modlił się jedynie o jak najszybszy koniec tego spotkania, na które nie był gotów.
— Więc czego? Że zapomnę o tobie tak prędko, ja najwyraźniej ty to zrobiłeś?
Ziemistooki nachylił się nad blondynem i ostentacyjnie spojrzał w stronę stojącego z tyłu dziewiętnastolatka, ostatnie zdanie wręcz sycząc. Jakiś szmer za nimi uświadomił chłopakowi, że Zacharius niepokoił się o bieg tej sytuacji.
— Nie wiń teraz mnie, Mrówkolwie – szepnął cicho. Zdał sobie sprawę, że pierwszy raz od niemal tygodnia wyrzekł na głos pseudonim mężczyzny.
Nagle zapadło nieswoje milczenie. Młody Angerbold nie wiedział, czy na pewno to przez jego słowa. Wszystko jednak na to wskazywało. Z niepewnością nadal patrzył w oczy szatyna, gdy ten odwdzięczał mu się wciąż tym samym.
We wzroku malarza coś było. Nathaniel nie miał pojęcia, jak to nazwać. Hipnotyzujące wrażenie, które sprawiało, że niegdysiejszy model nie potrafił przerwać kontaktu z tymi pełnymi czegoś oczyma. Zdał sobie jednak sprawę z pewnego faktu…
Swoista ułuda, jakby chłopak tak naprawdę patrzył na coś innego. Na obraz. Ale czy na owym ziemistym akcie rzeczywiście ukryto coś jeszcze, czy było to jedynie fałszywe wrażenie cieni w mroku?
Nim zdążył cokolwiek powiedzieć mężczyzna uśmiechnął się paskudnie, po czym otworzył usta, by wreszcie rzec:
— Czyli co? Oddałeś się już temu dzieciakowi, mój  k s i ą ż ę ?
Te słowa były ciosem poniżej pasa. Nathaniel stał niczym słup soli, w niedowierzaniem w szeroko rozwartych oczach wgapiając się w dramatyczny dla jego serca wizerunek szydzącego zeń artysty. Jakiś organ pod jego żołądkiem ścisnął się żałośnie, przez co chłopak niemalże zgiął się wpół. Tylko cud i nagły szok powstrzymały go od jakiejkolwiek reakcji. Na szczęście, byłaby ona bowiem zupełną hańbą.
— Jak śmiesz?!
Ów krzyk nie padł ani z ust niezdolnego do ruchu Nathaniela, ani Mrówkolwa, który okazał się być nadspodziewanie brutalny w swych słowach. Właścicielem tegoż pełnego gniewu krzyku okazał się Zacharius nie potrafiący wytrzymać coraz gorszej atmosfery. Wściekły nagle odepchnął jasnowłosego w bok i w jednej chwili rzucił się na ziemistookiego.
Jego pięść nie dosięgła jednak celu.
Szatyn niedostrzegalnie odchylił się do tyłu i jednocześnie złapał chłopaka za nadgarstek. Za wykręconym stawem w nienaturalnej pozycji znalazło się całe ciało. Malarz wręcz natychmiast kopnął dziewiętnastolatka w brzuch, następnie zaś w tył kolan. Ten upadł z łoskotem na bruk, wydając z siebie bolesne stęknięcie.
— Jak ja „śmiem”? A co ty powiesz, suczy synu? Myślisz, że nie widziałem cię ani razu? – Mrówkolew powiedział doń ponuro, gdy coraz mocniej ściskał jego rękę. Arrow jęknął głośniej. W tej pozycji, twarzą do ziemi, nie miał możliwości, by wstać czy chociaż próbować się bronić. Artyście jednak najwyraźniej to nie wystarczyło, gdyż, nie czekając nawet na odpowiedź, ponownie mocno go kopnął, tym razem w nerki.
Dopiero teraz Nathaniel zdał sobie sprawę, że ziemistooki jest wściekły.
Jego pełen nienawiści wzrok, przeniósłszy się na młodego Angerbolda, sprawił, że chłopakowi przeszły po plecach ciarki niby chmara ślepych ciem. W miarę jak szatyn postępował ku niemu kolejne kroki, Nathaniel cofał się, nie odrywając odeń spojrzenia. Musiał wyglądać niczym wpędzone w zaułek zwierzę, przed którym drapieżnik szykował się właśnie do ostatniego skoku.
Nagle za jego plecami znalazła się zimna ściana budynku.
Nie miał już, gdzie się cofnąć przed zbliżającą się bestią.
Z uchylonymi lekko ustami i szeroko otwartymi ślepiami patrzył prosto w oczy Mrówkolwa. Zdawać by się mogło, że te, choć ledwo widoczne w mrokach nocy, stanowią teraz jedyny punkt w całym świecie. Niby zahipnotyzowana ofiara węża nie umiał oderwać odeń wzroku. I nim zdążył się zorientować, mężczyzna był tuż przy nim.
Jasnowłosy przycisnął się do ściany, jakby dzięki temu mógł uciec przed malarzem. Nic bardziej mylnego. Bowiem gdy ten zauważył ów ruch, uniósł jeden kącik swych wąskich ust, co nadawało mu jeszcze bardziej przerażający wyraz. Turkusowooki niemalże podskoczył, kiedy zimne palce szatyna powoli wsunęły się w jego włosy. Chłopak nie rozumiał, w jaki sposób działa magia mężczyzny, lecz nie potrafił się poruszyć. Ba! Nie umiał nawet mrugnąć!
Mrówkolew tymczasem zbliżał się doń jeszcze bardziej. Wreszcie jego usta niemalże dotykały ucha młodego Angerbolda, który stał oszołomiony emocjami bijącymi od mężczyzny, jego bliskością, ciepłem i zapachem. Nie potrafił stwierdzić, czy te odczucia sprawiają mu ból.
— Nie łudź się, że dam ci spokój, Nathanielu. Nie wypuszczę cię – szepnął artysta, wargami muskając jego skórę. Chłopak drżał.
Wreszcie Mrówkolew odsunął się i wyprostował. Zadowolenie lśniło w jego ziemistych oczach, gdy spoglądał na swojego zastraszonego byłego kochanka. Po chwili bez słowa odwrócił się i zniknął w mroku tak, jak się zeń uprzednio wyłonił.
Dopiero wtedy Nathaniel uświadomił sobie, że nie oddycha.
Gwałtownie nabrane powietrze rozciągnęło bolejące płuca i żebra. Chłopak poczuł na policzku najpierw pierwszą, po chwili drugą gorącą łzę.
Kim on się stał…?
Był przerażony.
Nadal kasłający na bruku Zacharius ostrożnie przeniósł się na kolana. Jasnowłosy wzdrygnął się na ów ruch, przypominając sobie, do czego zdolny był wobec niego Mrówkolew. Żeby z zimną krwią, nawet nie zmieniwszy swej miny, tak mocno kogoś uderzyć. Gdyby wpadł w szał… Chłopak uświadomił sobie, że wówczas prawdopodobnie malarz mógłby zabić kogoś bez mrugnięcia okiem.
Drżącą mocno ręką otarł łzy, choć jego przepona raz po raz zaciskała się boleśnie. Następnie podszedł do zielonookiego i klęknął przyń, unosząc jego twarz do góry.
— Zachariusie… - rzekł cicho na widok jego rozciętego łuku brwiowego, krwawiącego teraz tak obficie, że posoka pokrywała niemal połowę twarzy dziewiętnastolatka. Szkarłatna strużka spływała również z kącika jego ust, zaś policzek powyżej nabrzmiewał coraz bardziej.
— Hah. To nic – powiedział Arrow, chcąc uspokoić Nathaniela. Jednak jego słaby głos jedynie bardziej zmartwił młodszego chłopaka.
— Wstawaj. Chodź – rzucił wreszcie jasnowłosy, po czym pomógł podnieść się pobitemu Zachariusowi. Ten z początku nieco opierał się, obstając przy tym, że sam może wstać, lecz ostatecznie skorzystał z ramienia Nathaniela i tak obaj dowlekli się wreszcie do niewielkiego mieszkania.
Tam młody Angerbold prędko przyniósł jakieś czyste szmatki i zamoczył je w zimnej wodzie. Zielonooki tymczasem niemrawo zaczął rozpalać w piecyku ogień, gdyż obydwaj drżeli teraz w zimnie.
Kiedy płomienie zaczęły ogrzewać powietrze w pomieszczeniu, jasnowłosy szybko posadził Arrowa na łóżku i zaczął gorączkowo przemywać jego twarz. Drżące dłonie trzymały szmatkę, którą ocierał krew i pot z twarzy dziewiętnastolatka. Oczyściwszy jego skórę, naciskał lekko na ranę na czole, by zatamować wciąż płynącą posokę. W niezrozumiałym zdenerwowaniu nie zauważył, że Zacharius zaczął coś do niego mówić.
Nie zauważył także, że wciąż był przerażony.
— Do cholery, Malachitowy, uspokój się! – krzyknął w końcu Arrow, mocno chwytając chłopaka za ramiona. – Już wszystko jest w porządku, więc się uspokój!
W głosie chłopaka pobrzmiewało echo chrypy, jakby zdarł sobie gardło lub coś miało go zaniemóc. Oczywistym było jednak, że to nie choroba tak ściskała jego struny głosowe.
Nathaniel znieruchomiał. Na chwilę znowu zesztywniał, patrząc przed siebie bez wyrazu. Zielonooki posadził go obok siebie, sam zaś przejął odeń mokry materiał, który przycisnął sobie do twarzy.
— Naprawdę już jest w porządku – powtórzył dziewiętnastolatek, tym razem ciszej i spokojniej. Jasnowłosy zaczął oddychać ustami, niemalże chłepcząc powietrze. – Nathanielu?
Choć Arrow rzadko używał jego prawdziwego imienia, chłopak nie zareagował na nie. Ze wzrokiem wbitym w kolana szepnął wreszcie.
— Boję się.
— Nath…
— Boję się – rzekł jeszcze raz, przenosząc wzrok na Zachariusa.
Dziewiętnastolatek po chwili wahania położył dłoń na jego plecach i przesunął ją. Żaden z nich nie wiedział czy ów gest miał pocieszyć blondyna, czy po prostu…
Boję się…

10 komentarzy:

  1. O ja pierdolę, co się tutaj dzieje? Racu, piątek za tydzień ma być kurwa już. Ja pieprzę pierdolę, wszystko na raz. Mrówkolew to teraz też zupełnie inna postać. Oszkurwa. Jego teksty to szczyt chujstwa, a już obicie Zachariusa...
    Co tu się dzieje. Co się dzieje, ja pierdolę. Cooo się dziejjeeeeeee. Nie, przepraszam, czytałam dwa razy i nie mam pojęcia, jak skomentować... Co się tu dzieje, do kurwy nędzy. Nie sądziłam, że Mrówkolew kiedykolwiek mógłby być tak pogardliwy w stosunku do Natha. Że może go przerazić w ten sposób. Nie, no co się kurwa dzieje? Zobaczył go z Zachariusem, którego już widział. Ale pytanie, czy już mu się oddał? Nazywanie go Księciem w taki sposób? Ojapierdoooolęcosietukuuuurwadzieeeeeje.
    Rozdział jest dobry i wprawiający w stan mocnego mindfucka. Jest też świetnie skonstruowany - słowa Mrówkolwa są wymierzone idealnie, żeby zranić Nathaniela.
    Ale jak Nathaniel może się bać Mrówkolwa? Jak Mrówkolew może się tak zachowywać? Idź przerżnąć łopatę, Racu D: Chcę wiedzieć TERAZ, a nie za tydzień.
    Nie wiem, co mam napisać jeszcze bardziej. Mam nadzieję, że Zachariusowi nic kościanego nie pękło... Ale ja pieprzę, Racu, Ty suko.
    ~Brukiew, kurwa co się dzieje CCCC:

    OdpowiedzUsuń
  2. Nosz kurna! Ty to masz wyczucie kiedy skończyć... Taaaki napięty rozdział... Od początku do końca akcja. No a do tego jaka akcja! Się porobiło... Już myślałam że wszystko się ułoży i pójdzie po mojej myśli, a tu taka sytuacja. Ehh, już nie widzę nadziei dla Mrówkolwa i ubolewam nad tym niezmiernie... Od początku nie przepadałam za Zachariusem i to pozostało niezmiennie. Ze strony osobistej nie satysfakcjonuje mnie taki bieg wydarzeń, ale patrząc tak ogólnie to stworzyłaś dobry zwrot akcji. Kolejny z resztą... Nie ma co, widać, że się starasz, bo rozdział podwyższasz poziom opowiadania i co ważniejsze go utrzymujesz (Albo się starasz albo masz taki ogromny talent xD ). Jeśli chodzi o "sprawy techniczne" to nie mam nic do zarzucenia. Pozdrawiam~
    P.S. Oklep nie jest wcale taki straszny ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem, czy mamy podobną mentalność Racu, czy po prostu obie mamy tendencję do przykładnego sadyzmu, ale ja od początku wiedziałam, co może się stać przy tym spotkaniu. Nie jestem jakimś pieprzonym jasnowidzem, po prostu w tamtym pokoju, kiedy "usłyszałam" zimny głos skierowany do Nathaniela, gdy ten zobaczył obrazy, ja wiedziałam. Wiedziałam, że Mrówkolew jest zdolny do okrucieństwa. Do zimnego, wyrachowanego okrucieństwa. Nie wiem jeszcze, czy to tylko pod wpływem emocji, czy też jest to jego wrodzona, acz jak dotąd skryta cecha, jednakowoż ten "atak" na Nathaniela był zaplanowany, idealnie wręcz wymierzony i wyważony. On miał przerazić, on miał zranić, niczym szpilka przebijająca tułów motyla. Świetny rozdział, świetne zakończenie, czekam na następny piątek.

    OdpowiedzUsuń
  4. Shiiiiiiiiiit, wiedzialam ze powinnam go nienawidzić! No bo co on odwala? Jak mogl tak odezwac sie do Natha i pobić Zachariusa?:/ Się kuwa w karatekę bawi :/// Piekne było to jak Zacharius stanął w obronie Nathaniela, eh uwielbiam go! No i w ogole, ale mnie zdenerwowal Mrówkolew, kim on sie stał? W ogole nie przypomina tego opiekuńczego i kochanego męzczyzny jakim był. Nie dziwie sie, że Nath tak sie przestraszył, widzieć ukochaną osobę jako okrutnika, to musiało naprawdę bolec :( Strasznie mi szkoda Natha, czym on sobie zasłuzył na taki los :( Mam nadzieje ze Zach pomoże mu wyjść z tego wszystkiego :/
    Czekam niecierpliwie na kolejny piątek,
    Zander :3

    OdpowiedzUsuń
  5. WRÓCIŁAM! *fanfary*
    .
    .
    .
    Shit. Shit. Shit.
    Co się dzieje? Jak? Dlaczego? Racu, jak mogłaś? ;.; *zwala na biedną autorkę*
    Mrówkolew (najdroższy! T.T) jest sukinsynem. Zwyczajnym skurwysynem. To w jaki sposób potraktował Natha... Szczyt chamstwa. Rozumiem, iż mógł (o ile w ogóle) kochać go, i uczucie zazdrości, gniewu i rozpaczy mogło się w nim boleśnie skomulować... Acz to, co zrobił, sprawia, iż moje, nada dobre!, mniemanie o nim powoli przymierza się do autodestrukcji. Co on wyprawia? Za kogo on się uważa? To też jego wina - nie Natha. Nathaniel złamał jego zakaz i uciekł od niego, nawet nie próbowawszy z nim porozmawiać (błąd moim zdanim karygodny, ale cóż, poczuł się oszukany i nie chciał widzieć się z byłym kochankiem), jednakże do w żaden sposób nie upoważnia Mrówkolwa do... do... ACH!
    CO ZA SKURWYSYN!
    Zachował się jak dzieciak - że niby nie pozwoli mu uciec? Czy nie widzi, że swoim postępowaniem jedynie coraz bardziej odtrąca Nathaniela? Grr...
    Zacharius - I don't like you, but you are great. Jak on nie jest gejem, to ja jestem super wykwalifikowaną pisarką znającą się na interpunkcji i potrafiącą stworzyć realistyczne postaci (Boże, jakbym chciała ;.;). A nawet jak nie jest, to z pewnością jest człowiekem wmiarę honorowym. Jestemci wdzięczna, Racu, że zrobłaś z niego takiego opiekuna Natha, lepiej trafić nie mógł, nawet jeśli ja za nim nie przepradam.
    Mrówkolwie... ;.;
    I ten tekst z oddaniem. Chciał go upokorzyć. Został odtrącony. A-ale... Przypomina mi trochę mojego psychical man Mefistofelesa, ale Mrówkolew jest lepszy, bo jego zachowanie jest niezrozumiałe. No i, w życiu bym się nie domyśliła, że on...
    Skurwiel, kurwa. (Za tą dawkę przekleństw jak każda trzynastolaka powinnam nie mieć ust, ale co mi tam.)
    Pozdrawiam i życzę weny ;.;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Shiruś T.T Bój się pani od polskiego! Wahahaha, nakapuję na Ciebie!

      Usuń
    2. Shiemi! Po ki czorta spamujesz Racu w komentarzach?! xD
      W ogóle, napisałam do ciebie na GG ten tekst o pani od polskiego, a ty, zamiast jak inteligentna istota odpowiedzieć na GG, robisz to na Moim Lapidium.... JEZDEŚ GENIURZ. Masz to po mnie chyba xD.

      Usuń
  6. Podziwiajcie moją inteligencję, bo oto po prawie 30 minutach pisania twórczego komentarza coś kliknęłam i cała moja robota poszła w chuj -,-
    Więc w skrócie: cudny rozdział, Mrowkolew to szuja, kocham Zachariusa, masz mega talent, uwielbiam twoje opowiadania i zamierzam komentować częściej.
    Chuj z tym, że gdyby moja przyjaciółka zobaczyła ten beznadziejny komentarz, to uznałaby, że nie nadaję się na pisarkę, którą chcę być xD
    Pozdrawiam i życzę weeeeeeny :D
    ~Gwiazdka ^^
    PS Następnym razem skomentuję milej i dlużej, ale teraz jestem wkurwiona!

    OdpowiedzUsuń
  7. Po raz trzeci zabieram się za napisanie tego komentarza, ale jedyne, co udaje mi się naskrobać, to mało twórcze "o cholera". Spróbuję potroić efekt: ocholera, ocholera, ocholera. Przez takie rozdziały wpadam w chandrę. Mrówkolew zachowuje się jak zwykły cham i nawet jeśli było to przemyślane działanie, będzie musiał się nieźle starać, abym mu wybaczyła. Nie spodziewałabym się po nim takiego okrucieństwa, ale to też dowodzi, jak głęboką jest postacią. Żadnej powierzchowności, skracania, ucinania roli czy przeszłości - wszystko istnieje i wszystko się liczy.
    Dałam się opętać tym opowiadaniem. Zapętliłam się w wiecznym oczekiwaniu na piątkowe popołudnie, nie mogąc bezeń normalnie funkcjonować. Jak ty to robisz, Racu? Rzadko kiedy jakieś dzieło wciągnie mnie na tyle, bym regularnie je odwiedzała oraz doń powracała, a ty dokonujesz tego cudu już drugi raz. W pas się kłaniam i kapelusz z głowy zdejmuję.
    Od kilku godzin siedzę i nakurwiam w matmę, toteż mój komentarz może nie być do końca zrozumiały. Przyczepiam nalepkę "od lat 18" i z niecierpliwością oczekuję kolejnego chapteru.
    ~ Grell vel. Unatha vel. Blair or something else

    PS Tak, zmieniłam wygląd i nazwę mojego konta Google. So much szaleństwo .__.

    OdpowiedzUsuń
  8. Po raz kolejny zbieram się do napisania komentarza, ale wychodzi mi tylko : o kurwa". Bardzo twórcze, czyż nie?
    A teraz zacytuję Brukiew "Ojapierdoooolęcosietukuuuurwadzieeeeeje.".
    Domyślałam się, że to spotkanie może tak przebiegać. Ale nie spodziewałam się, że Mrówkolew posunie się do pobicia Zachariusa! Nosz kurka, wydawałaby się, że człowiek muchy nie skrzywdzi, a tu proszę. Zastanawiam się, czy dopiero teraz Mrówkolew zdjął maskę, czy może było to powodowane impulsem.
    Strasznie przepraszam za takie krótkie komentarze.
    Naprawdę już nie mogę doczekać się piątku.
    Pozdrawiam i życzę weny :)!

    OdpowiedzUsuń