Uwaga

sobota, 2 listopada 2013

Rozdział XXX

Nathaniel szedł wartkim krokiem, ani przez moment nie obejrzawszy się za siebie. Wiedział doskonale, że nawet gdyby malarz wyszedł i zaczął go gonić, on za nic by nie wrócił. Nie po tym, co zobaczył. Nie po tym,  k o g o  zobaczył.
Obrazy pozostałych serii wciąż przemykały przez jego głowę, kalecząc umysł młodego Angerbolda. Nawet nie wiedział, jak zareagować na ich widok. Złością? Chęcią zemsty? Płaczem? Przecież żadna możliwość nie zmieniłaby faktu, że…
Że wcale nie był dla Mrówkolwa „tym jedynym”. Bo mężczyzna już kiedyś posiadał swoje inne „muzy”.
Przełknął głośno ślinę. Czuł, jakby miał w gardle ogromną gulę, która była preludium do płaczu. Żadna łza jednak nie wyciekła. Dlaczego miałby się teraz poniżać płaczem z tak głupiego powodu? Niespełniona miłość? Złamane serce?
Przecież niecałe dwa miesiące temu stracił całą rodzinę. Jego rozpacz nie mogła wynikać  t y l k o  z tej niebezpośredniej zdrady.
Ból w klatce piersiowej stawał się nie do wytrzymania, mówiąc mu zupełnie co innego.
Blondyn nagle zapragnął znaleźć się między ludźmi. Szybko skierował się w stronę większej ulicy.
Ale hałas miasta nie zagłuszył hałasu w nim.
Musiał coś zrobić. Musiał, by już nie myśleć, by zapomnieć, by zgubić się w sobie.
Wokół niego latały setki, tysiące wspomnień, wizji, uczuć, które niczym drapieżne sępy wyszarpywały kolejne kawałki, powiększając ranę w środku niego.
Zaraz zabraknie mu serca.
Nagle poczuł, że chce się upić. Że pragnie wypić tyle alkoholu, by po prostu stracić przytomność, zapomnieć na te kilka chwil upojenia. Wiedział jednak doskonale, iż nie ma nawet, po co udawać się do karczmy W Cykoriowym Dymie. Tam nikt nie dałby mu doprowadzić się do stanu o jakim myślał.
Ale przecież w stolicy było mnóstwo miejsc, w których nikt go nie znał.
Skręciwszy w najbliższą wąską uliczkę, zaczął przemykać znanymi sobie przejściami. Wśród otulonych cieniem zaułków nie spotkał żadnego człowieka. Niewielu umiało posługiwać się tym niemalże labiryntem. On sam jako dziecko właściwie przypadkiem nauczył się korzystania z owych uliczek, gdy podczas zabawy w chowanego zwyczajnie się weń zgubił.
Uliczka Targowa jesienią nie była tak pełna tłumów i kupców, jak jeszcze dwa miesiące temu. Przy rozstawionych kramach jedynie tu i ówdzie zbierały się grupki kilkorga ludzi. Reszta pieszych jedynie szła przed siebie, niechętnie odwracając zmęczone twarze w stronę głośniejszych lub bardziej przekonujących sprzedawców.
Blondyn z twarzą skierowaną w dół i jak najmocniej naciągniętym kapturem łatwo wpasował się w ponury tłum. Dołączywszy do owego korowodu, dyskretnie rozglądał się na boki w poszukiwaniu jakiejś karczmy, knajpy, choćby i speluny, w której nie ujrzy żadnej znajomej twarzy.
Właśnie dzisiaj większość z nich musi być zamknięta, tak? O ironio.
Wreszcie jego oczom ukazał się barwny szyld. Tak, właśnie tam musiał znajdować się jakiś szynk – zapalona latarnia czekała już na rychły zachód słońca, zaś otwarte drzwi zapraszały do pełnego ludzi, głośnego miejsca, z którego unosiły się wonie trunków i jadła.
Chłopak powoli zaczął kierować się w tamtą stronę. Już za chwilę usiądzie, odpocznie, pozwoli się ponieść pijackiemu instynktowi. Po raz pierwszy w życiu miał zamiar upić się do nieprzytomności. Ta głupia, odkrywcza część niego podskoczyła w euforii, jak gdyby powód, dla jakiego podjął taką decyzję, nie liczył się już wcale.
A los właśnie stwierdził, że jednak przypomni mu, czemu pędzące dziko serce tak bardzo boli.
Młody Angerbold zatrzymał się w pół kroku, niemo wbijając wzrok w najgorszą postać, na jaką mógł się teraz napatoczyć.
Nicolas najwyraźniej targował się o cenę z jakimś kupcem. Zmarszczone brwi, wymawiające coś gniewnie usta, rozczochrane przez wiatr włosy. Mężczyzna wyglądał zupełnie inaczej niż na obrazach Mrówkolwa…
Tam wyglądał na szczęśliwego.
Czarnowłosy uniósł głowę i założył łaskoczący go po twarzy kosmyk za ucho. Zapewne gdyby nie ten drobny gest, wzrok jego stalowoszarych oczu nie skrzyżowałby się ze spojrzeniem porażonego Nathaniela. Właściciel sklepu obrócił nieco twarz i wyglądało na to, że zaraz się uśmiechnie…
W tym momencie nastolatek odwrócił się i szybkim krokiem uciekł.
Przepełnione niechcianymi łzami oczy o barwie turkusu szkliły się, niewidoczne dla nikogo. Ciemny materiał grubego płaszcza, z którego takoż uszyty był kaptur, doskonale zakrywał wszystko przed światem zewnętrznym. Ciężkie krople mogły bezpiecznie toczyć się w dół, coraz niżej, żłobiąc w jego policzkach niemalże wrzące dziury.
Wpadł na kilkoro ludzi, jednak nie zatrzymywał się. Choć nie słyszał niczyjego wołania, wolał jak najprędzej się oddalić. Właściwie dlaczego Nicolas miałby za nim iść? Niby po co? Przecież nie ma w tym żadnego celu – to z Mrówkolwem łączyły go głębsze relacje.
Każda kolejna myśl wbijała się mocniej, raniąc jedynie w coraz bardziej dotkliwy sposób.
Niewiele myślał, gdy skręcił w najbliższą uliczkę, potem w następną i kolejną. Nie oddalił się za bardzo od Uliczki Targowej – nadal słychać było odgłosy tłumu i nawoływania kupców. Intuicja jednak dobrze mu podpowiedziała, gdzie pójść. Ujrzawszy znajomy szyld w pewien sposób się ucieszył. Miał nadzieję, że nareszcie dotarł w miejsce, w którym bardzo łatwo i bardzo szybko dane mu będzie się upić.
Karczma Pod Wilczą Paszczą była tak samo obskurna, co wtedy, gdy Nathaniel znalazł się tu ostatnim razem. Lecz najwyraźniej ze względu na bliskość zachodu słońca w środku znajdowało się więcej mężczyzn, wśród których nie brakowało chłopców w jego wieku lub nawet młodszych.
Zacharius miał rację. Ta speluna rzeczywiście została stworzona do spełniania osobliwych zachcianek mężczyzn. Turkusowooki już po przekroczeniu progu ujrzał kilka „par” sklejonych w obleśnych pocałunkach. Najwidoczniej nikogo to nie krępowało – żaden z obecnych tu ludzi nie patrzył ze zdziwieniem, zgorszeniem czy, co gorsza, podnieceniem na całujących się. Jakby doskonale wiedzieli, że wkrótce i tak miała nadejść ich kolej.
Blondyn postąpił kilka kroków do przodu, niknąc w oparach piwa i wina. Dopiero doszedłszy do lady, ściągnął kaptur i usiadł przy kontuarze w oczekiwaniu na gospodarza.
Tak jak się tego spodziewał, ciemnowłosy Jasper szybko postanowił zająć się nowym klientem. Podszedł doń z wypracowanym uśmiechem i niespecjalnie zwracając uwagę na to, kogo obsługuje, rzekł:
— Witam, co panu podać?
Jego jasny głos nagle boleśnie skojarzył mu się z dniem pożaru. Wizja czerwonych płomieni i czarnego cmentarzyska popiołów przybrała w jego umyśle bardzo żywą formę. W jednej chwili zaniemówił; choć chciał, nie umiał wydusić z siebie ani słowa. Jedynie patrzył milcząco na swoje ręce, starając się nie zatracić po raz kolejny.
Niespodziewany ratunek nadszedł jednak z tej samej strony, która przypadkiem wpędziła go w ów stan chwilowej apatii.
— Kolego, czy my się przypadkiem nie znamy? – padło zupełnie innym tonem głosu. Chłodna dłoń ciemnowłosego mężczyzny delikatnie uniosła jego brodę do góry, co sprowadziło go nagle z powrotem. – Tak, pamiętam cię! Ty jesteś tym uroczym chłopakiem z turkusowymi oczami. Ostatnio siłą wyprowadził cię stąd twój znajomy, taki wysoki knypek. Ha! Wiedziałem, że skądś znam tę twarzyczkę. Czekaj… Miałeś na imię… Na „n”… Nathaniel?
Szeroki uśmiech Jaspera nie był już tym typowym uśmiechem sprzedawcy. Teraz znać było weń jakąś radość i szarmanckość, którymi Nathaniel postanowił się posłużyć.
Gdy się upije, to już i tak nie będzie miało różnicy.
Nie odtrącając jego ręki, z delikatnym uśmiechem podjął rozmowę.
— Miło, że mnie pamiętasz. Tym razem żaden mój „znajomy” nie będzie mnie stąd wyciągał.
— Mm, to bardzo dobrze… – Mężczyzna zmrużył lekko błyszczące jasno oczy. – Jak ci się powodzi, Nathanielu?
— Cóż, jestem tu, więc przetrwałem – odparł chłopak wymijająco. – A jak idzie tobie?
— Tutaj jest nieco gorzej. Przez ten przeklęty pożar karczma straciła kilku dobrych klientów. Sami bogowie wiedzą, czy zginęli gdzieś, czy po prostu teraz nie mają, jak wymknąć się żonom. Ale jakoś to idzie, więc da się przeżyć. Ważne, że nadal jest, komu tu przychodzić. A tak w ogóle, to nie napiłbyś się czegoś? – spytał Jasper, prostując się.
Nie mam nic do stracenia.
— Oj, z chęcią. Ale będzie z tym pewien problem – powiedział „niepewnie” blondyn. Tak jak podejrzewał, ciemnowłosy łatwo dał się złapać.
— Czyżbyś nie miał, czym zapłacić? – spytał ten.
— Mógłbym zrobić naprawdę wiele w zamian – mruknął cicho głosem spiskowca. Zdziwienie, ale i swoiste zadowolenie pojawiło się na twarzy sprzedawcy.
— Już ci nalewam – dało się słyszeć niemal natychmiast.
Ach, ostatecznie to i tak obrzydliwe.

Parę godzin później Nathaniel nie bardzo wiedział, co się dzieje. Ważne były jedynie kolejne kufle i stałe pragnienie wypicia więcej i więcej. Od czasu do czasu bełkotał coś, zdawało mu się prośby o kolejny napój. Zapewne już dawno straciłby przytomność albo zwymiotował, gdyby nie czuwający nadeń Jasper, który we właściwych odstępach czasu nalewał gorzkie piwo po raz kolejny lub podkładał mu pod ręce drobne zakąski.
Hałas w pomieszczeniu właściwie łatwo było pomylić z szumem w głowie. Przepływająca strumieniami żył krew huczała niczym wodospad, który jeszcze nie wyrządza szkody. Przez to chłopak niespecjalnie zdawał sobie sprawę, iż po zmroku w karczmie Pod Wilczą Paszczą zaroiło się od ludzi. Owszem, paru mężczyzn od czasu do czasu przysiadało się do jego boku, by zagaić, lecz prędko odpędzał ich ciemnowłosy, którego w pracy za ladą wspomagał teraz jeszcze jeden sprzedawca.
Przyjemne ciepło rozgrzewało turkusowookiego od środka, sprawiając, że na bladych policzkach znajdowały się ślady mocnego rumieńca. Skutki alkoholowego upojenia były o wiele lepsze, niż mógłby sobie wymarzyć: nie tylko nie miał problemu z zapomnieniem o pewnych sprawach, tak naprawdę spokojnie zapominał teraz o całym świecie. Istniała tylko karczma, kufel i Jasper, który służył mu najlepiej ze wszystkiego, co żyje. Jakże mógł go teraz nie kochać? Tak cudna osoba, stojąca nadeń cały ten czas, gdy on staczał się radośnie na dno. Niech się stoczy razem z nim! W upadaniu nie ma się konkurentów, są tylko kompani!
Od czasu do czasu łapała go nieprzyjemna czkawka, którą dusił łakomymi łykami. Cieknące po brodzie strużki trunku łaskotały chłopaka zabawnie. Nie zwracał nań najmniejszej uwagi, ucieszony, wpatrując się błyszczącymi oczyma przed siebie.
—Widzę, że dobrze się bawisz, ale chyba przydałoby ci się trochę świeżego powietrza – rzucił w pewnej chwili ciemnowłosy, który od dłuższego czasu oparty o ladę przyglądał mu się z szerokim uśmiechem.
— Wyganjasz mnie? – wybełkotał ledwie żywy teraz chłopak.
— Nie, przecież mogę wyjść z tobą, Nathanielu – zaśmiał się na to Jasper.
— Aaa! No to komu wdrog, temu szas!
Po tych jakże mądrych i głębokich w jego przekonaniu słowach, młody Angerbold dość szybko i, jak się w chwilę później okazało, stanowczo zbyt pochopnie obrócił się na siedzisku, po czym zmusił nogi do wstania. Chyba nie na miejscu byłoby stwierdzenie, że owe nogi nie do końca go posłuchały. Gdyby nie przewidujący jego kroki ciemnowłosy, Nathaniel bez wątpienia padłby na twarz. Silne ramiona mężczyzny podtrzymywały go bardzo dobrze, gdy powoli jego oczy przestawały wirować, a podłoga stabilizowała się.
— Uważaj nieco, mały, bo sobie zrobisz krzywdę – mruknął mu do ucha Jasper, podnosząc do góry. Bez reagowania na jego bełkot o na pewno sprawnej teraz umiejętności utrzymania równowagi, przełożył rękę blondyna za swój kark i powoli zaczął wychodzić zeń z karczmy.
Rześkie powietrze wieczora prędko dotknęło zgrzanego Nathaniela. Wiatr swymi zimnymi łapskami przejeżdżał co chwilę po jego ciele, na co jasnowłosy irytował się bardzo. Za kilkoma mozolnie przebrniętymi zakrętami umysł chłopaka zaczął wyłapywać nieco więcej niż brak stałego dostępu do kolejnych porcji alkoholu. Ciężar podrażnionego żołądka stał się nieprzyjemny, zaś ucisk w pęcherzu mocno doskwierał.
Wreszcie obaj stanęli w jakimś zaułku przy jednym z wyższych domów. Ciemna ściana, o którą blondyn się oparł, nie należała do specjalnie czystych, lecz ten nie zwracał na to większej uwagi. Szum w głowie przestawał być niesamowicie przyjemny, a problemy z ustaniem o własnych siłach nie zmniejszyły się ani trochę.
— I jak, lepiej się czujesz? – spytał nagle Jasper podtrzymujący dla pewności jego ramię.
— Taa… Ale wypibym coś jeszsze – wymruczał chłopak, uśmiechając się do mężczyzny. Ciemnowłosy zaśmiał się głośno na te słowa.
— Zanim wrócimy, możemy zrobić coś przyjemniejszego – odrzekł, po czym zbliżył się do młodego Angerbolda i delikatnie ugryzł go w ucho. – Jesteś cholernie uroczy…
— Jessem pijany. – Blondyn spróbował się odchylić, lecz to nic nie dało. Cóż, w głębi siebie podejrzewał, że sprawy przybiorą taki obrót, jednak wbrew swoim założeniom coś blokowało go przed „zwyczajnym” pijackim oddaniem się.
— No i co z tego? Zobaczysz, będziesz chciał więcej – usłyszał, nim został przyszpilony do ściany.
Pocałunek, jaki narzucił mu Jasper, był głęboki i łapczywy. Ruchy mężczyzny wskazywały na to, że dobrze wiedział, co robić. Zapewne nie raz bywał w podobnych sytuacjach. Jego ciepłe ręce spokojnie i bez oporów wędrowały po ciele turkusowookiego, co rusz zatrzymując się na wrażliwszych miejscach.
W pewnym momencie bezceremonialnie włożył dłoń pod koszulę chłopaka. Jego szorstka skóra drażniła Nathaniela, który nawet mimo silnego otumanienia piwem starał się niezgrabnie wyplątać. Wzdragał się co chwilę, drżał i chciał powiedzieć głośno „nie”.
Dlaczego tak bardzo mi to przeszkadza?
Pokręcił głową, chcąc przerwać pocałunek. Na nic się to jednak nie zdało. Tymczasem dłoń ciemnowłosego błądziła teraz wzdłuż jego pleców i z każdą chwilą schodziła coraz niżej. Jasper trzymał go bardzo blisko siebie, na tyle ciasno, by chłopak czuł jego męskość. Obrzydzenie i niechęć narastały z każdą chwilą.
Nagle mężczyzna obrócił go tyłem do siebie. Przez ów gwałtowny ruch Nathaniel poczuł, jak w jego głowie przewala się coś ciężkiego, na jakiś czas uniemożliwiając mu świadome myślenie – o ile w ogóle mógł teraz myśleć świadomie.
— Niee – blondyn zaczął oponować, gdy wieczorny chłód zaczął muskać odsłonięte fragmenty pleców.
— Cii, słodziutki – rzekł ciemnowłosy, wepchnąwszy mu w usta dwa palce. Smak słonej skóry i alkoholu podrażnił język młodego Angerbolda, który po chwili poczuł, że mężczyzna tym razem dobiera się do jego spodni. Niestety, jedynymi oznakami oporu, na jakie w tej chwili mógł sobie pozwolić, były warknięcia i jęki. Jasper najwyraźniej inaczej odbierał ich treść, bowiem jego druga dłoń zawędrowała znacznie niżej, aż do krocza chłopaka. Ten sapnął w zaskoczeniu, jednocześnie zaczynając się mocniej wyrywać.
Ślina zaczęła ściekać mu po brodzie. Do oczu napłynęły łzy. Na co on właściwie pozwalał? Przecież Nathaniel nigdy nie zgodziłby się na zrobienie czegoś takiego. Dlaczego, na wszystkich bogów, zdecydował się na taką głupotę?
Mrówkolwie…
Ta płaczliwa myśl nie była ani oskarżeniem, ani wezwaniem o pomoc. Ogromny smutek, który mieszał się teraz z obrzydzeniem, zaczął rozrywać go na nowo, jakby zdzierał zasklepione na chwilę strupy. Nie potrafił stwierdzić, czy kolejne dreszcze na pewno nachodziły go z zimna.
Mrówkolwie… Dlaczego…?
Wciąż pastwiący się nadeń mężczyzna delikatnie starł płynące po jego policzkach łzy. Zdawał się wcale nie zauważać faktu, iż jego „partner” w ogóle nie czuł tego samego podniecenia, co jakiś czas temu. Zbytnio skupił się na swojej przyjemności, by spróbować dostrzec cokolwiek.
Niespodziewanie Jasper wyjął palce z ust chłopaka, niemal natychmiast łącząc ich usta w kolejnym pocałunku. Nathaniel nie umiał jednak wybrać, co było gorsze. Nie miał na to czasu, gdyż moment później dłoń ciemnowłosego wsunęła się pod jego spodnie.
— Taki ciasny – zaśmiał się mężczyzna, jedynie na moment oderwawszy się odeń wargami.
Turkusowooki zachwiał się i stęknął z bólem. Nie chciał tego, tak bardzo tego nie chciał. Dlaczego musiał to zauważyć dopiero teraz, gdy upojenie alkoholem zaczęło mijać? Czuł się tak źle, tak obleśnie, wstrętnie, tak bardzo upokorzony i poniżony przez własną głupotę.
Przestań, błagam, przestań, skończ już, skończ to jak najszybciej…
Niespodziewanie wszystko się skończyło.
Choć nie, „skończyło” to złe określenie.
— Nathanielu…? – Czyjś głos wbił się nagle w tę torturę, przerywając jej milcząco bolesne brzmienie. – Nathaniel!
Jakaś postać szybko zbliżyła się do nich. Jasper z ciężkim stęknięciem na moment odpuścił chłopakowi, by z hardym uśmiechem rzec coś do przybysza.
Nie zdążył.
Odgłos uderzenia był wyjątkowo głośny, choć nie głośniejszy niż dźwięk padającego na bruk ciała ciemnowłosego. Ten jęknął z bólu i wypluł coś, zapewne krew.
— Ty mały… - zaczął, lecz i tym razem nie dane mu było skończyć. Obca postać po raz kolejny zamachnęła się i – tym razem nogą – zadała silny cios skazanemu na porażkę mężczyźnie.
Nathaniel jednak nawet nie próbował obserwować całego przebiegu tego zdarzenia. Gdy tylko Jasper upadł po raz pierwszy, blondyn zrozumiał, jak wielką podporą był dlań ów człowiek. Natychmiast upadł na miękkich kolanach, czując potworne zawroty głowy. Nie trzeba było długo czekać, by torsje wstrząsnęły jego ciałem, które nawet nie próbowało się opierać przed wyrzuceniem z siebie całej zawartości żołądka.
Kilka chwil później doszło do niego, że osoba przybyła mu na ratunek musiała go znać. Lecz poza jednym człowiekiem nie potrafił znaleźć nikogo innego, ten zaś… Od niego nie chciał przyjmować już nigdy żadnej pomocy.
Uniósł głowę i zamglonym wzrokiem spróbował przejrzeć ciemności w uliczce. Bity – czy też kopany – wciąż Jasper co chwilę stękał z bólu, ale nie wyglądało na to, by jego napastnik miał zamiar szybko skończyć. Nathaniel nadal nie wiedział, kim tamten był, lecz chyba nie mógł klęczeć tak nad własnymi wymiocinami, gdy obok niego toczyła się bójka.
— Pszessań – wybełkotał głośno, chwiejąc się nawet w tej pozycji. O dziwo, to jedno słowo zadziałało dość szybko. W chwilę później, gdy tylko dostrzegł swoją szansę ucieczki, ciemnowłosy podniósł się najpierw na kolana, potem zaś wstał, opierając się o ścianę pobliskiego domu.
— Na gówno przyszedłeś, skoro masz partnera, zasrańcu?! – wrzasnął mężczyzna, te słowa kierując do Nathaniela. Nagłe przemianowanie ze „słodkiego chłopca” w „zasrańca” niespecjalnie mu przeszkadzało. Jednak nim jakkolwiek zdążył zebrać się w sobie, by odpowiedzieć, uprzedził go nagły wybawca.
— Wynoś się stąd, ty kurwi synu!
Mężczyzna nie zwlekał długo i prędko wyminął ich w zaułku. Tymczasem ów drugi osobnik podszedł do Nathaniela i podniósł go na nogi, podtrzymując mocno.
Dopiero wtedy blondyn uświadomił sobie, kogo ma przed oczyma. Jego serce jednak nie ucieszyło się ani trochę, zupełnie jakby spodziewało się absolutnego cudu w tej sytuacji.
— Zssaw mnie! – jęknął chłopak, gniewnie marszcząc brwi. – Nje prosiem cie o pomoc!
— Myślisz, że to mnie jakkolwiek obchodzi? Odmóżdżony idiota! Tym razem poszedłeś tam specjalnie, głupcze! Co ci odbiło? – warknął nań Zacharius. Trzymał go mocno przy sobie i nie zamierzał puścić, mimo że młody Angerbold starał się z całych swych wątłych sił z powrotem opaść na bruk.
— Nie dotykhaj mnie – mruknął już mniej przekonująco. – Po prossu mnie zossaf…
Z jakiegoś powodu z jego oczu niekontrolowanie zaczęły wypływać łzy. Ich znaczna większość ciekła wzdłuż policzków, inne obok nosa, skapując na ubranie lub bruk.
Mrówkolwie…
— Malachitowy… - W głosie Zachariusa pobrzmiewało zaskoczenie. – Chodź ze mną, przenocuję cię dzisiaj.
Mrówkolwie…
Nathaniel żachnął się, ocierając twarz rękawem. To jednak nie pomogło, a jedynie sprawiło, że blondyn rozkleił się jeszcze bardziej. Jedynie przez to pozwolił się objąć zielonookiemu, który bardzo wyraźnie nie wiedział, co zrobić ani jak zareagować.
Dlaczego to nie ty, Mrówkolwie?

6 komentarzy:

  1. Po pierwsze: KURWA, NATHANIEL, ROZUMIEM, ŻE CHCESZ SIĘ UPIĆ, ALE DLACZEGO W MIEJSCU, W KTÓRYM SZANSA NA BYCIE ZGWAŁCONYM WYNOSI 1000%? Po drugie, dzięki, Zachariusie.
    Nathaniel jest taką pałą, kurwa mać. Zaczęłam się ciągnąć za moje włoski, kiedy wsunął mu łapę w spodnie, a to może spowodować powrót do łysości. Naprawdę, mógł upić się gdziekolwiek, tylko nie tam. I ja rozumiem, że dodatkowe jebnięcie, bo Nicolas i nie chodzi o to, że nie czuję jego nastroju. ALE NIECH ON MYŚLI. Jasper chętny do ruchania chujec.
    Tak się cieszę, że znalazł go Zacharius. Znowu go przed nim uratował, akcja się powtarza, ale tym razem było tak blisko, ja pierdolę.
    Pierwsza część to smutek. Leverium, jak widać, bywa czasami zbyt małe i spotyka się właśnie te osoby, których najbardziej chce się uniknąć. Bardzo mi się podobało moje wyobrażenie tej sceny.
    Przepraszam, że nie piszę więcej odnośnie stylu, ewentualnych błędów i rzeczy, na które zazwyczaj zwracam uwagę, ale jestem ujebana, prawie jak tarty burak w occie.
    ~Brukiew, która bardzo, bardzo nie chciała, żeby Natha zgwałcono pod ścianą.

    OdpowiedzUsuń
  2. Fuuu, Jasper, ty zboku D:
    Popieram Brukiew, całkowicie popieram. Co ten Nathaniel taki nieogarnięty? Dobrze, że chociaż Zacharius nad nim czuwa! Choć, przyznam szczerze, nie lubię gościa. Nie wiem czemu, ale od początku mnie irytował.
    Co do samej akcji, to ciężko mi powiedzieć coś więcej poza "omg, czo". Znaczy, wszystko niby logiczne i składne, a pijany Nathaniel faktycznie musiałby być uroczy, lecz i tak nie rozumiem zachowania Jaspera. Po prostu o takim paringu ciężko mi się nawet myśli.
    Co do błędów. "-Czyżbyś nie miał, czym zapłacić? – spytał ten." Brak spacji po myślniku oraz niepotrzebny przecinek. Więcej uchyleń nie odnalazłam.
    Aż nie wiem, co myśleć. Pewnie teraz Mrówkolew nie pojawi się w kilku kolejnych rozdziałach, z czego niezwykle mocno ubolewam. Za to będziemy mieli sporo Zachariusa. A jak on będzie próbował potem wykorzystać seksualnie Nathaniela, to kij mu w oko.
    Tak bardzo nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. Jak pomyślę, że dopiero w kolejny piątek albo sobotę będę mogła się nim nacieszyć, to aż mi smutno. Pisz, pisz~.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wybacz mi bardzo za nienapisanie komentarza pod poprzednim postem.
    Pozytywnie mnie zaskoczyłaś tamtym rozdziałem. Myślałam, że teraz będą kwiatki, tęcza i tak dalej. A tu taki szok. Że jak? Mrówkolew? No, ale dobrze, pomińmy moje głupie rozmyślenia.
    I w tym miejscu popieram Brukiew. Skoro już miał się upić to po co leciał do miejsca, gdzie wiedział, że coś na pewno mu się stanie? Choć po części go rozumiem.Jasperku, Jasperku, ty zboczeńcu. Choć nie przepadam za Zachariusem, ciesze się, że ten się pojawił. Inaczej prawdopodobnie Nathaniel zostałby zgwałcony pod ścianą.
    Bardzo, ale to bardzo dobry kawał roboty. Naprawdę, jest mało blogów, który przykuły moją uwagę :). Trochę mi smutno, że rozdział będzie w piątek/sobotę, no ale cóż...
    Życzę weny i pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zacharius team! Lubiłam go od początku, więc teraz jestem całkowicie przekonana, że jest super! Eh głupi ten Nath jednak jest :/ Wszyscy popieramy Brukiew! I ten tekst "Mógłbym zrobić naprawdę wiele w zamian" - Nathaniel tak bardzo szmata! No chyba nie myślał o umyciu my kuwa samochodu :/ No ale jak tu sie na niego gniewać, skoro wiadomo czemu odwala takie głupoty :( Nigdy już nie pokocham Mrówkolwa, bo bede się bała ze znowu złamie mi serce :(
    Życzę duzo weny i pozdrawiam,
    Zander :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Odżyłam :3. I mam czas na komentowanie :3. (I tak zaraz na nowo umieram, bo mam kolejny szlaban na komputer. Tym razem tata stwierdził, że odbierze mi środki do życia, gdyż mu się nie podoba to, jak gram w szachy. A niech umiera.)
    Wszyscy kochają Brukiew xD. Też podpisuję się pod jej słowami, a co mi tam. Dlaczego nasza nastolatka z penisem (trzeba przyznać, iż tak się zachowuje) idzie się spić akurat do miejsca, w którym czuć największe niebezpieczeństwo? ;.;. No chyba, że chciał zostać zgwałconym, jako taką zemstę na samym sobie za naiwność, ale w to szczerze powątpiewam. A Jasperowi nie mam tego za bardzo za złe, bo bardziej Nathaniel był tu winny, chociaż zdenerwowało mnie jego uparcie w momencie, w którym Nathaniel płakał, a on nawet nie zareagował, nosz kurcze >.<.
    Zacharius! A giń w płomieniach! Niestety, ten bohater jest coraz sympatyczniejszy. Chyba będę zmuszona go polubić T.T.
    Co do ostatniego rozdziału - jestem załamana. Mój Bóg rodem wyjęty z Vassalorda okazał się draniem... A przynajmniej po jakieś części kłamcą ;.;. Mrówkolwie, why? ;.; Czemu za nim nie pobiegłeś? Rozumiem, iż złamał twój zakaz i porozwalał ci obrazy, ale... ale... Chyba, gdyby kochał, to by pobiegł. Tak myślę. Ja bym pobiegła ;.; (ale ja jestem głupia, więc nie dziwne, że bym to zrobiła).
    Bum cyk cyk. Napisałam komentarz i tak go sobie teraz czytam... Nieskładny strasznie ;.;. Przepraszam. Jak już mówiłam, mam złamane serce, wena wypieła w moją stronę pośladki, a na tatę mam focha i znowu coraz bardziej nie cierpię szachów. Kto wymyślił ten sport? Dodam, że musze w niego grać. Kurr. Za dużo go ;.;. Ale nic.
    Przepraszam, że ostatnio tak rzadko komentuję i moje komentarze są i nieskładne, i dosyć... ubogie ;.;. Nie nadążam. I jestem zła. Powtarzam się, co? xD
    Ponieważ mój "kochany" szlaban pewnie będzie jeszcze trwał, pewno opuszczę się w czytaniu rozdziałów i komentowaniu. Proszę o wybaczenie.
    Pozdrawiam i życzę weny! ^^
    P.S. Jeżeli zaglądałaś na moją stronę, z pewnością dostrzegłaś, iż pod Ofiarą Czerwieni mam po prostu tysiące, setki milionów komentarzy ze spamem. Ych. Świat mnie nienawidzi. Dlatego w razie czego proszę o komentowanie Ofiary Czerwieni czy przekazywanie mi informacji pod tym artykułem w komentarzach (w dokumencie tymże jest tez zawarty kontakt do mnie):

    OdpowiedzUsuń
  6. 32 years old Paralegal Magdalene Fishpoole, hailing from Westmount enjoys watching movies like "World of Apu, The (Apur Sansar)" and Hooping. Took a trip to Church Village of Gammelstad and drives a Bentley Speed Six Tourer. zobacz na tej stronie internetowej

    OdpowiedzUsuń