Uwaga

piątek, 26 lipca 2013

Rozdział XVIII

Kolejny ranek przywitał ludzi rześkim powiewem północnego wiatru o wilgotnym smaku deszczu. Jednocześnie niebo nie poskąpiło swych obłocznych, przypominających słodką śmietanę chmur. Oczywistym zdawało się, że ulewa rozpocznie się jeszcze tego dnia, lecz nikt ani nic nie mogło wiedzieć, kiedy natura zezwoli powietrznym duchom się wypłakać.
Nathaniel tego dnia nie rozpoczął od zwyczajowego wybrania się do malarza. Cóż, normalnie z radością przyszedłby do jego mieszkania jak najwcześniej, by spędzić zeń tyle czasu, na ile pozwoliłby los. Okoliczności jednak były dziś nieco inne, a to za sprawą matki chłopaka, która uznała, że jego jasne włosy, przekroczywszy ledwo linię ramion, należało ściąć jak najszybciej. Z tego właśnie powodu musiał przeczekać w domu, aż wszyscy członkowie i tak nielicznej rodziny Angerboldów posilą się śniadaniem, gdyż dopiero wtedy Caroline zgodziła się wziąć w dłoń nożyczki.
Blondyn westchnął. Nie wiedzieć czemu, nigdy nie lubił choćby podcinania włosów. Nienaturalne uczucie braku tych dłuższych pasm kojarzyło mu się z nagłą utratą czegoś ważnego. Niestety, jego matka należała do osób nieugiętych, więc nawet propozycja spinania włosów rzemieniem spotkała się z absolutnym brakiem zgody. Chłopak nie miał zatem innego wyboru, jak poddać się woli wyższej władzy w domu. Jego brata zresztą czekało to samo, bowiem – choć Michael miał obecnie znacznie odeń krótsze włosy – kobieta uznała, że przy okazji i jemu może skrócić fryzurę.
Aktualnie jedynie mała Annabelle kończyła jeść słodzoną owsiankę (innej nie chciała nigdy tknąć), zaś najbliższa przyszłość „wybrańców” zdawała się być coraz wyraźniejsza. Nijak nie cieszyło to Nathaniela. Owszem, jego matka potrafiła ściąć włosy na tyle schludnie, by człowiek nie wstydził się wyjść z domu, jednak co, jeśli tym razem omsknie jej się dłoń? W najlepszym wypadku chłopak zostałby obcięty znacznie krócej – o gorszych możliwościach wolał nie myśleć.
— Dobrze, chłopcy. Chodźcie już tutaj – rzekła kobieta z entuzjazmem, trzymając w ręce ówcześnie przygotowane nożyczki, gdy jej córka zjadła w końcu śniadanie i radośnie pobiegła na zewnątrz, by się bawić. Caroline zaś stała przy taborecie, na którym los braci miał się zaraz dopełnić. – Który pierwszy?
Zerowa ilość ochotników nie zraziła jednak kobiety. Prędko wskazała na młodszego Michaela. Ten westchnął ciężko i skierował ku niej mozolne kroki. W chwilę później na wilgotnych już włosach zacisnęły się ostrza, odcinając pierwsze dłuższe kosmyki.
Nathaniel z bólem w sercu przyglądał się, jak mina jego brata staje się coraz mniej zadowolona (o ile tak to można było nazwać), gdy z czasem na podłodze u jego stóp pojawiało się coraz więcej ściętych włosów. Sam zaś starał się nie myśleć o tym, że zaraz sam zasiądzie na jego miejscu. Co będzie, jeśli  c o k o l w i e k  pójdzie nie tak? Jak on się pokaże Mrówkolwu? Hańba, czysta hańba na duszy i honorze.
Jakiś czas później Michael niemalże mający łzy w oczach zszedł z krzesełka i niepewnie dotknął swojej głowy. Krótka fryzura nie prezentowała się źle, mimo to chłopiec na pewno się zeń nie cieszył. Jedynie jego matka uśmiechnęła się z zadowoleniem i wygoniła z pomieszczenia, co zresztą prędko uczynił. Wątpliwym jednak było, by w ciągu najbliższej godziny zdecydował się wyjść na zewnątrz i pobawić się z czekającą już Annabelle.
I w ten oto marny sposób los włosów pewnego młodzieńca zakończy się na drewnianym taborecie, pomyślał Nathaniel ponuro, gdy Caroline skierowała znaczący wzrok na niego.
Mimo wszelkich swych wątpliwości i wewnętrznych sprzeciwów, chłopak wstał i przeniósł się na wyznaczone miejsce. Moment później jego kobiecy kat chwycił grzebień i wkładając co chwilę swój przyrząd do wody, zaczął namaczać włosy. Blondyn prędko miał mokrą głowę, co pozwalało rozpocząć występ ostremu narzędziu.
Metaliczny dźwięk łączących się nożyc oznajmił, iż pierwszy kosmyk właśnie przestał należeć do chłopaka. Z całych sił starał się ignorować kolejne tryumfalne szczęknięcia, by pozostać w bezruchu. Gdyby poruszył się choć trochę w złym momencie, mógłby już pożegnać się ze światem na zewnątrz.
— Nathanielu, oddychaj czasem. Zlitowałam się nad tobą i nie zetnę tej twojej czupryny tak krótko, jakbym chciała – rzuciła w pewnym momencie Caroline, śmiejąc się cicho pod nosem. Jej syn tymczasem rzeczywiście wypuścił długo trzymane powietrze z płuc, zdecydowawszy, iż zaufa choć trochę ręce matki i rozluźni przynajmniej klatkę piersiową. Właściwie nawet wątpił, by zdołał spokojnie wytrzymać na jednym oddechu cały okrutny proces skracania włosów.
Minuty mijały powoli. Bardzo powoli. Każda trwała jakby swoją krótką wieczność, sprawiając, że blondynowi coraz trudniej było wytrzymać. Jego spadające na podłogę jasne kosmyki leżały smutno, oddzielone od reszty włosów. Chłopakowi zdawało się, iż czuje więź z każdym z nich i teraz to przymusowe rozdzielenie sprawiało mu ból niemal fizyczny.
Wreszcie tortura dobiegła końca, zaś jej efekt najwyraźniej zadowolił sprawcę. Caroline bowiem stała za nim z uśmiechem pełnym dumy i samozadowolenia. Jej syn tymczasem wzdrygnął się nieco, gdy matka przeczesała ścięte włosy palcami.
— No, idź teraz wytrzeć głowę ręcznikiem i jesteś wolny. Nie skróciłam za bardzo, więc wkrótce znowu trzeba będzie się tobą zająć, ale to już twoja sprawa. Za miesiąc albo dwa pewnie znów będą długie – powiedziała, odsunąwszy się od wyczerpanego psychicznie chłopaka.
Jasnowłosy wstał i udał się ku swojemu pokojowi. Gdy pokonał schody, jego drżąca ręka zbliżyła się ku nowej fryzurze. Niepewnie dotknął wilgotnych kosmyków, modląc się do bogów, by okazali się łaskawi i miłosierni w swym pleceniu ludzkich losów.
Chłód pod palcami. I zaskoczenie.
Chłopak odetchnął z ulgą, kiedy okazało się, że jego matka rzeczywiście poskąpiła ruchów swych nożyc. Może i krótkie, lecz sięgając trochę poniżej uszu, jego włosy prezentowały się na pewno lepiej niż krótka fryzura brata.
Uśmiechnął się do siebie lekko i tym razem pewniej zbadał dotykiem resztę. 
Rzeczywiście nie jest źle.

Jasne włosy Nathaniela prędko wyschły. Już po niecałej godzinie mógł wyjść bez wstydu na ulice Leverium, by wreszcie udać się do Mrówkolwa. Mimo całej swojej niepewności, chłopak był bardzo ciekaw reakcji malarza. Proste, nadal sprawiające wrażenie nieco postrzępionych kosmyki nie prezentowały się tak tragicznie, jak myślał. Może zatem i mężczyźnie się spodobają?
Z uśmiechem szedł przed siebie, kierując kroki znajomą doskonale drogą. Miał jedynie nadzieję, że artysta nie postanowił nigdzie wyjść. Zazwyczaj bywał w mieszkaniu przez większość czasu, lecz nawet on czasem udawał się chociażby do jakiegoś sklepu.
Natychmiast na myśl chłopcu przyszedł Nicolas o szarym spojrzeniu, który nie kojarzył mu się zbyt dobrze. Można by nawet zaryzykować stwierdzenie, że Nathaniel był zazdrosny o bruneta. W końcu niewiele osób ma dobry kontakt z Mrówkolwem, zaś ten szczególny osobnik zdawał się wręcz doskonale dogadywać z szatynem.
Ciekawe, czy coś ich kiedyś łączyło... Och, Nathanielu, jesteś co najmniej głupi. Być zazdrosnym o coś takiego. Przecież spytanie Mrówkolwa nie boli.
Cóż, i tu pojawiał się kolejny problem. Kwestia zażyłości między właścicielem sklepu dla artystów a malarzem interesowała blondyna już od jakiegoś czasu, mimo to nigdy nie zdobył się na zapytanie mężczyzny o cokolwiek. Dlaczego? Przecież okazji było wiele.
Nie, wolał teraz się nad tym nie zastanawiać. Nie, kiedy ledwo zdołał uporać się z inną, niezwykle trudną dla niego rzeczą. Po raz kolejny mimowolny uśmiech rozjaśnił jego twarz.
Od wczorajszego wieczoru wszystko wydawało mu się łatwiejsze. Odkąd uświadomił sobie, że, choć po raz pierwszy, to naprawdę kogoś kocha, ciągłe myślenie o Mrówkolwie nie należało już do czegoś niewłaściwego. W jego sytuacji było to wręcz oczywiste. Wreszcie zrozumiał, dlaczego twarz malarza zdawała mu się najpiękniejsza, jego ciało najbardziej pociągające, zaś głos i wzrok ziemistych oczu najbardziej pożądany.
Delikatny rumieniec oznaczył twarz blondyna smugą różu, lecz nie na tyle widoczną, by chłopak musiał się nią przejmować. Właściwie nawet bezczelnie nie zwrócił nań uwagi (za co owa smuga winna się obrazić i jeszcze bardziej zaznaczyć swoją obecność) bowiem dotarł już do znajomego domu.
Prędko pokonał schody i znalazł się pod mieszkaniem mężczyzny. Delikatne stuknięcia nawet nie zdążyły rozbrzmieć do końca, gdy odgłos kroków zbliżył się do drzwi, które szybko zostały uchylone.
— Nathanielu, witaj – rzekł z ulgą w głosie szatyn. – Już myślałem, że dziś nie przyjdziesz, że coś się stało… Ale rzeczywiście coś się stało. Wejdź, proszę.
Zaciekawiony wzrok malarza spoczął na jego głowie, gdy chłopak przekroczył próg. Zmieszany i nieco niepewny tego, co powinien teraz uczynić, zatrzymał się w środku, patrząc na mężczyznę. Ten na szczęście po chwili odezwał się z uśmiechem na ustach.
— Wyglądasz ładnie, mój drogi. Naprawdę.
— Dziękuję – odpowiedział nieśmiało. Spojrzał zatem na bok, by z zaskoczeniem dostrzec stojące na sztaludze płótno. Paleta leżąca obok pokryta została różnymi odcieniami jasnej zieleni, co wskazywało jedynie na to, że Mrówkolew znów chciał uzyskać turkus do obrazu.
Podszedł do sztalugi, a z każdym zbliżającym go krokiem dostrzegał coraz więcej szczegółów obrazu. Tak jak się spodziewał, kolejne dzieło malarza należało do jego nowej serii, której chłopak był głównym tematem. Mimo to druga praca uderzyła go swoją doskonałością jeszcze bardziej.
Wirował.
Rozmazany kształt ściany i nienaturalnie ułożona chmura turkusowego światła nie były jedyną oznaką jego ruchu. Także rozdmuchane jasne włosy i lekko wychylona pozycja półnagiej postaci wskazywały na to, że kręcił się w kółko.
Wyciągnięte w przód ręce najwyraźniej trzymały tego, na kogo patrzył tytułowy Książę. Łączył zeń nie tylko dłonie, ale i wzrok swych głębokich oczu o tysiącu tonów turkusowej barwy. I znów, choć jego niemal alabastrowa twarz należała do najpiękniejszych, choć szeroki uśmiech pełen radości i rozbawienia był w swej delikatności doskonały, to właśnie te szlachetne oczy najbardziej przyciągały uwagę, pochłaniając patrzącego w tę studnię barwnego morza, w które wpadało ciepłe światło słońca.
Niespodziewanie Nathaniel przypomniał sobie swój niegdysiejszy sen. Abstrakcyjna wizja wirującego świata. Uderzające szybko stopy, absolutne szaleństwo. On i Mrówkolew. Dlaczego szatyn zawarł go na obrazie? Jak to możliwe?
Znajome ramiona oplotły go w czułym geście, zaś ciepły oddech znalazł się przy jego uchu, kiedy artysta spytał:
— I jak?
— Niesamowite… Co cię natchnęło tym razem?
— Hm, sam nie wiem. Po prostu nagle naszła mnie taka wizja. Szkoda, że malarstwo nie może pokazać dłuższej chwili, a jedynie zatrzymany na zawsze moment.
— I tak wygląda jak żyw. Jest po prostu piękny – stwierdził po chwili, decydując, że nie powie Mrówkolwu o swoim śnie. Bo i po co? To, co miał przed oczyma, było o wiele lepsze.
— Nie. Ty jesteś piękny – rzekł jednak mężczyzna, nim delikatnym gestem dłoni odwrócił jego twarz ku sobie.
Zawstydzony słowami chłopak uśmiechnął się nieśmiało, nie potrafiąc patrzeć prosto w te czułe i głębokie oczy. Mimo to tamten i tak przyciągnął go ku sobie i pocałował lekko.
Ten moment nie trwał jednak długo. Po chwili szatyn go puścił, by podejść tym razem do okna. W chłopaku zaś coś chciało zaprotestować, lecz nie odważyło się głośno wypowiedzieć swych racji, zagłuszone zdrowym rozsądkiem. Miast tego blondyn usiadł na sofie, nadal ze zdumieniem przyglądając się obrazowi.
— Za chwilę będzie padać. Ciekawe czy rozpęta się burza?
— Raczej nie. Chmury są zbyt słabe – zaryzykował stwierdzenie Nathaniel. Malarz zaś spojrzał nań i podniósł brew.
— Tak sądzisz? Mnie się wydają naprawdę ciężkie.
— Ale przy tym są za jasne, więc i zbyt słabe.
— Zobaczymy – rzekł w końcu, by dołączyć do niego na ciemnozielonym meblu.
Cisza, która zapadła, zdawała się być naturalna. Właściwie nie było się czemu dziwić – w mieszkaniu malarza bardzo często żaden z obecnych się nie odzywał i Nathaniel jakoś przyzwyczaił się do owej milczącej przerwy w istnieniu. To nawet nie był moment na żadne rozważania. Po prostu myśli dryfowały swobodnie, pozwalając choć przez chwilę wypocząć zajętemu co dzień umysłowi.
Tym razem jednak niespodziewanie odezwał się szatyn. Lecz nim to zrobił, zwrócił wzrok na kolejną pracę w swej nowej serii. Przyglądał się jej jakiś czas, by dopiero później rzec:
— Naprawdę cieszę się, że przyszedłeś.
— Przecież pracuję teraz dla ciebie. Czemu miałbym nie przychodzić?– spytał zaciekawiony chłopak. Mężczyzna zaś westchnął ciężko, jakby zbierając się w sobie. Może nie chciał mu mówić? Albo w ogóle nie chciał rozmawiać.
Lecz to raczej nie była właściwa odpowiedź.
— Bałem się. Że przejrzysz na oczy i stwierdzisz, iż tak naprawdę się mnie brzydzisz po tym, co zrobiliśmy. Właściwie co ja ci zrobiłem. Wiem, że nie powinie…
Nie dokończył. Przerwały mu bowiem dłonie blondyna, teraz zamykające usta słynnego malarza.
Czerwony na twarzy Nathaniel zaciskał wargi w wyrazie istnego skrępowania. Zmieszany i zawstydzony słowami szatyna nie wiedział, co powiedzieć. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że pozwalając mu odpowiedzieć na zwykłe pytanie, wkopie się w podobnie głęboką dziurę.
— Jestem tu. Prawda?
Mężczyzna z początku jedynie patrzył nań, zaskoczony jego gestem, lecz po chwili uśmiechnął się pod trzymającymi go dłońmi. Następnie chwycił je swoją ręką i odsunął na moment, by obie delikatnie pocałować. Uczyniwszy zaś to, przyciągnął chłopaka do siebie i przytulił mocno. Ten w odruchu również go oplótł, ciesząc się ze znajomego ciepła i zapachu malarza.
— Masz rację. Dziękuję – mruknął Mrówkolew cicho. Przeczesał czule jego jasne, teraz krótkie włosy.
W tym właśnie momencie niebo ścisnęło swe skryte za chmurami serce i pozwoliło uronić gorzkie łzy w niebiańskim akcie rozpaczy. Deszcz począł gęsto siąpić i uderzał głośno o ciemne dachówki domów oraz twardy bruk w rytmie stałego smutku matki natury.

7 komentarzy:

  1. Witam. c: Cały dzień tu zaglądałam, z nadzieją, iż w końcu coś dodałaś. Cieszę się, że w końcu pojawił się rozdział. :3 Co prawda pozostawił rodzaj niedosytu.
    Kompletnie rozbroiły mnie rozmyślenia i obawy Nathaniela. Właściwie to go dość rozumiem, sama mam podobnie; fryzjerów unikam jak ognia piekielnego. XD
    Moim skromnym zdaniem, jak już mówiłam, przekroczyłaś poziom Silencio. Tak czy inaczej wiem z własnego doświadczenia, że autor mało kiedy uznaje swoje dzieło za tak dobre, jak postrzegają je inni. *w*
    Weny. :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Shiemi zmartwychwstała, żeby męczyć swoimi żałosnymi komentarzami, puff! Nadrobiłam rozdziały i jestem szczęśliwa :D Co się tyczy poprzednich, każdy miał w sobie jakiś wątek, który wywołał uśmiech na mojej paszczy. Ten również to uczynił. Nath ma w sobie taką dziecinną naturę, co sprawia że jest normalnie przeuroczy. Miło się czyta, gdy wiedzą na czym z malarzem stoją. Mój kochany Mrówkolew jest taki opiekuńczy i dojrzały, świetnie się zgrywa z niedoświadczonym Nathem. No i uwielbiam przemyślenia Blondaska: Kocham go? Ale czy to na pewno miłość? Świetne! Staram się napisać coś normalnego, ale na usta ciśnie mi się tylko: hdhsaodeiowadhhheifaweifh, oooo jakie to słodkieeee~ Możliwe że to ze względu na godzinę (3:04) i to że mój mózg już odpoczywa >.< No i ten rozdział był bardzo życiowy xD Czyli wygląda na to że nawet Nath przejmuje się włosami >.< Podejrzewam, że nie liczyłby się dla niego jego wygląd, gdyby nie Mrówkolew. Słodziaki z nich i tyle. Cały czas mnie niepokoi ten Nicolas... Jakby nie patrzeć, to może wiele namieszać w ich relacjach, a już tak się ładnie układa. Oby się tak utrzymało, a najlepiej, żeby zaszło dalej :D Kończę, bo odpadam (Ach, te stajenne ogniska xD)
    Pozdrawiam, życzę duuużo weny i przepraszam że się nie odzywałam, Shiemi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro Shiemi zmartwychstała, to ja proszę o jej kontakt! xD
      Pisałam o tym już pod rozdziałem dwunastym, więc, jakbyś, Shiemi, mogła zerknąć... ^^"

      Usuń
    2. PRZEPRASZAM >.< Już się odzywam na skype ;p

      Usuń
  3. NARESZCIE, KOBIETO!
    Ostatnio miałam dni posuchy, bo wszystkie blogi zdecydowały się nie dodawać rozdziałów, fuck. Nawet Azjatycki Cukier nie odzywał się! I, biedna ja, nie miałam co czytać, więc zgrywałam milony filmów z neta, w nadziei, że jednak nie uda mi się ich obejrzeć, bo to jakieś stłamsi były ;.;.
    Na szczęście Racu jest łaskawa i mnie wybawiła! xD
    Buech, gdybym ja tak umiała opisywać... To nie kasowałabym opisów ze wszlkiech towórw i robiła je 50 razy od nowa, dodając coraz więcej przymiotników i tylko niszcząc opis ;.;. Ogólnie podobał mi się opis deszczu. Ale tak bardzo podobał, że podobał xD (ten bezsens by me). "Niebianśkie"... "W geście rozpaczy"... U mnie to by wyglądało tak::
    jedno małe zdanie, bo resztę skasowałam, gdyż było za dużo przymiotników. Ta dam xD.
    Rozumiem reakcję latorośli Angerboldów. Ja też nienawidzę nożyczek, lecz, na szczęście, mama już mnie nie próbuje na siłę sciąć i zaakceptowała moje pragnienie włosów dłuższych ^^". (Tak to mnie obcinała na pazia albo bombkę, czasami na boba. Nie muszę chyba dodawać, że wyglądałam, jak w kasku >.<.)
    Nathaniel powinien był powiedzieć o śnie! ;( Bo sny są ważne! (Zwłaszcza moje. Dzisiaj obudziłam się po koszmarze. Mianowicie, przyśnło mi się, że tata popsuł komputer (mój! :( I sój też, z internetem :().
    Weny! ^^
    Zwłaszcza, żem down i mi jej brak xD. (Ofiara Czerwieni się gdzieś kisi na twardym dysku, a ja napier... ERkhem, w klawisze do Luciferusa.)
    P. S. - Więcej weny, bo znów nie będę miała co czytać ;.;

    OdpowiedzUsuń
  4. Tatararatataa, ta drama na włosy XDD. Zastanawiam się, skąd ta dzika inspiracja...
    Rozdział do wejścia do domu Mrówkolwa był w porządku, ale bez dzikich rewelacji, za to bardzo podobała mi się niepewność malarza i jego poczucie winy. Sam w domu siedzi, czeka na swojego Nathaniela, maluje obraz i pewnie zdycha w oczekiwaniu na przyjście chłopaka. Bo gdyby nie przyszedł, to by znaczyło, że właściwie ma go dość. Nie mówił, że będzie później, więc może nie przyjść. I co on wtedy zrobi? Jak sobie poradzi z tęsknotą za tym małym, turkusowookim paskudem?
    Na szczęście radzić sobie nie musiał i wyleciał na spotkanie Nathaniela jak kot do człowieka, który zostawił go samego i bał się, że nie wróci. Tak jakoś Brukwi to poleciało i się spodobało. No i to, że chłoptaś faktycznie zareagował i zrozumiał choć troszkę Mrówkolwa. Nie przestraszył się, nie uciekł, tylko zapewnił go o swoim uczuciu i zrobił to niewerbalnie i uroczo. I ten sen był słodki, a obraz bardzo chciałabym zobaczyć ze względu na emocje odbijające się w oczach chłopaka.
    Tylko ta jedna uwaga, czasownik "omsknąć się" dziko mnie rozbawił. Omsknął się ten tego ten i nie zdążyłam tam go wytegować tym tamtym. Rączka się omsknęła i ucięła ucho. Omsknąć się. No dzika dzikość XDD
    To tyle, wracam do mojego maratonu filmowego.
    ~Brukiew, która nienawidzi upału.

    OdpowiedzUsuń
  5. Z uwagi na ten natłok rozwiniętych w formie komentarzy pozwól, iż zawrę moje przemyślenia w tych trzech słowach:

    Cisza. Przed. Burzą.

    OdpowiedzUsuń