Uwaga

piątek, 15 marca 2013

Prolog

Otwórz oczy.
Tak. Znów to samo. A właściwie co? Nic. No właśnie. Wciąż to samo, choć mógłbym wszystko zmienić.
Blade – bo już nie białe – ściany uśmiechają się do mnie gorzko. Wiem, co chcą powiedzieć. Czas ci mija, głupi szpaku. Ale ja pamiętam i nie potrzebuję przypomnienia. Nie mam żadnych braków: wszystko czeka tylko na mnie i moje dłonie. Chociaż nie, nie wszystko. Poza mną brakuje jednego.
Melodii.
Wstań.
Udaje mi się podnieść. Miękkie łóżko stęka pode mną. Najbogatsza część mieszkania, o tak. I najważniejsza. Poza pracownią. Choć czy nie cały mój dom to pracownia?
Cichy cień podpełza ku moim stopom niczym wierny pies, który waruje przy nogach pana, kiedy na nich staję. Widzę teraz moje śliczne cztery kąty w pełnej krasie, opromienione blaskiem wschodu słońca, który wlewa się przez kilka okien. Tyle mi wystarczy. Choć mogę mieć więcej. Ale przynajmniej żadna melodia nie jest onieśmielona, prawda?
Wykonuję kilka cichych kroków i podchodzę do stolika, na którego ciemnym blacie leży wczoraj kupiony chleb. Nie jest czerstwy, więc nie muszę iść do piekarza. Ten mnie lubi. Jego żona ma moje „Fanfary”. Tylko kopię, ale i tak dostaję czasem najświeższy lub najładniejszy bochenek za darmo. Choć i tego nie potrzebuję.
Obok chleba leży wciąż świeży ser. Pewnie pod drzwiami znajdę trochę mleka. Ludzie w ogóle mnie lubią. Bo dlaczego nie? Chyba jestem miły. I nie traktuję melodii tak jak większość. A przynajmniej nie każdą.
Odkrawam niewielką pajdę i nakładam nań ser. Nie używam masła. Nie lubię. Śmierdzi i szybko jełczeje. Wschodząca tarcza gorącej kuli pnie się do góry po czystym nieboskłonie, wisząc na niewidzialnych niciach. Uśmiecham się do niej.
Ostatnio ciągle sam budzę się o wschodzie, choć nieraz zasypiam późno. Kto wie czemu? Może to irytacja burzy mój spokój? Cóż, będę musiał znaleźć wreszcie melodię. Ale naprawdę szukam! I to długo. Zbyt.
Z ciemnego sufitu wita się ze mną pajęczyna, delikatnie podwieszona wystarczająco mocną nitką, która utrzymuje również małego pajączka. Przykro mi, kolego. Nie ugoszczę cię długo. Nie lubię takich zwierzątek.
Przeciągam się, gdy robi mi się chłodno. Cóż, mogę z radością sypiać bez koszuli, jednak po wyjściu spod pierzyny potrzebuję ubrania.
Przypadkowo widzę moje porozrzucane tu i tam po całym pokoju narzędzia. Wzdycham ciężko, przypominając sobie o obowiązkach.
M u s z ę  coś wreszcie znaleźć.

5 komentarzy:

  1. Jest cudownie! Fajnie się zapowiada, zabieram się za 1 rozdział. Piszesz piękne prologi i przemyślenia bohaterów. Są z pozoru proste, ale głębokie. Oczywiście o błędach można zapomnieć, nie da się ich u Ciebie znaleźć. Kolejny plus - dodajesz notki na czas, za co Ci bardzo dziękuję, bo szczerze odliczałam dni odkąd przeczytałam epilog "Chekku meito".

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej:D Przez przypadek trafiłam na twojego bloga i muszę przyznać, że spodobało mi się :D dlatego lecę czytać dalej ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejo!
    Początek obiecujący (za resztę zabiorę się jak będzie tego więcej ;) ), ciekawa koncepcja, pierwszoosobówka w teraźniejszym...
    I takie dwie uwagi ode mnie:
    "Cichy cień podpełza ku moim stopom niczym wierny pies, który waruje przy nogach pana, kiedy na nich stanąłem" - Czas teraźniejszy nie jest taki łatwy, ale konsekwentnie z nim - Cichy cień podpełza (pełznie) ku moim stopom [...], kiedy na nich staję. Lub całość przerzuć do przeszłego.
    "Wchodząca tarcza gorącej kuli" - a nie "wschodząca"? ;)
    Takie dwie mi wpadły.
    Trzymaj się i Weny życzę! ^ ^
    Av.r

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za zainteresowanie moim opowiadaniem ^w^ Co do wytkniętych błędów, już poprawiłam na "wschodząca tarcza". Jeśli zaś chodzi o "podpełzać", istnieje taki czasownik i został on poprawnie użyty w tym kontekście. Mam nadzieję, że dalsza część, choć prowadzona z innej perspektywy, spodoba się również ^w^

      Usuń
  4. Zapowiada się ciekawe, obawiam się że, za poważnie jak na mnie, ale będę czytać dalej.

    OdpowiedzUsuń